▪ one hundred three ▪

1K 104 86
                                    

~ Luka's pov ~

Leżałem już obudzony i wpatrywałem się w korkowa tablicę, którą dziewczyna miała przy łóżku. Były na niej różne zdjęcia. Jedno z naszego wspólnego wypadu do kina z Alyą i Nino, jedno jak byłem z Marinette na lodach, jej zdjęcie klasowe i wiele innych z różnymi przyjaciółmi. Dziewczyna jeszcze spała, będąc do mnie przytuloną, więc starałem się nie wiercić za bardzo. Nagle usłyszałem, że ktoś wchodzi po schodkach i otwiera jej klapę. Szybko zorientowałem się, że to jej ojciec i że znajduję się w dość kiepskiej sytuacji.

Leżałem nieruchomo z nadzieją, że mężczyzna sprawdzi tylko, czy jego córka śpi. Ale gdzie tam! Oczywiście musiał się zbliżyć i próbować ją obudzić.

- Marinette? Słonko, śpisz?

Zmówiłem szybko modlitwę w myślach i ostrożnie się uniosłem, tym samym przyciągając na siebie wzrok pana Toma.

- Proszę jej nie budzić. Miała ciężką noc - wyszeptałem i dopiero po chwili zorientowałem się, jak źle to mogło zabrzmieć. - I nie chodzi o to, co ma pan teraz na myśli! - niby krzyknąłem, ale jednak nadal utrzymywałem cichy ton. - Zaraz panu wszystko wyjaśnię - posłałem mu błagalne spojrzenie, aż w końcu mężczyzna skinął głową z zaciśniętymi zębami.

Przełknąłem ślinę i delikatnie wysunąłem się z objęcia dziewczyny. Przywołałem do siebie Sassa, który skrył się w mojej bluzie, którą przełożyłem właśnie przez głowę. Zgrabnie zszedłem po drabince, a następnie do salonu.

- Siadaj - nakazał mi tata Mari, wskazując na kanapę naprzeciwko tej, na której siedział on z żoną.

- Dzień dobry, pani Sabine - kulturka przede wszystkim.

- Witaj Luka. Czy będziesz tak miły i wytłumaczysz nam, co ty tutaj robisz? - spytała mnie, a ja nie wyczułem, aby była jakoś bardzo zła, a tym bardziej żeby miała do mnie jakieś pretensje.

- Spałem - wzruszyłem ramionami i spuściłem wzrok na moje bawiące się palce.

- Co ty sobie wyobrażasz, co? - pan Tom był w tej chwili zupełnym przeciwieństwem swojej żony. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego i tak szczerze mówiąc, nieobliczalnego. - To, że ty jesteś już pełnoletni, nie oznacza, że moja córka jest. Jakim prawem w ogóle tu przebywałeś bez naszej wiedzy? Skąd mamy pewność, że do niczego jej nie zmuszałeś?

Do tej pory rozumiałem jego roztargnienie, jednak teraz nie zamierzałem odpuścić. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie przebieg tej rozmowy. Chciałem normalnie przyznać, że wiem już o chorobie ich córki, ale to, co powiedział pan Dupain, było już przegięciem.

- Nie ma pan prawa tak mówić - wstałem rozgniewany, na co mężczyzna też się uniósł. - Nigdy w życiu do niczego bym jej nie zmusił. Nigdy nie postąpiłbym przeciwko jej woli. Nigdy, przenigdy bym jej nie zranił. Nie wyobrażam sobie mojego jebanego życia bez niej, więc nie ma pan cholernego prawa nawet tak mówić - zbliżyłem się do niego tak, aby patrzeć mu prosto w oczy.

- Licz się ze słowami, chłopcze. Może nie jesteś taki idealny, jak Marinette cię widzi. Może właśnie masz zły wpływ na moją córkę, a tym bardziej z takim słownictwem.

- Jak pan śmie? - kręciłem głową z niedowierzaniem. - Kocham ją i to chyba powinno być najważniejsze.

- Może właśnie nie powinieneś - mężczyzna nerowowo wciągał powietrze przez nos, a ja ostatkami sił walczyłem ze swoimi emocjami.

- Chłopcy, przestańcie. Po co w ogóle ta kłotnia. Usiądźmy i Luka na spokojnie nam wyjaśni, co tutaj robił.

- Nie będę z nim rozmawiał. Niech się wynosi z mojego domu! - wściekły wskazał palcem na drzwi wyjściowe.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz