▪ eleven ▪

1.9K 155 53
                                    

~ Marinette's pov ~

- Nic się nie stało - ten boski uśmiech. - Gdzie ci się tak spieszy, hm? - zapytała mnie moja przeszkoda.

- Powiedzmy, że staram się kogoś unikać - wskazałam na Alyę stojącą na szczycie schodów.

Dziewczyna szczerzyła się do nas i ruszyła w naszym kierunku.

- Cześć, Luka - przywitała się z nim, po czym przeniosła wzrok na mnie - Mamy potem do pogadania - i odeszła.

- Chcę wiedzieć, o co jej chodziło? - uniósł pytająco brew, a mi dosłownie zmiękły kolana przez jego spojrzenie prosto w moje oczy.

- Nie - zaśmiałam się. - Co tu tak w ogóle robisz? Jak dobrze pamiętam, to wspominałeś, że masz dzisiaj wolne.

I właśnie w tym momencie oboje uświadomiliśmy sobie, że stoimy w tej samej pozycji, odkąd na niego wpadłam. To znaczy ja miałam oparte dłonie na jego torsie, a on obejmował mnie delikatnie, żebym z moim szczęściem się nie przewróciła. Szybko zrobił krok do tyłu i podrapał się po karku.

- Eee czekam na... Julekę! Tak, miałem z nią iść do tego... do lekarza - ktoś tu ściemnia.

Chyba zauważył, że mu nie wierzę, więc tłumaczył mi się dalej.

- No serio. Wiesz, trzeba mieć to 18 lat, a ona nie ma, a mama nie mogła z nią pójść, więc ja z nią idę i... O, Juleka! Chodź, bo zaraz się spóźnimy! - ponaglał ją.

- Luka? Gdzie się spóźnimy? - spytała widocznie zdezorientowana.

Ściemniacz.

- No do dentysty - odpowiedział jej krótko, a mnie coraz bardziej bawiło jego zakłopotanie.

- Mówiłeś, że idziecie do lekarza - wyłapałam jego pomyłkę.

Zarumienił się.

- No dentysta to lekarz od zębów, nie? Czepiasz się, Mariś.

Teraz to ja się zarumieniłam, na co chłopak uśmiechnął się zwycięsko.

- To chodźmy do tego "dentysty" -  od razu było widać, iż nie miała umówionej żadnej wizyty.

Podeszła i wzięła chłopaka pod rękę, ciągnąc go za sobą. Zanim jednak odeszli, chłopak podał mi małą karteczkę.

"Tak jakby zapomniałem, że nawet nie mam jak się z tobą umówić, bo zgubiłem telefon na przyjęciu i mam nowy numer. Napisz do mnie później ;*  780985123
Luka"

- Więc o to ci chodziło... - powiedziałam na głos sama do siebie.

- Komu, o co? - zlękłam się, nie spodziewając się, że ktoś w ogóle mnie usłyszy.

- Och, Adrien. Nie widziałam cię - zaśmiałam się niezręcznie.

To, że ktoś mówi sam do siebie, na głos i to w miejscu publicznym jest całkowicie normlane, okej?

- Nikomu, o nic - odpowiedziałam mu dyplomatycznie.

- Tak, tak. Widzę przecież, jak się rumienisz - od razu przyłożyłam dłonie do moich policzków, żeby choć trochę ukryć ich czerwień. - Marinette? Wszystko okej? - nagle jego rozbawienie przemieniło się w zmartwienie.

Chłopak spojrzał na mnie zaniepokojony, a ja, nie wiedząc o co mu chodzi, posłałam pytające spojrzenie. Nie zdążył odpowiedzieć, a już wyjmował chusteczkę. Ja, nie rozumiejąc jego zachowania, przetarłam nos dłonią, czując, że dziwnie dostałam kataru. Tylko, że to nie był katar, a znowu krew.

- Trzymaj - podał mi szybko chustkę. - Chodź, usiądziemy tam w cieniu - wskazał ręką na ławkę pod drzewem.

- Dzięki.

Doszliśmy do ławeczki i usiedliśmy na niej. Chłopak wyjął kolejne chusteczki, bo krwotok nie ustawał.

Czy to cholerstwo da mi kiedyś spokój?

- To pierwszy raz? - spojrzałam na niego z niezrozumieniem.

- Huh?

- No taki krwotok z nosa. Pierwszy raz go masz? - zapytał ponownie.

- Yyy - nie wiedziałam, czy powinnam mu mówić. - Nie.

- Może zadzwonić na pogotowie? Albo chociaż do twoich rodziców? - wyglądało na to, że moja odpowiedź go przestraszyła.

- Nie, spokojnie. Zaraz mi przejdzie - sprawdziłam, czy jeszcze leci mi krew, odrywając chusteczkę od nosa.  - O, widzisz, już przestaje.

- Mari, wiesz, że to nie jest normalne? Może powinnaś zrobić jakieś badania czy coś - widać było, że bardzo się tym przejął.

Za bardzo.

- To tylko krew, nic wielkiego - spojrzałam na parking przed szkołą. - Twój szofer już czeka. Idź, nie chcę, żebyś miał potem przeze mnie problemy.

- Daj spokój - machnął ręką. - Chociaż, swoją drogą... Chodź, możemy cię podwieźć - zaoferował się.

- Nie, nie trzeba. Mam blisko. Nie będę ci robić kłopotu - wstałam, z zamiarem ruszenia w stronę mojego domu.

- Nie wymyślaj, tylko chodź. To żaden kłopot.

Z ręką na moich plecach, poprowadził mnie do auta. Jako Adrien-gentleman otworzył mi drzwi, a dopiero potem sam wsiadł z drugiej strony.

- Podwieziemy jeszcze moją koleżankę, dobrze? Do piekarni państwa Dupain-Cheng - powiedział kierowcy, który skinął na to głową.

Nie wiem, czy w tym momencie bardziej zastanawiał mnie fakt, że znowu puściła mi się krew z nosa, czy fakt, że Adrien magicznie zaczął mnie dostrzegać, kiedy ja w końcu przestałam dostrzegać tylko jego.

>>>> ▪ <<<<

787 słów

To to na tyle. Liczę, że w końcu się rozkręci 😅

Do zobaczonka 🦊

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz