~ Marinette's pov ~
- Nic się nie stało - ten boski uśmiech. - Gdzie ci się tak spieszy, hm? - zapytała mnie moja przeszkoda.
- Powiedzmy, że staram się kogoś unikać - wskazałam na Alyę stojącą na szczycie schodów.
Dziewczyna szczerzyła się do nas i ruszyła w naszym kierunku.
- Cześć, Luka - przywitała się z nim, po czym przeniosła wzrok na mnie - Mamy potem do pogadania - i odeszła.
- Chcę wiedzieć, o co jej chodziło? - uniósł pytająco brew, a mi dosłownie zmiękły kolana przez jego spojrzenie prosto w moje oczy.
- Nie - zaśmiałam się. - Co tu tak w ogóle robisz? Jak dobrze pamiętam, to wspominałeś, że masz dzisiaj wolne.
I właśnie w tym momencie oboje uświadomiliśmy sobie, że stoimy w tej samej pozycji, odkąd na niego wpadłam. To znaczy ja miałam oparte dłonie na jego torsie, a on obejmował mnie delikatnie, żebym z moim szczęściem się nie przewróciła. Szybko zrobił krok do tyłu i podrapał się po karku.
- Eee czekam na... Julekę! Tak, miałem z nią iść do tego... do lekarza - ktoś tu ściemnia.
Chyba zauważył, że mu nie wierzę, więc tłumaczył mi się dalej.
- No serio. Wiesz, trzeba mieć to 18 lat, a ona nie ma, a mama nie mogła z nią pójść, więc ja z nią idę i... O, Juleka! Chodź, bo zaraz się spóźnimy! - ponaglał ją.
- Luka? Gdzie się spóźnimy? - spytała widocznie zdezorientowana.
Ściemniacz.
- No do dentysty - odpowiedział jej krótko, a mnie coraz bardziej bawiło jego zakłopotanie.
- Mówiłeś, że idziecie do lekarza - wyłapałam jego pomyłkę.
Zarumienił się.
- No dentysta to lekarz od zębów, nie? Czepiasz się, Mariś.
Teraz to ja się zarumieniłam, na co chłopak uśmiechnął się zwycięsko.
- To chodźmy do tego "dentysty" - od razu było widać, iż nie miała umówionej żadnej wizyty.
Podeszła i wzięła chłopaka pod rękę, ciągnąc go za sobą. Zanim jednak odeszli, chłopak podał mi małą karteczkę.
"Tak jakby zapomniałem, że nawet nie mam jak się z tobą umówić, bo zgubiłem telefon na przyjęciu i mam nowy numer. Napisz do mnie później ;* 780985123
Luka"- Więc o to ci chodziło... - powiedziałam na głos sama do siebie.
- Komu, o co? - zlękłam się, nie spodziewając się, że ktoś w ogóle mnie usłyszy.
- Och, Adrien. Nie widziałam cię - zaśmiałam się niezręcznie.
To, że ktoś mówi sam do siebie, na głos i to w miejscu publicznym jest całkowicie normlane, okej?
- Nikomu, o nic - odpowiedziałam mu dyplomatycznie.
- Tak, tak. Widzę przecież, jak się rumienisz - od razu przyłożyłam dłonie do moich policzków, żeby choć trochę ukryć ich czerwień. - Marinette? Wszystko okej? - nagle jego rozbawienie przemieniło się w zmartwienie.
Chłopak spojrzał na mnie zaniepokojony, a ja, nie wiedząc o co mu chodzi, posłałam pytające spojrzenie. Nie zdążył odpowiedzieć, a już wyjmował chusteczkę. Ja, nie rozumiejąc jego zachowania, przetarłam nos dłonią, czując, że dziwnie dostałam kataru. Tylko, że to nie był katar, a znowu krew.
- Trzymaj - podał mi szybko chustkę. - Chodź, usiądziemy tam w cieniu - wskazał ręką na ławkę pod drzewem.
- Dzięki.
Doszliśmy do ławeczki i usiedliśmy na niej. Chłopak wyjął kolejne chusteczki, bo krwotok nie ustawał.
Czy to cholerstwo da mi kiedyś spokój?
- To pierwszy raz? - spojrzałam na niego z niezrozumieniem.
- Huh?
- No taki krwotok z nosa. Pierwszy raz go masz? - zapytał ponownie.
- Yyy - nie wiedziałam, czy powinnam mu mówić. - Nie.
- Może zadzwonić na pogotowie? Albo chociaż do twoich rodziców? - wyglądało na to, że moja odpowiedź go przestraszyła.
- Nie, spokojnie. Zaraz mi przejdzie - sprawdziłam, czy jeszcze leci mi krew, odrywając chusteczkę od nosa. - O, widzisz, już przestaje.
- Mari, wiesz, że to nie jest normalne? Może powinnaś zrobić jakieś badania czy coś - widać było, że bardzo się tym przejął.
Za bardzo.
- To tylko krew, nic wielkiego - spojrzałam na parking przed szkołą. - Twój szofer już czeka. Idź, nie chcę, żebyś miał potem przeze mnie problemy.
- Daj spokój - machnął ręką. - Chociaż, swoją drogą... Chodź, możemy cię podwieźć - zaoferował się.
- Nie, nie trzeba. Mam blisko. Nie będę ci robić kłopotu - wstałam, z zamiarem ruszenia w stronę mojego domu.
- Nie wymyślaj, tylko chodź. To żaden kłopot.
Z ręką na moich plecach, poprowadził mnie do auta. Jako Adrien-gentleman otworzył mi drzwi, a dopiero potem sam wsiadł z drugiej strony.
- Podwieziemy jeszcze moją koleżankę, dobrze? Do piekarni państwa Dupain-Cheng - powiedział kierowcy, który skinął na to głową.
Nie wiem, czy w tym momencie bardziej zastanawiał mnie fakt, że znowu puściła mi się krew z nosa, czy fakt, że Adrien magicznie zaczął mnie dostrzegać, kiedy ja w końcu przestałam dostrzegać tylko jego.
>>>> ▪ <<<<
787 słów
To to na tyle. Liczę, że w końcu się rozkręci 😅
Do zobaczonka 🦊
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanfictionTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...