- Tak, Marinette? - spytał, gdy stałam naprzeciwko niego, unikając jednocześnie jego wzroku.
Nie wiem, co kierowało mną w tamtym momencie. Mogłam pozwolić mu teraz odejść, gdziekolwiek zmierzał. Ale nie. Ja to ja.
- Zostań - spójrzałam w jego oczy.
- Co masz na myśli?
- Zostań z nami na wigilii. Nie godzi się, żeby superbohater spędzał ją samotnie na dworzu i to w taki ziąb - uśmiechnęłam się.
- Daj spokój - zaśmiał się. - Wracaj do rodziców. Poradzę sobie - puścił mi oczko i znowu zamierzał odskoczyć, jednak złapałam go za ogon.
- Nie pozwolę, żeby mój przyjaciel spędził wigilię sam - powiedziałam już całkowicie szczerze, aby jednak przyjął zaproszenie.
- Nie chcę robić kłopotu, Mari.
- Oo czyli prawie się zgadzasz. Świetnie - zaciągnęłam go do domu.
Gdy przekroczyliśmy jego próg, chłopak w końcu przestał mi się opierać i posłusznie ruszył za mną do mieszkania.
- Mamo, tato, znalazłam nam zbłąkanego podróżnego na dodatkowe nakrycie - rodzice zmarszczyli na mnie brwi, a wtedy zza drzwi wyłonił się Czarny Kot.
- Ty - tata zmierzył go surowym wzrokiem.
- Może jednak sobie pójdę? - Chat spytał mnie szeptem, ciągle uważnie spoglądając na mojego ojca.
Aż przypomniała mi się tamta akcja, gdy wyznałam Kotu miłość, aby nie podejrzewał, że to ja jestem jego partnerką. Z początku było to nawet zabawne, ale gdy mój tata został zakumanizowany, to już nie było tak ciekawie. Swoją drogą, wydaje mi się, że ostatecznie wszystko wtedy sobie wyjaśniliśmy...
- Nikt nie powinien być sam w święta - mężczyna w końcu uśmiechnął się i zachęcił naszego gościa do przysiądnięcia się. - Nie bój żaby, nie złoszczę sie już o tamtą akcję. Było, minęło. Zapraszamy.
Ukradkiem spojrzałam na Kota, któremu na twarz wkradł się delikatny uśmiech. Taki szczery, prawdziwy.
- To może najpierw złóżmy sobie życzenia - mama podała każdemu po kawałku opłatku, a po chwili wstaliśmy i zaczęliśmy składać sobie życzenia.
Najpierw podeszłam do mamy, bo tata uparł się, aby jako pierwszy złożyć życzenia naszemu gościowi. Nastepnie podeszłam do mężczyzny, a dopiero na samym końcu do Chata.
- To może ja zacznę - uśmiechnęłam się nieśmiało. - Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Aby Władca Ciem jak najrzadziej atakował. Abyś zawsze mógł liczyć na przyjaciół. Aby twoja sytuacja z najbliższymi się poprawiła i... No po prostu spełnienia marzeń, Chat
- Dziękuję. Ja ci natomiast życzę... Hm.. W sumie to wydaję mi się, jakbyś miała wszystko - zaśmiał się i podrapał za uchem. - Tak po prostu wszystkiego najlepszego. No i dużo zdrówka, bo nawet jeżeli masz wszystko, to bez zdrówka traci to jednak w dużym stopniu sens - zamrugałam szybko, aby odgonić łzy, a potem się przytuliłam, bo mimo wszystko jedna z nich wypłynęła.
- Dziękuję.
Następnie usiedliśmy do stołu i zabraliśmy się za jedzenie. Co jakiś czas ktoś się odzywał, ktoś temu komuś odpowiadał i tak w kółko. Przeważnie byli to rodzice. Czasami pytali Kota o przeróżne rzeczy. Ja natomiast siedziałam cały czas cicho. Zastanawiałam się. Zaraz będzie czas na prezenty i wiem, że nikt z nas nie spodziewał się, że Chat u nas będzie, ale wydawało mi się, że jakiś choćby mały podarunek sprawiłby mu wielką radość.
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanfictionTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...