Rozdział 76

429 14 5
                                    

Po przyjechaniu do motelu dostałam wiadomość.

Ojciec:

Chcę być szczęśliwy, zasługuję na to i nie utrudniaj mi życia.

Siedząc na łóżku położyłam dłoń na brzuchu, moje maleństwo może mieć tylko mnie.

- Przepraszam cię kochanie - stwierdziłam załamującym się głosem. - Nie będziesz miał babci ani dziadka, możliwe, że nawet nie będziesz miał ojca. Przepraszam. Przepraszam, że mam taką rodzinę, a właściwie, że jej nie mam.

Wychodzi na to, że wszyscy poukładali sobie życie tylko ja nie mogę.

Alex ma Marca, wiem że dalej są razem, nie wiem natomiast jakiej natury jest ich związek, ale przede wszystkim ma swoją pracę, rozprawy, sąd. To zawsze sprawiało jej przyjemność.

Max jak widać ma nową rodzinę - ukochaną, syna, piękny, prawdziwy dom, zero zmartwień, a do domu przyjeżdża raz na jakiś czas, udając, że tęskni. Teraz już wiem z kim rozmawiał w urodziny.

Jednego tylko nie rozumiem. Skoro moi rodzice się nie kochają i oboje mają nowe rodziny, dlaczego się nie rozwiedli? Dlaczego zaczęli coś, nim zakończyli poprzedni rozdział życia.

Puściły wszystkie bariery, zasnęłam dopiero nad ranem, gdy nie miałam już sił płakać, a poduszka była cała przemoczona od łez.

Obudziłam się po dziesiątej, a właściwie obudził mnie telefon.

- Słucham? - spytałam zaspanym głosem i z okropną chrypą po płaczu.

- Z tej strony Loreline Adams - odezwała się kobieta po drugiej stronie. - Rozmawiam z Rosemary Black?

- Tak.

- Jestem partnerką Maxa, chciałabym się z panią spotkać.

- Nie... - byłam zaskoczona jej telefonem - Nie wiem czy to dobry pomysł.

- Proszę, bardzo mi na tym zależy.

- No dobrze.

- Możemy się spotkać o trzynastej w "Star Cafe" na SW26th Avenue?

- Przyjdę - zgodziłam się w końcu. - Do widzenia.

"Co ona zamierza?"

Postanowiłam nie myśleć o tym za dużo. Pewnie chce mi nawymyślać, bym zostawiła w spokoju jej chłopaka. Zdecydowałam mimo wszystko przyjąć jej słowa "na klatę."

O pierwszej siedziałam już w kafeterii, gdy weszła piękna kobieta o krótkich marchewkowych włosach, trzymała za rączkę tego małego chłopca o rudawych włoskach, był istną mieszanką jej i mojego ojca.

- Dzień dobry - podeszła i wyciągnęła do mnie rękę.

- Witam - uściskałam ją ze zmieszaną miną. - Dlaczego chciała się pani spotkać?

- Chciałam poznać córkę Maxa - oświadczyła - i chciałam, byś poznała brata. Sebastian, to jest twoja s... - zwróciła się do synka.

- Znajoma twojego taty - wtrąciłam się, ściskając jego pulchną rączkę.

- Kochanie, idź się pobawić - poprosiła malca wskazując kącik dla dzieci. - Dlaczego nie chcesz, by nazywał cię swoją siostrą? - spytała, gdy odszedł.

- Max wczoraj wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie jestem już częścią jego rodziny i mam się nie wtrącać w jego życie. Dlatego nie rozumiem, dlaczego w ogóle rozmawiamy? - wyznałam.

- On nigdy by nie powiedział czegoś takiego - zaoponowała.

- A jednak - spuściłam wzrok na splecione ręce. - Skąd miała pani mój numer? - wątpię, by on jej go podał.

- Wieczorem przeszukałam telefon Maxa i pamiętałam jak cię nazwał. Rose. Poza tym proszę mi mówić po imieniu.

- A więc?

- Zapewne wyda się to dziwne, ale gdy pierwszy raz cię zobaczyłam pomyślałam, że jesteś jego kochanką, a nie córką - zaśmiała się, ale mi nie było do śmiechu.

Widząc moją niewzruszoną minę, pytała dalej.

- O co chodziło ze szpitalem?

- Nic takiego, miałam wypadek, leżałam nieprzytomna - akurat o tym nie chciałam z nią rozmawiać.

- Przykro mi.

- Co wiesz o jego przeszłości? - byłam ciekawa co opowiedział jej mężczyzna.

- Kilka lat temu przeprowadził się do Miami, bo dostał posadę, my poznaliśmy się niedługo później, szybko zaszłam w ciążę i tak pojawił się Sebastian. Rozwiódł się z żoną, a ty pozostałaś pod jej opieką. Rzadko o tobie wspominał, ale zależało mu na kontakcie z tobą, jednak Alexandra skutecznie mu go utrudniała - w jej słowach było wiele smutku i wsparcia dla cierpiącego partnera.

"Szkoda tylko, że to nieprawda."

- Przepraszam, że to powiem, ale to kłamstwo. Max i Alex nie rozwiedli się, a ona opuściła mnie jeszcze przed tym całym awansem - znów poczułam pod powiekami te przeklęte łzy. - Może się zdziwisz, ale ja nie miałam o was bladego pojęcia, a swoje coraz to dłuższe wyjazdy usprawiedliwiał natłokiem pracy.

- Nie wierzę! - krzyknęła, ale zaraz potem się opamiętała.

- Nie kłamię - starłam z policzka nieposłuszną kroplę.

- To dlatego wciąż odkłada nasz ślub, mimo że nasz synek ma już cztery lata?

- Przykro mi z tego powodu. Ale... - spojrzałam na bawiącego się pociągiem malca i pomyślałam o moim dziecku, które nie ma już dziadków i może nie mieć ojca - ...proszę go nie osądzać i nie karać. Sebastian zasługuje na tatę. Zasługuje, by mieć normalną rodzinę.

- Ty również zasługujesz, by mieć rodziców - stwierdziła.

- Ale od dawna już ich nie mam. Ostatnia... - prawie ostatnia - ...bliska mi osoba umarła prawie sześć lat temu i była nią jego matka. Oboje nie byli już dla mnie rodzicami nim skończyłam dziesięć lat, tylko jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy - wyznałam z trudem powstrzymując kolejne łzy. - Max i Alex nie kochają się. Fakt, że nie mają formalnego rozwodu nie znaczy, że ich małżeństwo wciąż istnieje, bo tak nie jest. Ostatnio chyba spotkali się ponad pół roku temu i jedynie się kłócili.

Kobieta chyba chciała coś powiedzieć, ale ja nie przestawałam.

- Proszę dać mu drugą szansę, ponieważ wczoraj pierwszy raz od dawna widziałam Maxa tak zadowolonego i szczęśliwego, dopóki nie zobaczył mnie. Kocha cię i Sebastiana, nie chcę mu tego niszczyć. Dlatego proszę zapomnieć, że w ogóle się spotkałyśmy, proszę zapomnieć o tej rozmowie i żyć dalej, tak jakbym nie istniała.

Nie czekałam na jej odpowiedź, wstałam i wyszłam.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz