▪ fourty two ▪

1.5K 123 47
                                    

~ Marinette's pov ~

- Dzięki za dziś, Mari. Trzymaj się!

Pożegnałam się ze wszystkimi i skierowałam się do wyjścia z pokładu. Miał odprowadzić mnie Luka, ale przepadł jak kamień w wodę. Było już dosyć późno, bo około 21, więc nie szukałam już go, a ruszyłam w stronę domu.

- Hej, hej, hej - usłyszałam za sobą i w duchu się uśmiechnęłam.

Każda chwila z nim sprawiała mi niesamowitą przyjemność. Po prostu wystarczyło, że był obok.

- Przecież mówiłem ci, że cię odprowadzę - podszedł do mnie i złożył krótki pocałunek na czole.

Następnie objął mnie ręką w pasie i już razem szliśmy w otaczających nas ciemnościach.

- Nie mogłam cię znaleźć, a nie chciałam być jeszcze później w domu - wytłumaczyłam mu.

- Wybacz, mama chciała koniecznie ze mną porozmawiać.

- Okej, okej, nie ma problemu - zastanowiłam się. - Luka?

- Mhm?

Biłam się z myślami, czy spytać go o to, ale w końcu się zdecydowałam.

- Co myślisz ogółem o super bohaterach Paryża? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Ale tak wiesz, jakbyś nie wiedział, kto jest Biedronką. Co o nich uważasz?

- Podziwiam ich. Poświęcają nie tylko swój czas, ale i samych siebie dla Paryża. Z drugiej strony, powiedz, to musi być niesamowite uczucie tak latać nad budynkami, mierzyć się ze złem, zbierać oklaski i pochwały. I jednocześnie wyglądać tak nieziemsko.

- Tak, to dość rekompensuje mój brak czasu na wszystko - zaśmiałam się.

I nie wiem, co mnie napadło, ale po prostu musiałam to wiedzieć.

- Chciałbyś być bohaterem?

Zamurowało go. Zaprzestał ruchu i przyjrzał mi się uważnie.

- Ty tak na poważnie?

- Nooo, po prostu ciekawi mnie to - wpatrywałam się w jego błękitne oczy.

- Gdyby sobie tak wyobrazić nas, siedzących w nocy naprzeciwko wieży Eiffla na jakimś dachu w czaderskich strojach to... hmm... kusząca propozycja- zaśmiałam się na jego słowa.

- Luka, pytam serio.

- Myślę, że tak - o to mi chodziło. - Lubię pomagać ludziom, a to tylko by to usprawniło. Poza tym, wyobraź sobie swojego chłopaka w lateksie - poruszył znacząco brwiami.

- Byłbyś cholernie gorący... Oj nie, nie, nie. Nie możesz być super bohaterem! Żadna by od ciebie nie odrywała oczu, a ja byłabym kurewsko zazdrosna - chłopak zaśmiał się i objął mnie rękoma w dole moich pleców.

- Myślisz, że nadawałbym się? - zapytał szeptem.

- Czemu nie... - zbliżyłam swoją twarz do jego, trącając swoim nosem jego. - Dlaczego jesteś taki idealny? - również wyszeptałam, muskając jego usta leniwie.

- Nikt nie jest idealny - patrzał mi prosto w oczy. - Chociaż ty jesteś niesamowicie temu bliska - pomimo, że przyzwyczaiłam się na komplementy z jego strony, poczułam gorąc na policzkach. - I do tego przeuroczo się rumienisz - cmoknął mnie i odsunął się, żebyśmy mogli ruszyć w dalszą drogę.

W końcu, po 22, byliśmy przed moim domem. Gdy tylko chciałam pocałować go na pożegnanie, przed budynek wyszedł mój tata. Wściekły tata.

- Co ty sobie wyobrażasz? Widzisz, która jest godzina?! - krzyczał na mnie, widocznie bardzo zdenerwowany.

- Dopiero po dziesiątej...

- Już dawno powinnaś być w domu! Albo chociaż odbierać telefon, do cholery!

Nie podobało mi się, że tak na mnie naskoczył. Szczególnie, że obok był Luka.

- Przepraszam, to moja wi...

- Nawet się nie odzywaj. Do domu, ale już! - rzucił oburzony, czerwieniąc się coraz bardziej na twarzy.

Odwróciłam się w stronę chłopaka i tylko kiwnęłam głową, zapewniając, że wszystko jest okej, posyłając przy okazji przepraszające spojrzenie.

- Dobranoc panu - usłyszałam tylko gdzieś za sobą.

Ze spuszczoną głową weszłam do domu i skierowałam się do salonu, gdzie spotkałam zapłakaną mamę.

- Mamo? Co się stało? - podbiegłam do niej zmartwiona.

O co im chodzi?

- Gdzieś ty była?

- U pani Couffaine na statku - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- A dać chociaż znak życia, to już nie łaska? Wiesz, jak się martwiliśmy? - mówiła łamiącym się głosem.

- Przepraszam, zasiedziałam się trochę. Przygotowywaliśmy...

- Nie interesuje mnie to. Masz nam mówić gdzie i z kim wychodzisz, rozumiesz?!

- Byłam z Luką, on przecież... - nie pozwoliła mi dokończyć.

- Jesteś chora - no co ty mnie powiesz...

- Wiem to przecież - powiedziałam ze ściśniętym gardłem.

- A on wie?

>>>> ▪ <<<<

702 słów

Kurde, nie podoba mi się. Nie wiem, co pisać. No po prostu yghhh

I co ciekawe, chyba znowu nie długo wyjeżdżam, więc sami wiecie... 😅

See you 🦊

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz