Rozdział 102

388 15 0
                                    

Gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam zegarek, przeraziłam się.

Mary Ann budziła się regularnie co trzy godziny, a wskazówki właśnie wskazywały dziewiątą, co oznacza, że ostatni raz byłam u niej cztery godziny temu. Szybko wstałam i ruszyłam w stronę pokoju małej.

Tymczasem w fotelu obok łóżeczka siedział Robert, trzymał ją na rękach i karmił butelką, zapatrzony jak w obrazek.

"Piękny widok."

"Prawdziwy ojciec dbający o córkę."

W oczach pojawiły mi się łzy.

Gdy mąż w końcu mnie zauważył, opierającą się o futrynę i z zaczerwionymi oczami, posłał mi blady uśmiech, położył małą i ruszył w moją stronę.

- Coś się stało? - spytał delikatnie całując mnie.

- Nic, ale pięknie razem wyglądacie.

- Jak cała nasza rodzina.

- Co ty tu robisz? - byłam zdziwiona, bo w końcu był poniedziałek i do tego późny ranek. - Nie powinieneś być w pracy?

- Wziąłem dwa tygodnie urlopu - oznajmił.

- Dwa tygodnie ferii to za mało? - spytałam żartobliwie.

- Rose, nie musisz udawać - przytulił mnie. - Widzę jak bardzo jesteś wykończona, a mimo to wszystko chcesz robić sama. Nie bój się prosić o pomoc, jestem tu...

- To dlatego wstałeś do małej?

- Wstawałbym i w nocy, ale zawsze mnie ubiegasz - stwierdził. - Poza tym mimo wszystko miałaś operację, a to zawsze wpływa na zdrowie. Dlatego proszę teraz zawrócić i iść się położyć.

- Tak jest!

Musnęłam jego usta i zrobiłam co kazał.

- I jest moja wnuczka - powiedziała Marie, wchodząc do salonu, gdzie brakowało tylko jej, Williama i Meg.

Dziadkowie i pradziadkowie kolejno przyglądali się małej Mary Ann, a rozmowy wrzały.

- Jak uważasz Samanto, mała zmieniła się bardzo przez te cztery tygodnie?

- Bardzo to chyba mało powiedziane - stwierdziła równocześnie z Pitem.

- A ty, Anno, jak się czujesz?

- Dobrze, jeszcze trzy tygodnie i mały Scott będzie z nami.

- To teraz wasza kolej - zaśmiała się Meg, kierując te słowa do moich przyjaciół.

- O nie! - stwierdziła stanowczo Sami.

- Przynajmniej nie do końca studiów, w tym jesteśmy zgodni - dodał Pit.

- Teraz nie widzę się w roli matki, jestem stanowczo za młoda - wyznała. - Ale jak widać na załączonym obrazku Rose to co innego - wskazała na mnie, podczas gdy ja trzymałam córkę na rękach.

- Jeśli mam być szczera to nie zamieniłabym tego życia na żadne inne - uśmiechnęłam się - i nie żałuję żadnej podjętej decyzji na przestrzeni ostatnich osiemnastu miesięcy.

- Ja również - Robert nachylił się i cmoknął mnie w policzek.

Urządziliśmy to rodzinne spotkanie korzystając z ostatniego wolnego weekendu ukochanego. Od poniedziałku zostanę sama z maleńką Mary Ann, ale zapowiedziałam już mężowi, że będziemy codziennie po niego przyjeżdżać.

I tak też robiłyśmy. 

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz