▪ four ▪

2.2K 178 70
                                    

~ Marinette's pov ~

- Marinette? - usłyszałam za sobą czyjś głos, więc odwróciłam się.

- Luka? Co ty tutaj robisz? - zdziwiłam się jego obecnością, momentalnie czując lekki gorąc na policzkach.

Nie powinien być na lekcjach?

- Musiałem pomóc mamie w przygotowaniu statku na dzisiejszą imprezę i akurat tędy przechodziłem - wytłumaczył mi. - Oczywiście na niej będziesz, prawda?

Czy będę?

- No jasne! Przecież nie mogłabym tego przegapić - odpowiedziałam ze śmiechem, przy okazji maskując coraz gorsze samopoczucie.

- To bardzo się cieszę - powiedział ze swoim cudnym uśmiechem na twarzy, który momentalnie przemienił się w zmartwienie. - Mari? Czy wszystko okej? - dziwnie na mnie spojrzał.

Poczułam, że coś spływa z mojego nosa. Wytarłam to na szybko rękawem z myślą, że to tylko katar. Jednak gdy spojrzałam na rękaw kurtki, okazało się, że jest on od krwi.

Co się ze mną dzieje?

- Yhym, tak, tak. Ostatnio mam podrażniony nos, czy coś, i często zdarzają mi się takie krwotoki - kłamałam na poczekaniu. - Muszę już iść. Cześć! - powiedziałam i odwróciłam się z zamiarem odejścia.

- Mari, czekaj - poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. - Odprowadzę cię do domu.

- Ale masz pewnie milion innych zadań do zrobienia, a ja ci tylko w nich przeszkodzę. Nie marnuj sobie cza... - starałam się przekonać Lukę, jednak już po jego spojrzeniu wiedziałam, że na nic się to nie zda.

- Nie marnuję i nawet tak nie mów - powiedział twardo i podał mi chusteczkę. - Chodź.

Od razu przyłożyłam materiał do nosa, aby nie brudzić już rękawa kurtki. Krew nie leciała długo, jednak niepokoił mnie fakt, że w ogóle znowu się ona pojawiła, kiedy do tej pory nigdy nie miewałam takich krwotoków.

I tak też, w towarzystwie Luki, wróciłam do domu. Nie rozmawialiśmy za wiele. Chłopak opowiedział mi tylko co nieco o dekoracjach, które przygotował z Juleką, oraz o smakołykach, jakie przyszykowała na dzisiaj jego mama. Pożegnaliśmy się pod drzwiami do klatki schodowej mojego domu, gdzie zapewniłam go, że mama zaraz się mną zajmie, więc on spokojnie może wrócić do swoich zajęć.

- Dziękuję, Luka - dopowiedziałam z delikatnym uśmiechem.

- Nie ma za co, zawsze do usług - puścił mi oczko. - Jak tylko lepiej się poczujesz, to przyjdź. Będzie miło.

Kiwnęłam głową i weszłam do domu, machając mu jeszcze na pożegnanie.

- Mari?

- Wszystko. Dobrze. Tikki. Naprawdę - nieco zirytowana odpowiedziałam przyjaciółce, nie czekając nawet na to typowo kierowane w ostatnich dniach do mnie pytanie.

Przecież to całkiem normalne, że komuś puściła się krew z nosa. Po prostu jestem przemęczona. To wszystko.

- Dobrze - brzmiała na smutną. - Ale jakby coś się działo, to od razu mi mów!

- Jasne - wymusiłam uśmiech. - Jak dobrze, że cię mam, mała.

"Mała" roześmiała się na moje słowa.

- To dopiero mnie nazwałaś. Sama nie jesteś wysokopienna!

- Ale na pewno jestem większa od ciebie - i w śmiechu, wylądowałyśmy na łóżku.

- Idź spać, a ja cię obudzę odpowiednio wcześnie przed imprezą i wtedy zdecydujesz, czy czujesz się na siłach, żeby pójść, czy jednak nie - zapewniła mnie Tikki.

- Dobrzeee - ziewnęłam i oddałam się w objęcia Morfeusza.

~~~

- Marinette?

- Tak, Adrien?

- Już tak oficjalnie chciałem ci powiedzieć. Ja i Kagami jesteśmy - spojrzałam w dół na ich dłonie - parą.

- Och? - nie kryłam zdziwienia. Chociaż dziwne to... przecież sama mu pomagałam w jej zdobyciu.

Gdy Adrien odszedł, zostałam sam na sam z jego nową dziewczyną. Patrzyła na mnie z tym wrednym uśmieszkiem.

Myśli, że wygrała... W sumie niby ma rację, ale...

- Gratuluję wam. Szczęśliwego związku - powiedziałam jej z... uśmiechem. Szczerym uśmiechem.

Jej mina, gdy to usłyszała, była nie do opisania.

- Ty mi gratulujesz?

- Tak. Skoro on kocha ciebie, a ty jego, to na pewno razem będziecie szczęśliwi - i odeszłam od niej.

Czyli umiem to zaakceptować? Czyli to naprawdę czas dać sobie z nim spokój? I tak nic z tego nie będzie. Po prostu jestem dla niego zwykłą przyjaciółką. To zdecydowanie czas, żeby odpuścić.

- Przyjaciółką...

- Mari, wstałaś już? - usłyszałam czyjś głos.

To tylko sen. Znowu tylko sen.

- Tak, Tikki. I wiesz co? Jakoś mi lepiej. Która godzina? - zapytałam, przecierając oczy.

- Szesnasta, więc masz jeszcze godzinkę. Aha, i Alya była. Przyniosła twoje rzeczy - wyjrzałam za barierkę łóżka na dół, aby zobaczyć, że na krześle przy biurku faktycznie leży mój plecak.

- Szczerze? Nie wiem, co bym bez was zrobiła - westchnęłam. - Dobra, czas znaleźć coś ładnego w szafie, uczesać się i lecimy - zadecydowałam.

Naprawdę, czułam się o niebo lepiej.

>>>> ▪ <<<<

765 słów

I jak? Da się czytać? 😅

Do następnego 🦊

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz