Rozdział 72

425 14 0
                                    

- Och Rose!

Samanta była najwspanialszą przyjaciółką, jaką mogłam sobie wymarzyć. Odwiedzała mnie co dzień, mimo że nigdy jej nie wpuścili i zrezygnowała przeze mnie z planów.

- Sami, co ty tu robisz? - spytałam przytulając przyjaciółkę. - Przecież już dawno miałaś być w Vancouver.

- Nie mogłam wyjechać i zostawić cię samej, nie mogłam odejść nie wiedząc czy się obudziłaś.

- A Piter?

- A Pit to zrozumiał i przyleciał do mnie, w końcu mamy jeszcze sporo czasu nim zacznie się pierwszy semestr.

- To bardzo miłe z jego strony.

- Wiem, a tak w ogóle to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - znów mnie przytuliła. - Trochę późno, ale nie chcieli mnie wpuścić, a jedyne co wiedziałam to, to, że leżysz w śpiączce.

- Dziękuję, że pamiętałaś.

- Co ci było?

- Złamana noga, zwichnięty nadgarstek, potłuczone żebra, pęknięcie czaszki i obrzęk mózgu, dlatego byłam w śpiączce tak długo. A co u ciebie?

- Niedawno byłam świadkiem w sądzie.

- W jakiej sprawie? - zmarszczyłam brwi.

- Ogólnie to w twojej - rozpromieniała, a na widok mojej zdziwionej miny dodała. - Gdy znalazłam cię na tej klatce zadzwoniłam na pogotowie i następnego dnia poszłam na policję. Cecil i Adam mieli pecha, bo na tym korytarzu, gdzie zrzucili cię ze schodów, o ile tak można to nazwać, kilka dni przed tym Ring również zainstalować kamery, bo często uczniowie urządzali tam sobie schadzki i ta kamera wszystko nagrała, nie było słychać o czym rozmawiacie, ale obraz jest wart tysiąca słów. Próbowali wmówić przysięgłym że to ty na nich napadłaś i tylko się bronili, ale to nie przeszło, poza tym ja powiedziałam o tym jak cię traktowali i o wszystkich incydentach.

- I co? - byłam zdziwiona, że był proces, więc tym bardziej nie spodziewałam się wyroku.

- Oboje zostali skazani na trzy lata więzienia. Na ich niekorzyść, działał fakt, że sędzią był ten sam mężczyzna, co na procesie pana Blackwella i doskonale ich pamiętał.

- Naprawdę?

- Tak, to koniec ich terroru.

- Dziękuję za wszystko, taka przyjaciółka to skarb.

- Wiem - zaśmiała się.

Rozmawiałyśmy jakiś czas, aż przyszedł mój rehabilitant na ćwiczenia złamanej nogi. Wychodząc oznajmiła, że jutro przyjdzie wcześniej i poznam jej ukochanego.

Tak też się stało. To niezwykły chłopak, można by powiedzieć, że wizualne przeciwieństwo Sami, bo jest wysokim blondynem, o brązowych oczach, ale mają bardzo podobne zainteresowania i jest równie serdeczny co ona. No i jak na dwudziestojednolatka wydaje się wyjątkowo odpowiedzialny.

- Przepraszam, że poznaliśmy się w takich okolicznościach - wskazałam gestem łóżko. - I że przeze mnie Samanta nie przyleciała do ciebie.

- Nie masz za co przepraszać Rose - oświadczył. - Byłem na rozprawie i słuchałem tych ludzi. Nie rozumiem jak ktoś taki jak ta dwójka, może jeszcze istnieć.

- Tacy ludzie zawsze będą i nie mamy na to wpływu - stwierdziłam.

- A ty jesteś zbyt wielkoduszna i tolerancyjna względem nich - wtrąciła Samanta.

- Już tak mam i nic na to nie poradzę.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz