Rozdział 54

465 16 0
                                    

Chciałam na chwilę wyjść, przewietrzyć się, ale jakimś cudem poszłam do teatru, czułam się jakby nieokreślona siła ciągnęła mnie w to miejsce.

Zapaliłam reflektor nad sceną i ruszyłam w jej kierunku. Dekoracje ze spektaklu zostały już niemal całkowicie rozebrane, zostało już tylko łóżko, podeszłam do niego i usiadłam.

To miejsce wiąże ze sobą wiele miłych wspomnień, wyjątkowych, ale i niestety bolesnych.

W mojej głowie pojawił się obraz naszego pierwszego pocałunku, gdy zza kurtyny wyszła tajemnicza postać, ale wystarczył mi zarys sylwetki bym wiedziała, że to miłość mojego życia.

- Nie powinien pan być na balu? - spytałam wstając i robiąc krok w jego stronę.

- Właśnie o to samo chciałem się zapytać - zatrzymał się kilkanaście centymetrów ode mnie, ale był jakiś dziwny, ręce trzymał z tyłu i nieco się garbił, niezbyt w tym wszystkim przypominał siebie.

- Coś się stało? - byłam coraz bardziej zmartwiona.

- Właśnie skończył się taniec króla balu - oznajmił.

- Cecil było ładnie w koronie?

- Nie została królową - nieco się rozpromienił. - Ani ona, ani Amanda. Dyrektor oznajmił, że dziewięćdziesiąt procent uczniów dopisało własną kandydatkę.

Rozluźnił się odrobinę i wyciągnął zza pleców srebrny diadem. Przypominał ten ze spektaklu.

- Księżniczka stała się królową - ukłonił się, na tyle, na ile przestrzeń między nami na to pozwalała. - Mogę?

- To żart! Prawda?

- Nie - stwierdził stanowczo. - Gdy nie pojawiłaś się na scenie i Adam zatańczył już z Cecylią, dyrektor poprosił, bym cię odszukał i wręczył koronę. Więc jak?

W odpowiedzi jedynie pokiwałam twierdząco głową. Delikatne dłonie Roberta musnęły moje czoło i wsunęły we włosy grzebyki diademu.

- Pięknie wyglądasz - szepnął.

- Normalnie, nic wielkiego.

- Roza, jak zobaczyłem cię na scenie, w tym jasnym świetle, taką delikatną, a zarazem niezwykle kobiecą, z trudem powstrzymałem się od pocałunku, gdy w końcu znalazłaś się w mych ramionach.

- Też tego pragnęłam - wyznałam.

- Zróbmy to jak należy - stwierdził nagle. - To ja pierwszy powinienem cię zaprosić do tańca, a nie ty mnie.

Oparłam dłonie na jego ramionach i podciągnęłam się nieco, szepcząc do ucha:

- Więc na co czekasz?

Uśmiechnął się szerzej i zrobił krok w tył.

- Czy będę godzien prosić panią do tańca? - spytał, kłaniając się w pas.

- Z największą przyjemnością - podałam mu dłoń. - Jeśli jednak zgodzi się pan zostać mym królem.

- Dla ciebie wszystko.

Nie tańczyliśmy już walca ani żadnego innego tańca, byliśmy po prostu parą wtulonych w siebie ludzi, kręcących się powoli w kółko. Robert nucił piękną i nieznaną mi melodię pod nosem, sprawiając tym samym, że moja dusza sięgała niebios.

- Wiesz o czym myślałam, gdy się zjawiłeś?

Spojrzał na mnie, później na otaczający nas teatr i odparł.

- O naszym pierwszym pocałunku?

- Tak.

- Ja też.

Nie musiałam już nic więcej mówić, usta Roberta zbliżały się powoli do moich, zacisnął uścisk na moich plecach, przyciągając mnie bliżej, aż przywarliśmy do siebie w długim namiętnym pocałunku. Mimo, że było to dla mnie już zupełnie naturalne, delikatność ust ukochanego wciąż mnie zaskakiwała. Po chwili poczułam jak jedna jego dłoń wędruje na moją szyję i kciukiem gładził mój policzek, potęgując tym doznania i ich intensywność.

Z chwili zapomnienia wyrwało mnie trzaśnięcie.

- Co to było? - spojrzałam w kierunku drzwi.

- Nic, zapewne wiatr - oznajmił spokojnie.

- Pewnie masz rację, ale lepiej już wracajmy.

- Tak, dyrektor już pewnie czeka - stwierdził.

Nim jednak opuściliśmy teatr, ponownie złożył na mych ustach czuły pocałunek.

- Masz przepiękną suknię - wyznał..

- Dziękuję, to suknia ślubna babci - przyznałam.

- Miała gust.

- Tak, choć na niej wyglądała nieco inaczej, Mary Ann była młodsza i zgrabniejsza w dniu ślubu.

- A wygląda jak uszyta specjalnie dla ciebie - cmoknął mnie po raz ostatni w policzek, wiedząc, że później już tego nie zrobi.

- Muszę jeszcze przyznać, że idealnie dobrałeś chusteczkę do butonierki.

- Miałem przeczucie, by wybrać srebrną, a miałem zamiar wziąć czerwoną.

- Ten wybór jest idealny.

- Nie mogę się nie zgodzić - stwierdził mierząc mnie wzrokiem.

- Co masz na myśli, bo chyba nie chusteczkę? - dopytywałam, bo ewidentnie nie chodziło mu o poszetkę.

- W jednym zdaniu. O ciebie - uśmiechnął się.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz