▪ one hundred fifty four ▪

541 35 39
                                    

~ Marinette's pov ~

- Tikki? Poszedł już? - zapytałam przyjaciółkę, która siedziała właśnie na okapie.

- Tak. Wszystko okej? - odezwała się zmartwiona, kiedy zbliżyłam się do blatu, aby się o niego oprzeć. - Mari? - podleciała, aby znaleźć się przed moją twarzą.

- Jest okej - wzięłam głębszy wdech. - Wszystko jest okej - wyrecytowałam tak dobrze już mi znaną formułkę.

- Może ja lepiej polecę po Lukę, co? Blado wyglądasz - widziałam, jak mój stan ewidentnie ją zaniepokoił.

- Ani mi się waż. Dzisiaj są jego urodziny i miał to być ten jeden dzień, kiedy zapominamy o całym tym cholerstwie. Nie widzisz, jaki jest szczęśliwy? Naprawdę dawno go takiego nie widziałam - posłałam jej błagalne spojrzenie. - Nic mu nie mów. Trochę przystopuję i będzie dobrze.

- Ale jakby coś się działo to...

- Nic się nie będzie działo, mała. Spokojnie - uśmiechnęłam się i wróciłam do smażenia. - Już mi lepiej - zapewniłam ją i zdjęłam z patelni ostatniego pancake'a.

- A o czym to drogie panie sobie plotkują? - poczułam, jak Couffaine stanął za mną.

- Obstawiałyśmy, co, mój szanowny panie, ubierzesz - odwróciłam się, aby zobaczyć jego strój. - I jak widać wygrałam, zgadując, że twoje ogarnięcie się, skończy się na ogoleniu tego kilkudniowego zarostu.

- A czego więcej ty ode mnie wymagasz? - cmoknął mnie w usta i zgrabnie zgarnął talerzyk ze śniadaniem, żeby po chwili usiąść przy barze. - Dzisiaj dzień lenia, czyż nie?

- Żadnego lenia. Nie zmarnujemy całego dnia na leżeniu w łóżku, tym bardziej że już Chat nas z niego wygnał.

- Nie musimy tylko leżeć - poruszył zawadiacko brwiami. - Właśnie, miałem ci przekazać, że Czarny Kot tylko żartował i stwierdził, że będziesz wiedziała, co miał na myśli.

- Oj, ja się z nim policzę następnym razem - planując już w myślach zemstę i tak odetchnęłam z ulgą, spoglądając, jak Luka właśnie wkłada kolejny kawałek placka do ust.

- Boże, jakie to dobre. Co musiałbym zrobić, żeby jeść takie codziennie?

- Hajtnąć się ze mną - odpowiedziałam mu w formie żartu.

- Dwa razy nie powtarzaj - pogroził mi widelcem. - Gdyby nie fakt, że znam twoją odpowiedź, już bym tutaj klękał.

- Skąd możesz wiedzieć, co bym ci odpowiedziała? - przymrużyłam brwi, bo... bo zszokował mnie.

- Bo cię znam, kochana.

Zamilkłam na dłużej, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć.

Znam twoją odpowiedź.

Szlag, że co?

- Ej, Mari, jesteś tam? - niespodziewanie poczułam jego dłoń na swojej talii, tym samym wybudzając się jakby z jakiegoś transu.

- Znam twoją odpowiedzieć? - przewrócił tylko oczami, dając mi do zrozumienia, że nie chce drążyć tego tematu, jednak nie potrafiłam tak o zapomnieć o tym, co powiedział. - Luka.

- Nie ważne. Dziękuję za śniadanko, moja droga. Było pyszne - ujął dłonią mój policzek i złożył leniwy pocałunek na mych ustach, tym samym mimowolnie odciągając moje myśli od poprzedniego tematu. - A teraz możemy wrócić do mojego królestwa - objął mnie obiema rękoma i uniósł do góry, kierując się do swojego pokoju.

Kiedy już się w nim znaleźliśmy, rzucił mnie na łóżko, samemu po chwili kładąc się obok.

- Jak bardzo niszczę twoje dzisiejsze plany? - zagadnął, układając się wygodniej.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz