▪ one hundred fourty seven ▪

797 65 140
                                    

~ Marinette's pov ~

- Luka? - akurat siedziałam przy swoim biurku robiąc zadanie domowe z matematyki, gdy do mojego pokoju wszedł chłopak. - Co ty tutaj robisz? Czyżby kacyk w końcu przeszedł? - mimowolnie uśmiechnęłam się.

- Taaa, już jest w porządku - przewrócił na mnie oczami.

Wyglądał zupełnie inaczej niż rano w szkole, tak bardziej świeżo i przytomniej. Co prawda, zaczerwienienie na nosie dalej nie zniknęło, ale nie było już aż tak widoczne jak wcześniej. To niesamowite jak kilka godzin potrafi tak zmienić stan człowieka. 

Zrobił kilka kroków i stanął przede mną, wyciągając przed siebie ręce ze sporym pudełkiem obwiązanym wielką czerwoną kokardą. 

- Co to jest?

- W sumie miał to być prezent bez okazji, ale możesz go uznać jako odpokutowanie za wczoraj - wyszczerzył się i wręczył mi pakunek. - Bo uwierz, bądź nie, ale kupowanie go w trakcie trzeźwienia z trajkoczącą nad uchem Alyą nie należało do przyjemnych odczuć.

- Przecież nie musisz mi niczego dawać - zmarszczyłam brwi, przy okazji zastanawiając się, co to tak właściwie może być.

- Ale chcę - powiedział już poważniej i usiadł na kanapie. - No, otwieraj. Jestem ciekawy twojej reakcji - zachęcał mnie, a ja zaczęłam rozwiązywać kokardę.

Gdy w końcu udało mi się rozwiązać supeł, chwyciłam za górną część pudełka i otworzyłam je.

- Jednak zaczekaj - chłopak wstał i podszedł do mnie, ostatecznie kucając, aby móc bez problemu spoglądać na moją twarz. - Zanim zobaczysz, co to jest, to chciałbym, żebyś wiedziała, że... - lekko poddenerwowany podrapał się po karku. - Kurde, czuję się jak jakiś matoł - zaśmiał się speszony, na co pogładziłam go po policzku.

- Mój kochany matołek - uśmiechnęłam się, a chwilę później pochyliłam, żeby cmoknąć go w usta. - Więc mogę już dokończyć otwieranie?

- Tak, tak - zaśmiał się cicho. - Po prostu chciałbym ci powiedzieć, że dosyć bardzo mi na tym zależy.

- Na czym? - nie do końca rozumiałam, co ma na myśli.

- Otwieraj  - uśmiechnął się słodko, a ja w końcu wyciągnęłam papier, który przykrywał podarek.

Od razu na pierwszy rzut oka dostrzegłam przepiękną, czarną kartkę z czerwonymi zdobieniami. Było to zaproszenie. Spojrzałam pytająco na chłopaka, jednak on nie odezwał się ani słowem, a ruchem głowy zachęcił, abym je odczytała. Chwyciłam więc za kartkę i otworzyłam ją.

- Coś się kończy, a coś zaczyna - odczytałam sentencję z lewej strony. - Serdecznie zapraszam Lukę Couffaine z osobą towarzyszącą na bal... - odczytałam na głos, a resztę już tylko szybko przeleciałam wzrokiem.

Zamrugałam parokrotnie z niedowierzaniem, aby następnie odłożyć zaproszenie na biurko i wyciągnąć to, co było pod nim. Po dotknięciu tego niesamowicie delikatnego materiału aż poczułam dreszcze na swoim ciele. Luka złapał za pudełko, abym mogła spokojnie zająć się prezentem od niego. Była to cudowna, długa, czerwona suknia z wyciętymi plecami. Jej dolna część była przystrojona czarnymi kropkami, co tak cholernie przypominało mi o mojej bohaterskiej postaci.

- Luka, ja... - spoglądałam na nią z zachwytem. - Ona jest nieziemska, ale nie mogę jej przyjąć. Musiała kosztować cię krocie i... - nagle chłopak chwycił mnie za dłonie i przyciągnął lekko w dół, bliżej siebie.

- Zechcesz pójść ze mną na ten bal? - patrzał prosto w moje oczy.

- Z chęcią - odpowiedziałam szeptem i już zauważyłam, jak kąciki jego ust uniosły się ku górze. 

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz