▪ seventy nine ▪

1.2K 107 41
                                    

- Dzień dobry - przywitałam się z paniami na recepcji i bez zbędnej gadaniny, ruszyłam w stronę odpowiedniej sali.

Gdy już znalazłam się pod nią, weszłam i zastygłam w bezruchu. W środku nikogo nie było. Panowała tu ogłuszająca cisza, której nie mogłam znieść, a wspomnienia zaczęły mi mącić w głowie. Cofnęłam się o krok do tyłu i zamknęłam drzwi.

- A panienka dokąd się wybiera? - usłyszałam za sobą głos mężczyzny.

- Tam jest okropnie. Nie wytrzymam, jeżeli będę tam miała siedzieć sama - powiedziałam stanowczo, ale jednak z drżącym głosem.

- Spokojnie. Mam już dzisiaj wolne, więc mogę z tobą posiedzieć - otworzył przede mną drzwi i przepuścił przodem.

- A co z Lucasem?

- Pisał, że się spóźni. Pierwszy raz coś takiego się wydarzyło, więc trochę się martwię.

- Jak wtedy poszedł mnie odprowadzić, po stypie, dosyć dużo rozmawialiśmy. Co prawda trochę się powkurzał i takie tam, ale nie rozstawaliśmy się w kłótni. Nie miałam z nim kontaktu przez ostatnie dwa dni - przyznałam.

- Nie ma co dramatyzować. Może po prostu wyskoczyło mu coś ważnego. Albo i nie... Swoją drogą, prawdopodobnie będą to jego ostatnie dawki - mówił mi Damien, podczepiając jednocześnie chemię. - Dzisiaj dostaniesz trochę mocniejszą dawkę, przez to, że ostatniej nie mogłaś przyjąć...

- Co? O czym mówisz? - zignorowałam jego ostatnie zdanie.

- Jakiś tydzień temu robiłem mu badania. Dzisiaj dostałem wszystkie wyniki i po ich przeanalizowaniu, mogę śmiało stwierdzić, że to wygrał.

- Ale tak w stu procentach? - uśmiechnęłam się szeroko.

- Tego jeszcze nie wiem. Nie mam pełnego obrazu, ale mimo wszystko uważam, że zostały mu jakieś 2, no maksymalnie 3 chemie.

- Jeju, ale się cieszę - serce chciało wyrwać się z mojej klatki piersiowej. - Udało mu się... Udało... - powtarzałam.

Wiedziałam, że jego nowotwór nie należał do najzłośliwszych, ale nigdy nic nie wiadomo, więc ta wiadomość niemało mnie ucieszyła.

- Mówiłeś mu już coś?

- Nie. Dzisiaj miałem w zamiarze to uczynić, ale chyba już się nie pojawi - podciągnął rękaw swojego kitla i sprawdził godzinę. - Planowo powinien być godzinę temu - powiedział trochę zmartwiony.

- Może zadzwonić do niego?

- Myślę, że to dobry pomysł.

Przytaknęłam i odszukałam telefon w swojej torebce. Wybrałam numer do Lucasa. Po kolejnych sygnałach w końcu odezwała się poczta głosowa.

- Coś jest nie tak, Damien - mężczyzna zmarszczył brwi, a ja czym prędzej zadzwoniłam do Luki. - Hej Luka. Słuchaj, mógłbyś mi przesłać numer do Chrisa? To ważne.

- Po co?

- Po prostu wyślij, okej? Potem pogadamy.

- No dobra. Do później - pożegnał się i zakończył połączenie.

Po niecałej minucie miałam już numer Chrisa i czym prędzej do niego zadzwoniłam. Mijały kolejne sygnały i już denerwowałam się, że również nie odbierze, aż w końcu usłyszałam jego głos.

- Halo? Kto mówi?

- Chris. To ja, Marinette. Co się dzieje z Lucasem? - z każdą chwilą denerwowałam się coraz bardziej. Lucas tak się nie zachowywał. Nigdy.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz