~ Marinette's pov ~
Kolejny dzień, kolejne badania.
I kolejne.
I kolejne.
I tak w kółko.
Gdyby nie obecność Tikki, to chyba bym już zwariowała.
Dzisiaj w końcu miałam otrzymać ostateczne wyniki.
Dostrzegając przechodzącego obok mojego pokoju Chrisa domyśliłam się, że muszą być one dobre i już niedługo chłopak będzie miał przeprowadzany zabieg.
Nie myliłam się. Piętnaście minut później przyszedł Damien oznajmując mi, że wszystko jest w porządku i że jestem gotowa na przeszczep.
- Nie dostrzegam uśmiechu na twojej twarzy. Słyszysz, co do ciebie mówię? Jutro w końcu możemy zrobić przeszczep - Damien patrzył mi prosto w oczy, mówiąc powoli i wyraźnie. - Nie cieszysz się?
- Cieszę, jasne, że się cieszę, tylko...
- Tylko?
- Tylko, że się boję.
- Nie ma czego. Już tyle razy przyjmowałaś chemię, że chyba się przyzwyczaiłaś do igieł, co? - spoglądał na mnie łagodnie.
- No niby tak. Ale to już nie będzie chemia, tylko szpik. Nie wiem, jak moje ciało na niego zareaguje. Przecież zawsze istnieje opcja, że go odrzuci. Poza tym martwię się o Chrisa. Przeze mnie musi przez to wszystko teraz przechodzić. Będzie pod narkozą, a słyszałam, że nie jest ona zbyt dobra dla organizmu - wyliczałam.
- Nie masz o co się martwić. Chris da sobie... Czekaj, czekaj, że co proszę? - jego ton automatycznie spoważniał.
Lekarz założył rękę na rękę i patrzył na mnie surowo, kiedy ja momentalnie uświadomiłam sobie, co tak właściwie zrobiłam.
- Brawo Damien, sam okaż serce, ale nie licz, że ktoś też to dla ciebie uczyni - spojrzał w moją kartę, pisząc coś na niej, jednocześnie marszcząc nerwowo brwi.
- Nie gniewaj się, Damien - mówiłam do niego, robiąc przy okazji maślane oczka. - Ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie. Chris chciał tylko podnieść mnie na duchu. Nie zrobił tego celowo.
- Złamałem już zasadę, mówiąc mu, czyim jest dawcą, ale tak bardzo się cieszyłem, że sam by się domyślił. Mimo wszystko szczerze liczyłem, że zachowa to dla siebie - westchnął i spojrzał na mnie z rezygnacją. - Nic mu nie będzie. Wiedział, na co się pisze. Ma silny organizm, także spokojnie możemy wprowadzić go w stan narkozy.
- Nie mów mu, że się ci wygadałam, bo mnie zabije - powiedziałam z nadzieją.
- Oj nie, nie, kochana. To ja zabije jego za to, że to on wygadał się tobie.
- Jak go zabijesz, to nie będziesz miał dla mnie dawcy.
- To najpierw pobiorę szpik, a później go ukatrupię - mimowolnie zaśmiałam się. - O właśnie, tego uśmiechu mi brakowało.
- Ty też się uśmiechnij, bo będę myślała, że jesteś na nas zły.
- I prawidłowo, bo jestem. Gówniarze - mruknął na odchodne, jednak nie umknęło mi, że tak czy siak się uśmiechnął.
Położyłam z powrotem głowę na poduszce, oddychając głęboko.
- Twoje dłonie strasznie się trzęsą - stwierdziła Tikki, wylatując spod kołdry. - Myślałam, że Damien podniósł cię na duchu.
- Bo podniósł, ale to nie zmienia faktu, że dalej się tym wszystkim stresuję - przełknęłam głośno ślinę, łącząc ze sobą dłonie i starając się je uspokoić. - Czuję się, jakbym miała Parkinsona.
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanficTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...