Zostałam sama, siedząc nieruchomo na łóżku i jeszcze przez kilka minut wpatrując się w zielone drzwi teatru, które zatrzasnęły się za niemal uciekającym Robertem.
Zebrałam się w sobie i zrozumiałam, że czas najwyższy wrócić do domu.
Podeszłam do wiszącej w rogu ogromnej szarej skrzyni, znajdującej się na końcu sali i nim przycisnęłam wyłącznik świateł, ostatni raz spojrzałam w kierunku sceny. Ciemnobrązowe deski przyjemnie kontrastowały z ostrą czerwienią kurtyny.
I...
...olśniło mnie.
Poczułam się prawie jak niewidomy, który odzyskał wzrok. Kolory wróciły, otoczenie znów było piękne, biło od niego ciepło i bezpieczeństwo.
A to wszystko dzięki niemu.
"Zakochałam się w nauczycielu!"
To głupie i nieodpowiedzialne z mojej strony. Próbowałam stłumić te uczucia od naszego pierwszego spotkania, ale ten pocałunek przełamał bariery. Robert zwrócił mi chęć do życia.
On stał się centrum mojej egzystencji.
Idąc ulicą chłonęłam świat od nowa. Wszystko wydawało się obce, a tak naprawdę większość mijanych przeze mnie drzew rosły, gdy ja rosłam. Park, przez który przechodziłam codziennie, był teraz niemalże cały nagi, liście opadły z gałęzi i utworzyły pomarańczowo-czerwony koc, przykrywający chodniki i ławki znajdujące się wokół.
Stanąwszy u progu własnego domu poczułam się obco. Nieco już wyblakłe, niebieskie deski, okalające cały budynek wydały się nieznośnie radosne. Przyzwyczaiłam się już do smutnej szarości, które tak dobitnie podkreślały wyraz mojego życia.
W mieszkaniu było ciemno, ale widziałam zarys delikatnej zieleni salonu, czerwieni kominka...
Weszłam do pokoju i zapaliłam lampki zaplecione na ramie łóżka, nie byłam już jednak w stanie nawet na nim usiąść. Kolana ugięły się pod ciężarem emocji i upadłam na ciemne deski.
Nawet mój własny azyl sprawiał wrażenie, jakby należał do kogoś innego. Niby te same ściany, meble, światła, ale i on był zbyt szczęśliwy. Należał do dawnej Rose, Rose sprzed kilku tygodni, nie mnie.
- Tej dziewczyny już nie ma - szepnęłam.
Po policzkach w jednej chwili pociekły mi łzy. Patrzyłam na biele, czernie i róże dominujące w pokoju, na małe ciepłe światełka, które rozprowadzały po wnętrzu delikatną złotą poświatę i płakałam.
Nie dlatego, że już nie jestem tym kim byłam...
Nie dlatego, że znów jestem sama.
Nie dlatego, że cieszę się, iż widzę.
Po części dlatego, że przeżyłam dziś coś prawdziwego i pełnego miłości, doznałam czegoś, czego od dawna bardzo pragnęłam...
...ale też wiem, iż to straciłam.
Pokochałam Roberta od pierwszego wejrzenia, poczułam coś pięknego w chwili, gdy wybiegł do mnie w deszczu i stanął w strudze światła. Jego oczy były wówczas jak haczyk na końcu bardzo długiej linki. Wciągała mnie ciemność, a z drugiej strony pojawił się płomyk nadziei, ciągnął w drugą stronę, coraz dalej i dalej od nieznanej otchłani. Wędkę trzymał Robert, nasz pocałunek odzwierciedlał moment, gdy rybak wyciąga zdobycz z wody, ale był również jak cios, gdy okazuje się, że na końcu linki, na haczyku, nie jest zaczepiona ryba, tylko stary but, który zaraz po wyciągnięciu wyrzuca się z powrotem do jeziora. Ucieczka mężczyzny była jak daleki rzut.
Straciłam go i to już na zawsze.
Już nic nigdy nie będzie takie samo.
Nie miałam już siły nawet myśleć.
"Boże, nie chcę więcej myśleć!"
Noc spędziłam na podłodze, zapłakując róg dywaniku, który leżał pod oknem.
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...