Rozdział 84

508 17 0
                                    

Obudziłam się po raz pierwszy w nowym domu i z radością stwierdziłam, że leżę otulona mocnymi ramionami ukochanego, głowę miałam opartą o jego pierś, a spokojne bicie jego serca dudniło w całym moim ciele.

Patrzyłam jak spokojnie śpi i mogłabym tak patrzeć przez wiele godzin, zamknięta w klatce jego uścisku, ale nagle nasze maleństwo zaczęło się ruszać - po raz pierwszy.

Usiadłam gwałtownie, położyłam dłoń na brzuchu, a do oczu napłynęły mi łzy. Mój gwałtowny ruch zbudził Roberta, który teraz szybko się podniósł i przysunął bliżej mnie.

- Rose, płaczesz? - położył rękę na moim policzku i delikatnie pogładził go kciukiem. - Proszę, nie! Jeśli coś zrobiłem to przepraszam... - znów zaczął się nakręcać.

- Nie panikuj, skarbie. Wszystko dobrze - pierwsza łza pociekła mi po policzku.

- Ale płaczesz...

Zabrałam jego dłoń z mojego policzka i położyłam ją na wybrzuszeniu, gdzie przed chwilą poczułam stópkę dziecka.

- Czujesz? - najwidoczniej maleństwo reaguje na ojca tak jak ja, bo jak na zawołanie kopnęło prosto w rękę tatusia.

- Maleństwo? - spytał, jego oczy również zrobiły się szkliste.

- Pierwszy raz je poczułam - uśmiechnęłam się, a po policzkach łzy spływały już kaskadami.

- Więc to są łzy szczęścia?

- Na to wygląda - zaśmiałam się, a i on uśmiechał się od ucha do ucha.

- Skoro jesteśmy już w takim radosnym nastroju - sięgnął do szafki nocnej i z szuflady wyciągnął małe satynowe pudełko. - Nie jest to, co prawda zbyt romantyczne, ale...

Otworzył niewielki przedmiot, ukazując delikatny pierścionek z białym brylantem na środku obrączki z różowego złota. Był piękny.

- Rosemary Black, wyjdziesz za mnie?

Zabrakło mi słów, znajdowaliśmy się w naszym ogromnym białym łóżku z baldachimem, przez okno wpadało delikatne światło poranka, a na parapecie za oknem wił się bluszcz. Niespodziewanie wróciły wspomnienia z minionego wieczoru, gdy siedzieliśmy we wnęce okna na poduszkach i rozmawialiśmy.

***

Siedziałam między jego nogami i opierałam się o ciepły tors mężczyzny, którego kochałam.

- Nie powiedziałam ci całej prawdy - wyznałam odwracając głowę i zerkając na Roberta.

- To znaczy? - spytał.

- Pominęłam kilka faktów wyjaśniając, dlaczego tyle zwlekałam z odnalezieniem cię.

- Dlaczego? - zacisnął ucisk na moich ramionach.

- Nie chciałam cię oszukiwać, ale bałam się twojej reakcji.

- Trochę przykro mi, że we mnie wątpisz - pocałował moje włosy. - Dlaczego teraz zmieniłaś zadanie?

- Widząc jak dzisiaj... Jak twoja rodzina... - nie umiem dokończyć zdania, a do oczu napływały mi łzy. - Wspieracie się i jesteście szczęśliwi. Jesteście sobie tacy bliscy...

- Ciii, Rose, nie musisz mi tego mówić, jeśli to za wiele - posłał mi blady uśmiech ocierając łzę. - Ja to rozumiem.

- Muszę, bo sama już tego dłużej nie udźwignę - wtuliłam się w niego. - Widząc was, coś we mnie pękło - popatrzyłam na okrągły księżyc za oknem. - Matka zaraz po rozprawie zniszczyła kartę SIM, w akcie zemsty za przegraną sprawę. Nie pamiętałam twojego numeru, ani maila, bo wszystko miałam zapisane na tym nieszczęsnym urządzeniu. Chciałam się z tobą skontaktować, ale nie miałam jak, żadne z nas nie ma konta na portalach społecznościowych. Miałam myśli, by napisać do ciebie bezpośrednio na blogu, ale to też było niewykonalne, ponieważ Alex ukryła gdzieś mój komputer z którego mam do niego dostęp i znalazłam go dopiero, kilka dni przed przyjazdem do Bridges, jak chciałam wymienić koło.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz