▪ eighty seven ▪

1.2K 100 79
                                    

~ Marinette's pov ~

- Odkropkuj - wylądowałam na balkonie i od razu złapałam się za poręcz. Szybko się jednak ogarnęłam, gdy zobaczyłam ledwo żywą Tikki. - Hej, mała, co ci jest? - spytałam ją przestraszona jej stanem.

- Mówiłam, że się nie zgadzam - powiedziała szeptem, ale i tak mimo wszystko była zła i zawiedziona. - Przekazałam ci jeszcze więcej moich mocy. Bez nich ledwo byś się poruszała, a co dopiero walczyła.

- Przepraszam... Ale musiałam to zrobić. Następnym razem po prostu nie przekazuj mi ich. To nie ty powinnaś płacić za mój obowiązek.

- Tak mów, ale już widzę twoją irytację, gdy nie udaje ci się nawet przeskoczyć z budynku na budynek - spuściłam głowę.

- Chodź, dam ci większą porcję ciastek - ujęłam tę małą istotkę w dłonie i weszłam z nią do swojego pokoju.

Podeszłam do szafki i wyjełam duże ciastka z kawałkami czekolady.

- Jak ty się czujesz? - spytała, jednocześnie przeżuwając pierwszy kęs smakołyka.

- Do dupy, ale bywało gorzej. Nie idę jutro do szkoły - poinformowałam ją i udałam się do łazienki.

Zdjęłam swoje ubrania zostając w samej koronkowej bieliźnie. Przemyłam twarz płynem micelarnym, aby zmyć makijaż. Teraz już idealnie było widać cienie pod oczami. Przyglądałam się poszczególnym częściom mojego ciała. Widocznie schudłam, moje żyły stały się widoczniejsze, a moja skóra nie wyglądała już tak zdrowo, jak kiedyś. Ogólnie powoli zmierzałam do wyglądu trupa.

Przyjechałam palcami po włosach, czując je następnie luźno w mojej dłoni.

Ten widok jeszcze bardziej mnie dobił. Po policzkach spływały mi kolejne łzy. Tak strasznie bolał mnie fakt, że jeszcze niedawno miałam tak idealne życie.

A teraz?

Umierałam, jak się patrzy. Aż mi się wierzyć nie chce, że ta chemia cokolwiek pomaga. Że są jakiekolwiek szanse. No wystarczy spojrzeć na mnie właśnie teraz: przygarbiona dzieczyna o bladej skórze z marnym wyglądem i tracąca kolejne kosmyki włosów.
Gdzie ta roześmiana nastolatka, która tryskała energią i która po prostu była ładna. Nawet nie ładna, tylko zdrowo wyglądająca.

Przysiadłam na wannie, dalej wpatrując się w lustro.

Niby nie chcę, aby wiedzieli.
Niby nie chcę im powiedzieć.
Ale jakim cudem oni niczego nie zauważyli?
Niczego nie podejrzewają?

Mam wrażenie, że tylko Chat, z którym nawet nie znam się bez masek, więcej się domyśla niż moi pozostali przyjaciele.

Schowałam twarz w dłoniach, coraz bardziej popadając w rozpacz.

Nie chcę umierać.

Ja nie chcę umierać.

- Ja nie chcę umierać... - szeptałam. - Ja nie chcę umrzeć... Ja nie chcę, nie chcę, nie chcę! - z każdym słowem mówiłam coraz głośniej, przy okazji opadając na podłogę i waląc w nią pięścią. - Ja nie chcę umrzeć... - płakałam i nie mogłam przestać. - Ja nie chcę...

Skuliłam się na dywaniku, obejmując dłońmi przyciągnięte do brzucha nogi.

Trwałam tak przez kolejne minuty.

Gdy zimno bijące od kafelek w końcu wygrało z moim nagim ciałem, wstałam i jeszcze raz na siebie spojrzałam. Wyglądałam źle. Albo co najmniej makabrycznie.

Nie użalając się nad sobą dłużej, ubrałam piżamę w myszkę Miki, przemyłam twarz i wyszczotkowałam zęby. Wychodząc z łazienki zastałam Tikki śpiącą na swojej własnej poduszce ułożonej na szafie, w niewidocznym dla innych miejscu. Zgasiłam światło i udałam się do swojego łóżka. Przykryłam się szczelnie.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz