~ Marinette's pov ~
- Chciałbym, żebyś miała we mnie przyjaciela. Takiego przyjaciela, którego nie okłamujesz i mówisz wszystko, co dotyczy twojego zdrowia, okej? Masz być ze mną całkowicie szczera. Co ty na to? - zaproponował.
- Domyślam się, że często będziemy się tu spotykać, więc myślę, że mogłabym przystać na twoją propozycję - uśmiechnęłam się do mężczyzny. - Ale w takim razie muszę coś o tobie wiedzieć - wydaje mi się, że taką gadką starałam się odwrócić swoją uwagę od głównego tematu naszego spotkania, ale na szczęście lekarz nie oponował.
Nadal dziwnie mi było zwracać się do niego na ty, bo różnica wieku była dosyć spora, ale skoro sam to zaproponował, to czemu by nie.
- Słucham więc.
- Ile masz lat?
- 32 - tak przeczuwałam.
- Masz żonę?
- Tak, Claire.
- A dzieci?
- Mamy syna Nicolasa i córeczkę Sophie.
- Jakieś zwierzę?
- Owczarek niemiecki.
- Mieszkasz w domu czy w bloku?
- W domu, nawet z ogrodem.
- Pizza z ananasem czy bez?
- Bez, zdecydowanie bez
- Uf. Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą. - Mogę ci zaufać?
- Jak najbardziej.
- Pomożesz mi?
- Najlepiej, jak tylko będę potrafił.
- Czy z każdym pacjentem tak się umawiasz?
- Nie, zazwyczaj trafiam na starsze osoby, które i tak o wszystkim mi opowiadają. Ci chciałem to powiedzieć, bo wiem, że młodzi różnie mają w głowach. I poza tym, jesteś moją pierwszą tak młodą pacjentką.
- Rozumiem - podobało mi się jego podejście do pracy.
- To wszystko? Koniec przesłuchania? - zapytał pogodnie.
- Myślę, że tak.
- Jakby co, to pytaj. Tak jak mówiłaś, dosyć często będziemy się spotykać.
- Dzięki za pocieszenie. Przyda się - przypomniałam sobie, o czym właśnie się dowiedziałam.
Jestem chora...
- Będzie dobrze, Marinette - zobaczyłam jego uśmiech i aż sama się uśmiechnęłam.
Damien to przystojny mężczyzna. Ma ciemne włosy, delikatny zarost i chyba szare oczy. Wygląda na wysportowanego, ale tak z umieram, bez wielkich muskuł. Taki w sam raz.
Moje rozmyślania przerwał tata, który wkroczył do środka.
- To wszystko? Możemy iść? - zapytał wyraźnie zniecierpliwiony.
- Tak, to wszystko. Proszę, twoja teczka. Widzimy się w czwartek.
- Dobrze, dziękuję. Do widzenia - pożegnałam lekarza i wyszłam z ojcem z pomieszczenia.
- W porządku, słoneczko? - usłyszałam zmartwiony głos mamy.
- Jak na to, że przed chwilą usłyszałam taką wiadomość, to chyba nie jest najgorzej. Trafiłam na świetnego lekarza - przyznałam, cały czas trzymając barierę pomiędzy swoim umysłem a świadomością nowotworu.
Całą drogę do domu szliśmy w milczeniu. Mama przez ten czas pochlipywała, a tata starał się trzymać pozory, ale wiedziałam, że też to przeżywa.
- Hej, spokojnie. Jakoś damy radę, tak?
Nie odpowiedzieli mi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, mama rzuciła się na tatę i płakała. Bardzo płakała.
- Nie mówcie nikomu - powiedziałam stanowczo, dalej trzymając emocje na wodzy.
- Co? - spytał mnie tata.
- Nie mówcie, proszę, nikomu, że jestem chora.
- Ale... - zaczęła mama.
- Proszę - nalegałam.
- Dobrze, jeżeli ci na tym zależy, to niech tak będzie - tata zwrócił się do mamy. - Niech to będzie jej decyzja.
- Dziękuję - zastanowiłam się i dodałam jeszcze: - Jakby ktoś pytał, skąd ta ponurość u nas, to po prostu mówcie, że zmarła jakaś bliska nam ciotka od strony mamy. I tak nikt nie zna naszej rodziny od tej strony.
Choć niechętnie, przytaknęli mi. Dopiero wtedy poszłam do swojego pokoju, aby dać upust łzom.
To, że wcześniej się uśmiechałam, nie znaczyło, że się z tym pogodziłam i niespecjalnie przejęłam. Przejęłam się jak cholera, ale nie chciałam tego pokazywać rodzicom. Nie chciałam ich martwić.
Pudełko chusteczek szybko się skończyło, więc przestawiłam się na papier toaletowy.
Też się nada.
- Trzymaj - podała mi rolkę papieru Tikki.
Ona też to przeżywała. Czułam to.
- Jak się trzymasz, mała? - zapytałam pomiędzy wstrząsami od szlochu.
- Źle. Tak mi przykro, Marinette - przytuliła się do mnie i rozpłakała się.
- Ech...
Wtedy usłyszałyśmy pukanie w klapę do mojego pokoju.
- Kto tam? - rodzice by raczej nie pukali, więc musiał być to ktoś inny.
Szybko przetarłam łzy.
- To ja - moje serce dosłownie się zatrzymało, gdy usłyszałam ten głos.
- Zapraszam - natychmiastowo wyrzuciłam wszystkie chusteczki do kosza i wtedy zobaczyłam go, jak stał naprzeciwko.
>>>> ▪ <<<<
712 słów
Siemano
Padam na ryj, a teraz mam jeszcze grać w jakiegoś badmintona. Nie przeżyje tu jeszcze tyle dni XD Ale wstawiam!
Swoją drogą, Damien to spoko typek. Zagości raczej na dłużej.
Do zobaczonka 🦊
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanficTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...