▪ fourty seven ▪

1.3K 112 64
                                    

~ Alya's pov ~

- Od kogo mogła być ta wiadomość, że tak nagle wstała i sobie poszła? Jak myślisz? - zwróciłam się do chłopaka siedzącego obok mnie.

- Może to był Luka? Zaproponował jej jakieś spotkanie czy coś, a wiedziała, że jeżeli przy tobie coś wspomni to zaraz zaczniesz ją wypytywać i...

- Dobra, już dobra, wiem o co ci chodzi - uciszyłam go. - Tylko że Luka stoi tam - wskazałam na chłopaka, który czekał za swoją porcją obiadu. - A Mari poszła sobie tam - wskazałam na wyjście po drugiej stronie stołówki.

Odczekałam chwilę, aż niebieskowłosy zacznie rozglądać się za wolnym stolikiem i wówczas pomachałam do niego, aby do nas podszedł.

- Siema. Co tam słychać? Gdzie Mariś? - przywitał się.

- Hej. Właśnie wyszła.

- Wyszła? Gdzie? - zauważyłam, że chyba się tym zaniepokoił.

- W tym problem, że nie wiemy. Myślałam, że to ty napisałeś do niej sms-a...

- Sms-a?

- Nooo, bo to było tak. Najpierw Nino zaproponował nam jakże niemoralną propozycję...

- Alya! - z trudem powstrzymałam się od śmiechu, ale udało mi się opanować i spoważnieć, gdy zobaczyłam nieco zirytowany wzrok błękitnookiego.

- Wybacz. Proponowaliśmy jej kino i była widocznie chętna, gdy nagle dostała wiadomość. Od razu pożegnała się i poszła, nie tłumacząc się ani nic. Myślałam, że to może ty do niej napisałeś.

- Nie, to nie ja. Dziwne... Może zadzwonię do niej, hm?

- Warto spróbować.

Luka wyjął telefon i wybrał jej numer.

- Cisza - rozłączył się.

- To nie w jej stylu - stwierdziliśmy z Nino.

- Nawet bardzo - chłopak odwrócił się w stronę drzwi, jakby z nadzieją, że ujrzy tam swoją dziewczynę.


~ Marinette's pov ~

Zostały mi zaledwie 2 godziny zajęć, ale tak bardzo przejęłam się wiadomością, że postanowiłam zwolnić się u pielęgniarki z powodu potwornego bólu brzucha. Może nie jest potworny, ale inaczej by mnie nie puściła. A bolał ze stresu. Cholernego stresu.

Spacerowałam po parku, wmawiając sobie, że bez tego nie ma wyjścia. To jedyna szansa, żebym to przetrwała i przeżyła. Po półgodzinnym chodzeniu bez celu, usiadłam na ławeczce i schowałam twarz w dłonie.

- To nie ma sensu, Tikki. Za bardzo się boję - przyznałam na głos.

- Powinnaś mieć kogoś przy sobie...

- Nie! Słyszałaś moje ostatnie rozmowy z rodzicami? Widziałaś, jak na mnie naskakują? Jak wszystkiego zabraniają? Stali mi się jakby obcy. Zamiast pomagać, tylko pogorszają to wszystko - moje oczy zaczęły zachodzić łzami.

- Ja wiem Mari, ale...

- Nie ma żadnego ale, mała.

Kolejne godziny również spędziłam na siedzeniu. Około 15 spojrzałam jeszcze raz na wiadomość, którą dostałam w szkole.

Od: Damien

Dzisiaj o 16. Pasuje ci czy masz jeszcze wtedy szkołę?

Do: Damien

Pasuje.

Pamiętałam, że jestem chora, ale zupełnie zapomniałam, z czym wiąże się walka z rakiem.

Szłam spokojnym krokiem pod szpital. Stresowałam się jak cholera, bo skąd miałam wiedzieć, jak to będzie wyglądać? Może znowu spotkam się z tą okropną igłą? Na samą myśl robiło mi się słabo.

Usiadłam naprzeciwko gabinetu Damiena i czekałam, aż skończy przyjmować pacjentów. Równo o 16.30 wyszedł z pomieszczenia i spojrzał na mnie.

- Cześć, Marinette. Przepraszam, że tyle to trwało. Musiałem koniecznie pomóc jednej kobiecie - tłumaczył się.

- Hej. Jest okej. Nie licząc, że stresowałam się to pół godziny dłużej - starałam się zaśmiać, ale średnio mi się to udało.

- Mama znowu w łazience?

- Co? - nie wiedziałam, co ma na myśli, aż przypomniałam sobie ostatnią wizytę. - Nie, dziś przyszłam sama.

- Sama? Nie mogę cię puścić samej po chemii - zlękłam się na myśl, że będzie chciał dzwonić do moich rodziców. - Chodź, wejdźmy do gabinetu. Nie będziemy tutaj rozmawiać.

Weszliśmy do środka i usiedliśmy naprzeciwko siebie.

- Wiesz, na czym polega chemia?

- Pośrednio. Powiedzmy, że raczej kojarzę z filmów. Chciałam o tym poczytać, ale nie umiałam...

- Chemioterapia to jedna z podstawowych metod leczenia nowotworów złośliwych, której celem jest zahamowanie wzrostu wszystkich ognisk nowotworu w organizmie, poprzez niszczenie intensywnie dzielących się komórek nowotworu złośliwego. Jednocześnie jednak chemioterapeutyki niszczą także prawidłowe komórki organizmu. Komórki nienowotworowe mają mechanizmy umożliwiające naprawę uszkodzeń spowodowanych przez chemioterapię, których pozbawione są komórki nowotworu, co sprawia, że po każdym podaniu chemioterapeutyków ginie znaczna ich część.

- A po ludzku?

- Tak brzmiała regułka na studiach. Ogólnie polega ona na podaniu chemii, która jednocześnie niszczy komórki nowotworowe, ale i te dobre. Przez nią możesz odczuwać później nudności, mogą wypadać ci włosy i ogólnie staniesz się osłabiona i podatna na choroby.

- Właśnie oficjalnie mnie dobiłeś.

- Ale jest to twoja szansa na przeżycie - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Dlaczego przyszłaś sama?

Wpierw nie odpowiedziałam. Miałam mu się od tak zwierzać, czy co?

- Pamiętasz naszą umowę? Miałaś mieć we mnie przyjaciela, któremu mówisz wszystko - przytaknęłam.

- Posprzeczałam się z rodzicami. Odkąd dowiedzieliśmy się, że jestem chora, stali się okropnie nadopiekuńczy. Ale w tym takim złym znaczeniu - wytłumaczyłam.

- To znaczy?

- Cały czas na mnie naskakują, że nie mówię im, że wychodzę, że późno wracam, że nikomu nie powiedziałam, że w ogóle staram się żyć normalnie.

- Nikomu nie powiedziałaś?

>>>> ▪ <<<<

842 słów

Strasznie dużo tych rozdziałów i pomyślałam, żeby może pisać ciut dłuższe... albo dziś tylko tak się udało hah

See you 🦊

Źródła: Wikipedia ♡

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz