▪ one hundred eleven ▪

1.2K 94 46
                                    

- Tak, Marinette? - spytał, gdy stałam naprzeciwko niego, unikając jednocześnie jego wzroku.

Nie wiem, co kierowało mną w tamtym momencie. Mogłam pozwolić mu teraz odejść, gdziekolwiek zmierzał. Ale nie. Ja to ja.

- Zostań - spójrzałam w jego oczy.

- Co masz na myśli?

- Zostań z nami na wigilii. Nie godzi się, żeby superbohater spędzał ją samotnie na dworzu i to w taki ziąb - uśmiechnęłam się.

- Daj spokój - zaśmiał się. - Wracaj do rodziców. Poradzę sobie - puścił mi oczko i znowu zamierzał odskoczyć, jednak złapałam go za ogon.

- Nie pozwolę, żeby mój przyjaciel spędził wigilię sam - powiedziałam już całkowicie szczerze, aby jednak przyjął zaproszenie.

- Nie chcę robić kłopotu, Mari.

- Oo czyli prawie się zgadzasz. Świetnie - zaciągnęłam go do domu.

Gdy przekroczyliśmy jego próg, chłopak w końcu przestał mi się opierać i posłusznie ruszył za mną do mieszkania.

- Mamo, tato, znalazłam nam zbłąkanego podróżnego na dodatkowe nakrycie - rodzice zmarszczyli na mnie brwi, a wtedy zza drzwi wyłonił się Czarny Kot.

- Ty - tata zmierzył go surowym wzrokiem.

- Może jednak sobie pójdę? - Chat spytał mnie szeptem, ciągle uważnie spoglądając na mojego ojca.

Aż przypomniała mi się tamta akcja, gdy wyznałam Kotu miłość, aby nie podejrzewał, że to ja jestem jego partnerką. Z początku było to nawet zabawne, ale gdy mój tata został zakumanizowany, to już nie było tak ciekawie. Swoją drogą, wydaje mi się, że ostatecznie wszystko wtedy sobie wyjaśniliśmy...

- Nikt nie powinien być sam w święta - mężczyna w końcu uśmiechnął się i zachęcił naszego gościa do przysiądnięcia się. - Nie bój żaby, nie złoszczę sie już o tamtą akcję. Było, minęło. Zapraszamy.

Ukradkiem spojrzałam na Kota, któremu na twarz wkradł się delikatny uśmiech. Taki szczery, prawdziwy.

- To może najpierw złóżmy sobie życzenia - mama podała każdemu po kawałku opłatku, a po chwili wstaliśmy i zaczęliśmy składać sobie życzenia.

Najpierw podeszłam do mamy, bo tata uparł się, aby jako pierwszy złożyć życzenia naszemu gościowi. Nastepnie podeszłam do mężczyzny, a dopiero na samym końcu do Chata.

- To może ja zacznę - uśmiechnęłam się nieśmiało. - Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Aby Władca Ciem jak najrzadziej atakował. Abyś zawsze mógł liczyć na przyjaciół. Aby twoja sytuacja z najbliższymi się poprawiła i... No po prostu spełnienia marzeń, Chat

- Dziękuję. Ja ci natomiast życzę... Hm.. W sumie to wydaję mi się, jakbyś miała wszystko - zaśmiał się i podrapał za uchem. - Tak po prostu wszystkiego najlepszego. No i dużo zdrówka, bo nawet jeżeli masz wszystko, to bez zdrówka traci to jednak w dużym stopniu sens - zamrugałam szybko, aby odgonić łzy, a potem się przytuliłam, bo mimo wszystko jedna z nich wypłynęła.

- Dziękuję.

Następnie usiedliśmy do stołu i zabraliśmy się za jedzenie. Co jakiś czas ktoś się odzywał, ktoś temu komuś odpowiadał i tak w kółko. Przeważnie byli to rodzice. Czasami pytali Kota o przeróżne rzeczy. Ja natomiast siedziałam cały czas cicho. Zastanawiałam się. Zaraz będzie czas na prezenty i wiem, że nikt z nas nie spodziewał się, że Chat u nas będzie, ale wydawało mi się, że jakiś choćby mały podarunek sprawiłby mu wielką radość.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz