Rozdział 62

444 15 0
                                    

"Co by tu upichcić?"

Stałam przed otwartą lodówką i zastanawiałam się, co przyrządzić na kolację, na którą miał przyjść Robert. Po tym, jak zabrał mnie do ekskluzywnej restauracji trochę ponad tydzień temu, nie chciałam wyskoczyć z jakimś banałem.

Padło na kaczkę pieczoną w winie i z jabłkami, do tego świeża sałatka.

Mama zawsze trzyma w barku kilka butelek wina i miałam nadzieję, że wśród nich jest choć jedna butelka białego. Miałam szczęście. Przygotowałam kaczkę, wtarłam w nią olej z ziołami i powkładałam jabłka, dwa zostawiłam w całości. Do naczynia żaroodpornego nalałam trochę wina i wstawiłam wszystko do pieca. Powinna być gotowa na przybycie ukochanego.

Po przygotowaniu kuchni i sałatki postanowiłam zająć się sobą. Mój wybór nie był jakoś szczególnie zaskakujący, wybrałam duży różowy sweter, ale zamiast jeansów postanowiłam włożyć czarną spódniczkę. Włosy upięłam w luźny wysoki kok, tak że końce sięgały talii.

Gdy byłam gotowa, usłyszałam dzwonek do drzwi.

Z godziny na zegarku wynikało, że Robert przyjechał odrobinę wcześniej.

"Aż tak mu się spieszy na spotkanie ze mną, że skrócił koło teatralne, albo przyjechał zaraz po nim, bo była siedemnasta czterdzieści pięć, a umawialiśmy się na szóstą."

Jak najszybciej zbiegłam do drzwi i ochoczo je otworzyłam.

Na progu nie stał jednak grecki bóg, na którego czekałam, lecz Adam.

Mimo mojej natychmiastowej reakcji, chłopak wdarł się do środka.

- Co ty tu robisz? - krzyknęłam gdy uderzyłam plecami o ścianę przy drzwiach.

Złapał mnie za ramiona i mocno trzymał, nie miałam szansy się ruszyć.

- A jak myślisz kochanie? - jego oczy...

To nie były jego oczy! Nawet w napadach szału jego piwne tęczówki pozostawały niezmącone. Adam zawsze był pewny siebie i można to było z nich odczytać. Teraz widziałam, że coś jest nie tak! Mimo ostrego światła z lampy tuż obok mojej głowy, które świeciło prosto na jego twarz, nie byłam w stanie dojrzeć piwnych tęczówek. Miałam wrażenie jakby jego źrenice były wielkości piłeczek tenisowych.

- Adam, ty coś brałeś!

- Ja tylko przyszedłem po to co moje - oświadczył, jakby moje słowa nie robiły na nim wrażenia. - Wiem, że potrzebowałaś trochę czasu dla siebie, ale tak mnie ostatnio kusiłaś...

- Niby kiedy?! - wtrąciłam. - Puszczaj mnie! - szarpałam się.

- Jako Śpiąca Królewna, widziałem jak pięknie wyglądasz, szedłem za tobą do domu i na balu. Chciałaś wzbudzić we mnie zazdrość i udało ci się. Byłem zazdrosny o Christiana, o Morrisa i o każdego chłopaka z którym rozmawiałaś. Byłem zazdrosny nawet o pana...

- Zostaw mnie! - ponownie krzyknęłam, gdy zacisnął uścisk. - I wynoś się z mojego domu!

- O nie szmato! - uderzył mnie mocno w twarz.

To nie był cios otwartą dłonią jak przedtem, wiedziałam, że jego pięść, która wylądowała zaledwie kilka centymetrów od mojego oka, odciśnie piętno na mojej skórze, zresztą tak jak dłonie na ramionach.

Popchnął mnie w stronę salonu, tak że wpadając do niego potknęłam się o dywan. Upadłabym, gdyby nie złapał mnie za nadgarstek i znów mocno zacisnął uścisk.

- Skoro uchodzisz za taką świętą dziewicę to pora to zmienić - stwierdził przyciskając mnie do siebie, poczułam jego drugą dłoń na pośladku i zaczęłam się szarpać. - Dwa lata czekałem, aż dasz mi dupy, a ty po wszystkim mnie rzuciłaś. Nie! Masz coś, co należy do mnie i zamierzam to sobie teraz wziąć.

- Zostaw mnie! - próbowałam go od siebie odepchnąć ale bezskutecznie. - Puszczaj!

Nie wiem co się stało, ale nagle poczułam jak się oddala, a później już tylko ostry ból głowy i ciemność.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz