▪ one hundred fifteen ▪

1K 80 146
                                    

~ Luka's pov ~

Od razu po próbie pożegnałem się z resztą ekipy, mówiąc, że muszę pójść do Mari. Coś mnie niepokoiło w jej zachowaniu. Jeszcze niedawno tak dobrze spędzaliśmy razem czas. Ostatnimi czasy naprawdę wydawało mi się, że jest stosunkowo okej. Pozostaje tylko pytanie, czy tak uważam, ponieważ tak rzeczywiście jest czy ponieważ bardzo chcę, żeby tak było.

- Już jestem - powiedziałem od razu po wejściu do pomieszczenia. - Marinette?

Rozglądałem się po pokoju do czasu, gdy mój wzrok zatrzymał się na biórku.

"Musiałam wyjść. Nie martw się, wszystko okej. Odezwę się potem.
Mari"

Może i bym w to uwierzył, ale nie trudno było dostrzec kroplę łzy na karteczce.

- Oh Marinette...

Chciałem czym prędzej się przemienić, aby wyskoczyć z pokoju i ją odnaleźć, jednak przeszkodziło mi to pukanie do drzwi.

- Luka? - usłyszałem głos siostry zza ściany.

- Cholera - machnąłem na Sassa, aby się skrył, a sam wpuściłem siostrę do środka. - Co jest, Juleka?

- Przyszłam nie w porę? - posłałem jej pytające spojrzenie. - Wyglądasz, jakbyś gdzieś się śpieszył.

- Chciałem iść do Marinette - powiedziałem wprost, wiedząc, że za bardzo mnie zna i od razu wyczułaby kłamstwo.

- Nie miała czekać na ciebie tutaj?

- Miała, ale... Zostawiła tylko karteczkę i wyszła - brązowooka zmarszczyła brwi i podeszła do biurka.

- Czy coś jest nie tak? - dziewczyna spojrzała prosto w moje oczy.

- Jest w porządku - wysiliłem się na uśmiech, który raczej nie wyglądał na za bardzo szczery, gdyż dziewczyna wyraźnie się zmartwiła.

- Luka... - spuściłem wzrok, gdyż ciężko było mi ukrywać przed nią prawdę. Przecież to też jej przyjaciółka.

Wziąłem głęboki wdech i, powstrzymując łzy, spojrzałem jej prosto w oczy.

- Nie przejmuj się. Jest okej - opanowując swoje emocje ze wszystkich sił, powiedziałem spokojnym głosem.

- Jak uważasz - wstała z mojego łóżka i ruszyła ku wyjściu. - I tak ci nie wierzę... - wymamrotała i opuściła mój pokój.

Cała Juleka. Ona nie naciska. Ona nie domaga się prawdy. Chce ją znać, ale gdy wie, że jej nie usłyszy, to nie drąży tematu. Po prostu staje się wtedy bardziej oschła i często ignoruje takie osoby, dopóki nie dopnie swego. Tak też w ten sposób przewiduję, że kolejne dni będą tymi przysłowiowymi "cichymi".

- W porządku, Luka? - Sass wyleciał z kryjówki.

- Ta, poszukajmy Mari. Sass, ssycz - dokonałem przemiany i wyskoczyłem przez okno w poszukiwaniu Dupain-Cheng.

Od razu ruszyłem w kierunku wieży Eiffla, gdyż to przeważnie tam udawała się, kiedy potrzebowała chwili samotności. Zmierzając w stronę budynku, już z daleka dostrzegłem, że ktoś siedzi na jej szczycie. Wspinałem się coraz wyżej z lekkim uśmiechem na twarzy na samą myśl, że zaraz ją ujrzę.

Jak bardzo się zawiodłem.

- To ty - stanąłem obok siedzącego na skraju budowli chłopaka.

- To ja - mruknął od niechcenia.

- Myślałem, że może...

- Była tutaj - przerwał mi.

- Wiesz, gdzie poszła? - zamiast jakkolwiek odpowiedzieć na moje pytanie, wzruszył ramionami. - Coś się stało? Wyglądasz jakoś tak niemrawo - przysiadłem obok Chata, gdyż naprawdę martwiło mnie jego samopoczucie.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz