▪︎ one hundred sixty three ▪︎

321 23 68
                                    

~ Narrator ~

Telefon wyświetlił już po raz piąty z rzędu zdjęcie Luki, jednak dalej swoim blaskiem nie obudził on śpiącej Marinette.

- Coś jest nie tak, Sass... Tyle razy dzwoniła rano, a teraz nie odbiera. Chyba powinienem do niej pójść - denerwował się Couffaine.

- Czy ty widzisss tą pogodę? Leje jak z cebra. Pochorujesz się i tyle będziesss mógł ją odwiedzać, gdy wróci w końcu do domu - starało się go przekonać kwami.

- Mam to gdzieś. Mówię ci, coś musiało się stać - przemył twarz zimną wodą i przejechał swoje włosy dłonią, żeby nie wyglądać na aż tak skacowanego. - Schowaj się. Chłopacy mogli już czasem wstać - polecił przyjacielowi i opuścił łazienkę.

Ruszył od razu do swojego pokoju, gdzie ostrożnie przeszedł nad Chrisem śpiącym pod jakimś kocem na podłodze i chwycił za swoją bluzę, leżącą na krześle.

- A ty gdzie się wybierasz? - odezwał się Lucas, który nagle pojawił się w drzwiach.

- Ciszej. Tu się śpi - mruknął niezadowolony młodszy Blanc.

- Ojojoj, ktoś tu chyba dzisiaj niedomaga - zaśmiał się brunet, trącając nogą brata. - Ej, co jest? - spojrzał na Lukę poważnie. - Kac czy Marinette?

- To i to.

- Coś nie tak z Mari? - dopytywał, gdy oboje weszli do salonu.

- Ech - westchnął gitarzysta, już nie tak chętnie jak wczoraj zwierzając się koledze, gdy nie towarzyszył im alkohol. - Dzwoniła do mnie rano, ale spałem jak zabity, więc tego nie słyszałem, a teraz nie odbiera.

- Może śpi? Niepotrzebnie się spinasz - swierdził Blanc.

- Dzwoniła z pięć razy. Raczej nie chciała sobie tylko pogadać.

- No dobra, to faktycznie zastanawiające. Ale nie chcesz chyba tam iść w tej burzy i w tym stanie?

- To znaczy?

- Wyglądasz jak gówno, serio.

- Dzięki, Lucas. Na ciebie faktycznie zawsze można liczyć - poirytowany minął go, kierując się do drzwi.

Gdy on zabierał się za zakładanie butów, drzwi nagle się otworzyły i do środka weszła przemoczona do cna Juleka.

- Jules? Co ty robiłaś na dworze w tej pogodzie, wariatko? - Luka zaprzestał wkładania butów, a wciągnął siostrę do środka, zamykając za nią drzwi.

- Byłam z Rose na spacerze. Wtedy zaczęły zbierać się chmury i postanowiłyśmy rozejść się do domów, bo zapowiadali niezłe ulewy - mamrotała, szczękając zębami. - Oczywiście w połowie drogi już się rozpadało, a jak na złość nie miałam żadnych drobnych na autobus. Łudziłam się, że to szybko przejdzie, dlatego nigdzie się nie zatrzymywałam. Uch, ale mi zimno - burknęła, ściągając z siebie mokrą bluzę.

- Idź się przebierz w jakieś suche ciuchy. Zaraz zrobię ci coś na rozgrzanie - polecił jej Luka i ruszył do kuchni robić herbatę.

Po 10 minutach, opatulona w koc dziewczyna usiadła na stołku barowym.

- Trzymaj - brat podał jej gorący napój.

- Dzięki - chwyciła go w dłonie, ogrzewając zmarznięte palce. - A ty gdzie się wybierałeś?

- Hm?

- Masz założone buty.

- Dekl chciał iść w tej pogodzie do Marinette - odezwał się Lucas, który akurat wrócił z łazienki.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz