- Dzień dobry - przywitałam się z kobietami pracującymi na recepcji.
- Witaj, Marinette. Jak się trzymasz? - spytała mnie Maria, pielęgniarka, którą znałam chyba najlepiej z personelu.
- A nie jest źle, dziękuję. A co tam u ciebie? Jak dzieci?
- Małe wariaty. Znaczy się, już nie takie małe. Jednak mają po te 16 lat. Dzisiaj znowu zmalowali coś w szkole i dzwonił do mnie dyrektor. Istna katorga - mimo wszystko, zaśmiała się. - Ale nie wyobrażam sobie, żebym miała ich nie mieć - opowiadała mi, gdy kierowałyśmy się do odpowiedniej sali.
Gdy w końcu dotarłyśmy na miejsce, weszłam do środka i zastałam pustkę.
- Gdzie jest Lucas? - spytałam ją przestraszona.
- Przyszedł wcześniej - odetchnęłam z ulgą, ale jednocześnie poczułam ukłucie w sercu.
- Czemu? - spytałam, na co kobieta wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem. Mówił, że niby się gdzieś śpieszy.
- Achm, no rozumiem - ułożyłam się na łóżku, gdy pielęgniarka zajęła się moim lekiem. - Nigdy bym nie uwierzyła, że widok igły przestanie mnie kiedykolwiek przerażać - zaśmiałam się, tak jakbym sama sobie chciała poprawić humor.
- Witam, drogie panie - do pomieszczenia wszedł Damien. - Jak tam się trzymamy?
- Można powiedzieć, że okej.
- To świetnie. Niedługo będziemy musieli zrobić ci parę badań, aby sprawdzić, jak twój organizm przyjmuje chemię i czy to w ogóle działa. I swoją drogą... - usiadł na łóżku obok. - Pewnie zauważyłaś, że twoje włosy zrobiły się już dosyć słabe. Nie będę cię okłamywać, ale niedługo może mało co po nich zostać - otarłam łzę z polika.
Przecież to normalne. Spodziewałam się, że przyjdzie na to czas. Prędzej czy później, ale... To i tak boli.
Złapałam się za swoje kitki.
- Ale ja je lubię - spojrzałam na niego oczkami małego kotka.
- Ja też bardzo je lubię, ale taka jest kolej rzeczy. Istnieje jeszcze opcja peruki.
- Mój mąż ma sklep z perukami - odezwała się Maria. - Jak chcesz to mogę poszukać jakiejś dla ciebie.
- Oo byłoby mi bardzo miło. Najchętniej chciałabym coś takiego, jak te aktualne. Nadal nikt nie wie i ten... Może się nie zorientują - dorośli nie skomentowali moich słów, mimo że widocznie chcieli.
- Rozejrzę się po sklepie i dam ci znać za tydzień. Lecę do innych pacjentów. Trzymaj się - pomachała do mnie i wyszła.
- Nie obrazisz się, jeżeli też cię teraz opuszczę? Muszę zrobić jeszcze obchód, bo wcześniej Lucas mi w nim przeszkodził.
- Nie, skądże. A jak tam u niego? Wszystko w porządku?
- Nijak. Był dzisiaj jakiś dziwny. Nie miałaś z nim kontaktu od tamtego dnia, prawda?
- Zgadza się - odparłam smutno.
- Jeszcze się ogarnie - lekarz dla wsparcia poklepał mnie po ramieniu i opuścił salę.
A z moich oczu wpłynęły łzy.
- Hej, Marinette, co się dzieje? - stworzonko wyleciało z mojej torebki.
- To boli Tikki. Naprawdę boli...
- Mówisz teraz o- przerwałam jej.
- O całokształcie, mała. Gówno-rak, brak włosów, ta sytuacja z Lucasem, okłamywanie wszystkich... To jest zarazem tak męczące i tak bolesne. Kiedy z jednej strony chcę komuś powiedzieć, to z drugiej jednak nie i... Nie mam już na to sił - zwinęłam się w kłębek przez uczucie mdłości.
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanfictionTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...