▪ one hundred twenty four ▪

999 74 52
                                    

~ Marinette's pov ~

- Dzień dobry, Marinette.

- Cześć, Damien - zaspana przetarłam oczy i spojrzałam na lekarza.

- Jak się czujesz?

- Chyba w porządku. Na pewno lepiej niż wczoraj - posłałam mu uśmiech. - Opowiesz mi wszystko dzisiaj?

- Co masz na myśli?

- Co teraz ze mną będzie się działo - westchnęłam i usiadłam wygodnie.

Lekarz podszedł i usiadł na łóżku stojącym obok.

- Mam być bezpośredni czy postarać się, aby...

- Wal prosto z mostu.

- A więc zrobiliśmy ci badania. Ich wyniki nie są dobre. Musimy jak najszybciej znaleźć dla ciebie dawcę.

- Jak najszybciej, to znaczy, ile mam czasu? - starałam się nie okazywać strachu i smutku, które we mnie narastały.

- Jak najszybciej. Nie jest tragicznie, myślę nawet, że jutro mogę już ciebie wypisać do domu. Chodzi o fakt, że znalezienie dawcy spoza rodziny graniczy często z cudem, na który w twoim przypadku musimy liczyć - przełknęłam głośno ślinę.

- Czy... Czy bez tego przeszczepu... - wzięłam głęboki wdech, aby w końcu wypowiedzieć to słowo na głos. - ..umrę?

- Nie patrz na to w ten sposób. Myśl optymistyczniej, przy okazji stosując się do moich zaleceń. Nie możesz brać udziału w misjach. Wiem, że bycie Biedronką jest dla ciebie niezwykle ważne, ale taki wysiłek fizyczny nie ma na ciebie dobrego wpływu - uważnie słuchałam jego słów, przytakując. - Podam ci jeszcze jedną kroplówkę. Dzięki niej odzyskasz siły.

- Będę mogła wrócić do szkoły?

- Myślę, że tak. Chyba, że nie będziesz czuła się na siłach, wówczas w żadnym przypadku się nie zmuszaj, tylko zostań w domu albo nawet przyjdź to ze mną skonsultować.

- Dobrze - odpowiedziałam i spuściłam wzrok na swoje palce.

- Wiem, że jest ci ciężko Mari, ale... Naprawdę staraj się myśleć optymistycznie. Może popytaj znajomych, czy nie chcieliby czasem oddać szpiku, aby ci pomóc?

- Przecież wiesz, że nikomu o tym nie powiedziałam.

- Może to najwyższy czas, hm? Marinette, naprawdę mi zależy na tym, abyś wygrała tę walkę i żebyś na nowo mogła cieszyć się życiem. Ty też zrób coś w tym kierunku. Wspólnymi siłami może się to uda - uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Ale ja się tak strasznie boję, Damien. Boję się śmierci. Nie chcę umierać...

- I nie umrzesz. Razem to zwyciężymy, okej? Tylko nie możesz się poddać.

- Postaram się.

- Musze zrobić obchód, ale gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń od razu - ręką wskazał przycisk przy moim łóżku, a następnie opuścił salę.

Zsunęłam z siebie trochę kołdry, aby po chwili ujrzeć dwie przurocze kuleczki, zwinięte obok siebie tuż przy moim brzuchu.

- Plagg? - trąciłam czarne stworzonko z nadzieją, że się obudzi, jednak nic z tego.

- Daj się wyspać, Mari - usłyszałam burknięcie Tikki i po chwili dostrzegłam, jak w dosyć ciekawy sposób przytula się do Plagga.

- Dosłownie jak yin i yang - przykryłam ich delikatnie kołdrą.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz