▪ eighty four ▪

1.1K 108 49
                                    

- Dzień dobry - przywitałam się z kobietami pracującymi na recepcji.

- Witaj, Marinette. Jak się trzymasz? - spytała mnie Maria, pielęgniarka, którą znałam chyba najlepiej z personelu.

- A nie jest źle, dziękuję. A co tam u ciebie? Jak dzieci?

- Małe wariaty. Znaczy się, już nie takie małe. Jednak mają po te 16 lat. Dzisiaj znowu zmalowali coś w szkole i dzwonił do mnie dyrektor. Istna katorga - mimo wszystko, zaśmiała się. - Ale nie wyobrażam sobie, żebym miała ich nie mieć - opowiadała mi, gdy kierowałyśmy się do odpowiedniej sali.

Gdy w końcu dotarłyśmy na miejsce, weszłam do środka i zastałam pustkę.

- Gdzie jest Lucas? - spytałam ją przestraszona.

- Przyszedł wcześniej - odetchnęłam z ulgą, ale jednocześnie poczułam ukłucie w sercu.

- Czemu? - spytałam, na co kobieta wzruszyła ramionami.

- Sama nie wiem. Mówił, że niby się gdzieś śpieszy.

- Achm, no rozumiem - ułożyłam się na łóżku, gdy pielęgniarka zajęła się moim lekiem. - Nigdy bym nie uwierzyła, że widok igły przestanie mnie kiedykolwiek przerażać - zaśmiałam się, tak jakbym sama sobie chciała poprawić humor.

- Witam, drogie panie - do pomieszczenia wszedł Damien. - Jak tam się trzymamy?

- Można powiedzieć, że okej.

- To świetnie. Niedługo będziemy musieli zrobić ci parę badań, aby sprawdzić, jak twój organizm przyjmuje chemię i czy to w ogóle działa. I swoją drogą... - usiadł na łóżku obok. - Pewnie zauważyłaś, że twoje włosy zrobiły się już dosyć słabe. Nie będę cię okłamywać, ale niedługo może mało co po nich zostać - otarłam łzę z polika.

Przecież to normalne. Spodziewałam się, że przyjdzie na to czas. Prędzej czy później, ale... To i tak boli.

Złapałam się za swoje kitki.

- Ale ja je lubię - spojrzałam na niego oczkami małego kotka.

- Ja też bardzo je lubię, ale taka jest kolej rzeczy. Istnieje jeszcze opcja peruki.

- Mój mąż ma sklep z perukami - odezwała się Maria. - Jak chcesz to mogę poszukać jakiejś dla ciebie.

- Oo byłoby mi bardzo miło. Najchętniej chciałabym coś takiego, jak te aktualne. Nadal nikt nie wie i ten... Może się nie zorientują - dorośli nie skomentowali moich słów, mimo że widocznie chcieli.

- Rozejrzę się po sklepie i dam ci znać za tydzień. Lecę do innych pacjentów. Trzymaj się - pomachała do mnie i wyszła.

- Nie obrazisz się, jeżeli też cię teraz opuszczę? Muszę zrobić jeszcze obchód, bo wcześniej Lucas mi w nim  przeszkodził.

- Nie, skądże. A jak tam u niego? Wszystko w porządku?

- Nijak. Był dzisiaj jakiś dziwny. Nie miałaś z nim kontaktu od tamtego dnia, prawda?

- Zgadza się - odparłam smutno.

- Jeszcze się ogarnie - lekarz dla wsparcia poklepał mnie po ramieniu i opuścił salę.

A z moich oczu wpłynęły łzy.

- Hej, Marinette, co się dzieje? - stworzonko wyleciało z mojej torebki.

- To boli Tikki. Naprawdę boli...

- Mówisz teraz o- przerwałam jej.

- O całokształcie, mała. Gówno-rak, brak włosów, ta sytuacja z Lucasem, okłamywanie wszystkich... To jest zarazem tak męczące i tak bolesne. Kiedy z jednej strony chcę komuś powiedzieć, to z drugiej jednak nie i... Nie mam już na to sił - zwinęłam się w kłębek przez uczucie mdłości.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz