▪ one hundred fifty five ▪

436 32 74
                                    

~ Marinette's pov ~

- Dobra, myślę, że wszystko mamy ogarnięte. Pozostało nam zabrać się do domu - podsumował sennym głosem Chris.

- Nareszcie - westchnęłam, przy okazji przeciągle ziewając. - Strasznie ci dziękuję, że zostałeś i mi z tym wszystkim pomogłeś. Wykorzystałam już chyba każdą wymówkę dla Amie, a w życiu nie dałabym sobie sama z tym rady.

- I tak już słabo ogarnia życie. I dzięki - powiedział w przerwie między ziewnięciami. - Teraz będę robił to bez ustanku, uh - mruknął niezadowolony, na co zachichotałam. - Wiesz, że ziewanie jest zaraźliwe?

- Doskonale to wieeeem - znowu ziewnęłam, nie mogąc powstrzymać tej wewnętrznej siły. - Szlag by to wziął. 

- Marinette, przestań no - szturchnął mnie, po raz kolejny nie mogąc powstrzymać ziewnięcia. - Dobra, wołaj Lukę i lecimy.

- Jasne - zagryzłam zęby, starając się powstrzymać kolejne otwarcie buzi, co oczywiście spełzło na niczym. 

Odwróciłam się w drugą stronę, zmierzając do miejsca, w którym wcześniej zostawiłam chłopaka. Większość świateł została już wyłączona, także nie widziałam go z daleka. Podążałam bardziej za jego śmiechem oraz za głosem, którego nie potrafiłam przypisać do żadnej osoby. Kiedy już znalazłam się dosłownie dwa kroki przed poszukiwanym, pokręciłam głową z rezygnacją, dostrzegając do jakiego stanu doprowadził się razem z kumplem.

- Jacob, czy ty zawsze musisz być przyczyną jego tak beznadziejnego...

- Ćsi, ćsi, ćsiii - przerwał mi, za co dostał z łokcia w brzuch.

- Przepraszam cię bardzo, mój drogi przyjacielu, ale nie przystoi przerywać damie. Tym bardziej, gdy ta dama jest moją kochaną dziewczyną.

- Oh, przepraszam. Po stokroć przepraszam. Faktycznie tak nie przystoi - Mathieu wyszedł zza stolika i klęknął przede mną.

Wróć. Nie klęknął, a niezdarnie padł na kolana, ledwo co zachowując przy tym równowagę i nie upadając na twarz.

- Czy jestem godzien uzyskać twojego przebaczenia, o pani?

- Godzien to był Thor Mjolnira. Wstawaj pacanie, czas iść do domu.

- No wiesz ty. Ja tu tak się staram, a ty mnie wyzywasz od pacanów - wstał, niemal się przy tym przewracając. - Wychodzę - ruszył przed siebie, co chwilę wpadając na jakiś fotel albo stolik.

- Serio Luka?

- Przynajmniej tym razem kontaktuję - wyszczerzył się w moją stronę.

- Stare, a dalej niemądre - westchnęłam i ruszyłam za Chrisem, który już podążał za Jacobem. - Co zamierzasz?

- Wsadzić go do auta, które przyjechało po Amie. Mieszka po drodze do jej domu, także mam nadzieję, że go podrzucą - wytłumaczył mi, zarzucając sobie przez ramię rękę kumpla z klasy.

- A gdzie jest Amie? 

- Przysypia tam na kanapie - wskazał na nią ruchem głowy. 

Gdy tylko ją ujrzałam, od razu ruszyłam w jej stronę i obudziłam. Gdy otworzyła oczy, rozejrzała się dookoła nieprzytomnym wzrokiem, nieco marszcząc brwi, jakby nie mogła określić, gdzie tak właściwie się znajduje.

- Odwaliłam coś złego? - zapytała, powoli wymawiając każde ze słów.

- Chyba nie. Chodź, zaprowadzę cię do auta, które odwiezie cię do domu - podeszłam do niej bliżej i wyciągnęłam rękę w jej stronę, oferując w ten sposób swoją pomoc.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz