▪ one hundred fourty three ▪

750 61 57
                                    

~ Marinette's pov ~

- Nino? - spojrzałam zdziwiona na przyjaciela, który właśnie przekroczył drzwi prowadzące do mojej sali. - A ty nie powinieneś być teraz w szkole?

- Ona mnie jeszcze w ogóle kocha? Może to coś między nami już wygasło? Może nie jestem już dla niej wystarczający? Od zawsze wiedziałem, że to niezwykła dziewczyna i ona zawsze potrzebuje tej szczypty adrenaliny i tak dalej, ale... O co w tym wszystkim chodzi, Marinette?

Zamrugałam parokrotnie, starając się w tym wszystkim połapać, jednak nie miałam bladego pojęcia o co tak właściwie mu chodzi.

- Nino, spokojnie, ochłoń.

- Kiedy ja nie potrafię! Nie wiem, czy mam żałować tego, co powiedziałem, czy jednak być dumny, że w końcu prosto z mostu powiedziałem, co leży mi na sercu - mówił z niejakim wyrzutem, jednocześnie podchodząc do okna i spoglądając na widok za nim.

- Hej, nie wiem czy wiesz, ale ostatnio jestem trochę nie na bieżąco - odezwałam się spokojnym głosem, przy okazji wstając z łóżka, aby po chwili znaleźć się obok chłopaka. - Co takiego się wydarzyło? - spojrzałam na jego twarz, dostrzegając, jak pojedyncza łza spływa po jego policzku.

- Ona się mną znudziła...

- Że co? O kim ty mówisz?

- Jak to, o kim. O Alyi - przeniósł wzrok na mnie. - Uh, nie powinienem tu przychodzić. Przepraszam, wiem że sama masz ważniejsze sprawy na głowie, niż moje problemy. Pójdę już.

- Ale Nino...

- Spoko. Przyzwyczaiłem się, że nikt nie ma dla mnie czasu - wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia.

- Lahiffe, do jasnej cholery!

- Co?

- Chodź tu w tej chwili i powiedz, o co chodzi.

- Ale...

- Nino - westchnęłam. - Przecież się przyjaźnimy. Nie zamierzam patrzeć, jak cierpisz - przyglądałam się jego smutnej minie, aż w końcu rozwarłam ramiona, tym samym zachęcając go do przytulasa. Po chwili byliśmy w swoich objęciach. - Mam nadzieję, że nie jesteś przeziębiony ani nic, bo inaczej jestem w totalnej dupie - zaśmiałam się, na co chłopak od razu ode mnie odskoczył.

- Zapomniałem, wybacz.

- I dobrze. Mam już dość tej całej białaczki i aż sprawia mi to przyjemność, gdy inni nie myślą tylko o niej, gdy do mnie przychodzą.

- Taki na przykład ja, który przychodzę do ciebie się wyżalać, kiedy ostatni tydzień spędziłaś tutaj, w szpitalu?

- Na przykład - teraz oboje się zaśmialiśmy i usiedliśmy na moim łóżku. - Opowiadaj.

- W sumie to nawet nie wiem, od czego powinienem zacząć - westchnął i znowu spojrzał przez okno.

- Najlepiej mów po kolei - zachęciłam go.

- Trochę tego dużo - podrapał się niezręcznie po karku i zaczął opowiadać. - Dużo zmieniło się już w ostatnich tygodniach. Alya mocno się przejęła twoją chorobą i stała się jakaś inna. Zaczęła tak jakoś bardziej pozwalać sobie na emocje. I nie, żeby to było złe, ale kiedyś ujrzenie jej płaczącej wydawało mi się nierealne, a aktualnie już nie raz przychodziła do mnie załamana i tak po prostu się wtulała.

- A wy się dziwiliście, dlaczego to ukrywałam... - wymamrotałam.

- Nie zaczynaj - ostrzegł mnie. - Ale poza takimi przypadkami, to ostatnio rzadko kiedy się spotykamy tak sam na sam. Już więcej widuję się z Adrienem, który ma od groma zajęć dodatkowych i takich tam. Warto też dodać, że spotkania z nim są dosyć trudne, kiedy nie jest w to wszystko wtajemniczony. Ale dobra, mniejsza - machnął na to ręką. - Pomimo wszystko nic nie mówiłem Alyi, bo wiedziałem, że chciała być jak najczęściej u ciebie. Dzisiaj, jak wszedłem do szkoły, to od razu rzuciła mi się w oczy, bo rozmawiała przy szatniach z Luką. Przywitałem się, chcąc tym samym dołączyć do rozmowy, ale zamiast tego umówili się na potem, bo nie powinienem niczego wiedzieć - wyraźnie cytował Alyę w ostatnich słowach.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz