▪ sixty seven ▪

1.1K 115 77
                                    

~ Marinette's pov ~

- Przepraszam - powiedziałam cicho, gdy w końcu się od niego odsunęłam. - Nie powinnam tego robić - schowałam twarz w dłonie. - Boże, jestem idiotką. Naprawdę przepraszam - spojrzałam mu w oczy.

Wpatrywałam się w niego i zastanawiałam, co u licha mną kierowało? Dlaczego ja to zrobiłam? Co ja sobie myślałam?!

- Okej. Wszystko okej - delikatnie się uśmiechnął.

W końcu szczerze się uśmiechnął w moim kierunku. Jak ja za tym tęskniłam. Mój Chat Noir.

- Ale... Wiesz, że...

- Wiem, to nic nie znaczyło - złapał mnie za dłoń. - Kochasz go, prawda?

Nie zastanawiając się ani chwili, przytaknęłam.

- Nie powiesz mi, dlaczego dałaś mu miraculum, prawda?

Chwilę nie reagowałam, aż w końcu pokręciłam głową. Westchnął.

- Czyli nie dowiem się, co się dzieje?

Znowu zaprzeczyłam.

- Przynajmniej nie na razie. Nie będziesz miał mi tego za złe? - spytałam z nadzieją.

- Musi być jakiś powód, dla którego nie chcesz mi powiedzieć - wzruszył ramionami.

- Dzięki. I... Wybacz, że postawiłam cię w takiej sytuacji. Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam - westchnęłam.

- Achhh jak bardzo mnie ciekawi, co siedzi w tej twojej pięknej główce - podszedł bliżej i objął mnie mocno.

Również się w niego wtuliłam. Już... Już w głowie miałam tę myśl.

Powiem mu. Teraz jest idealny moment. Wystarczy wypowiedzieć te dwa słowa.

- Jesteś wspaniałym przyjacielem, Chat - wyznałam.

Cholera Mari! Nie te słowa! Miałaś mu powiedzieć.

- A ty okropną przyjaciółką - zgadza się. - Wiesz, że to zabrzmiało jak typowy friendzone?

Oboje się zaśmialiśmy.

To jeszcze nie dziś...

- Czyli między nami wszystko okej?

- Powiedzmy. Ale wiesz, że zawsze możesz wszystko mi powiedzieć, tak? Choćby nie wiadomo co to było, po prostu powiedz.

Żeby to było takie łatwe, Chat.

- Okej. Przepraszam, że na razie tego nie zrobię. Naprawdę nie umiem - spuściłam głowę, czując wypełniające mnie poczucie winy.

- Rozumiem - pocałował mnie w czoło. - Trzymaj się. Do zobaczenia.

Pożegnał się i oddalił.

- To nie tak miało być, cholera - złapałam się za włosy, jednak momentalnie poluźniłam uścisk, przypominając sobie, jak mało już mi ich zostało.

Wróciłam do domu i po usilnych próbach w końcu zasnęłam. I nawet dobrze się czułam, a to był już jakiś progres.

A przynajmniej fizycznie, bo mentalnie to... Dobranoc.

~~~

- Hejka - przywitałam się ze wszystkimi na szkolnym dziedzińcu.

- Boże, dziewczyno, ty żyjesz - heh no widzisz, jeszcze żyję...

Alya wstała z ławki czym prędzej i uściskała mnie mocno.

- Witaj wśród żywych, Mari - jeszcze jedno słowo o życiu...

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz