▪ fifty nine ▪

1.3K 113 84
                                    

~ Marinette's pov ~

- Że mam zostać bohaterem? Też mieć kogoś takiego, jak Tikki i posiadać supermoce? - dopytywał podekscytowany.

- Dokładnie tak - potwierdził Mistrz. - Więc jak?

- Naprawdę tego chcesz? - teraz zwrócił się do mnie. - Sam nie wiem, czy się do tego nadaję i w ogóle, po co jestem wam potrzebny...

- Chcę tego - złapałam go za dłoń. - Decyzja należy do ciebie. To nie tylko przyjemności i tym podobne, ale również ciężki obowiązek. Musisz być tego świadom - wytłumaczyłam mu, mając cichą nadzieję, że się zgodzi.

- Okej, rozumiem. Jeżeli tego chcesz, a ja tym bardziej, to zgadzam się - szeroko się uśmiechnął, a ja rzuciłam mu się w ramiona, przy okazji muskając jego policzek.

- Jakie miraculum Mistrz dla niego wybrał? - spytałam, bo ostatecznie, w trakcie wcześniejszej rozmowy, nie zdecydowaliśmy się.

Nie odpowiedział nic, tylko podszedł do gramofonu, wystukał sobie tylko znany kod i wyjął szkatułkę. Sięgnął po jedno z pudełeczek i podszedł do nas. Oboje wstaliśmy, a Luka dodatkowo zrobił krok w stronę mężczyzny.

- Luko Couffaine, oto miraculum Węża. Dzięki niemu posiądziesz moc 'second chance' /druga szansa/, dzięki której możesz zapisać aktualną walkę. Kiedy po raz kolejny użyjesz umiejętności, wówczas powrócisz do miejsca zapisu. W ten sposób możesz zmienić bieg wydarzeń, teraźniejszość oraz przyszłość - wyjaśnił.

Luka, który uważnie wszystkiego słuchał, przytaknął i przyjął podarunek. Otworzył go i wówczas wyleciało z niego kwami.

- Witaj, nazywam się Sass. Jestem kwami Węża - przedstawiło się stworzonko.

- Whoa - otworzył usta ze zdziwienia. - I że to od teraz będzie należeć do mnie? - ucieszył się, jak dziecko, a w oczach zabłysły mu iskierki podekscytowania.

- Tylko nie to. Mam imię - wysyczało kwami.

- I będziemy... - chłopak mówił dalej, nie zwracając uwagi na słowa Sass'a.

- Luka - spojrzałam na niego poważnie, bo taka też była sytuacja. - To nie zabawa, to obowiązek - przypomniałam mu.

- Wybacz, już się ogarniam - podrapał się po karku. - Ale, kurde, zrozum, że mnie coś takiego jeszcze nie spotkało i to jest serio ekscytujące - jego radość była tak urocza, że nawet nie miałam sił, aby się na niego złościć.

- Nie zwracaj na nią uwagi, tylko przemieniaj się i wypróbuj swoje moce - Mistrz puścił mu oczko, totalnie ignorując moją osobę.

Luka założył srebrną bransoletkę na nadgarstek i po wymówieniu specjalnych słów, przemienił się. Podszedł do lustra, które stało w rogu salonu. Jego strój był w kolorach zieleni i błękitu. Włosy stały się bardziej turkusowe, a oczy przypominały te węża. W ręku trzymał lirę, na której od razu zagrał krótką melodię dla próby.

- To jest boskie - podsumował. - Dziękuję, Mistrzu. Lepszego miraculum nie mógłbym sobie wymarzyć - zamilkł na chwilę, po czym dodał. - Inaczej. W ogóle nie mógłbym sobie wymarzyć jakiegokolwiek miraculum - zaśmiał się i ruszył ku wyjściu. - Idziesz? - zwrócił się do mnie.

- Tak, tak, już idę - otrząsnęłam się z wrażenia. - Tylko zamienię jeszcze dwa słowa z Mistrzem, okej?

- Jasne, czekam na... dachu - wyszczerzył się szczęśliwy. - Jeszcze raz dziękuję. I za miraculum, i za zaufanie. Mam nadzieję, że was nie zawiodę - i wyszedł.

Mężczyzna odwrócił się i podszedł do urządzenia, gdzie schował szkatułkę. Ja w tym czasie dokonałam przemiany w Biedronkę.

- Mistrzu? - zwróciłam się do staruszka.

- Tak, Marinette?

- Da sobie radę, prawda?

- To ogarnięty chłopak. Miałaś rację, że się do tego nadaje. Tylko że musisz teraz go szybko wdrożyć i wszystkiego nauczyć. I w końcu mu powiedzieć. Z czasem osłabniesz i nie będziesz miała już wystarczająco sił, aby walczyć jako Biedronka. Nadal nie wiem, czy to wypali i czy w ogóle to dobry pomysł, żebyś przemieniała się tylko po to, żeby oczyszczać akumę. Ale jeżeli się zdecydowałaś i wiesz, że dasz radę, to zostawiam ci wolną rękę. Tylko nie odwlekaj tak tego, bo skończy się na tym, że dowie się jak będziesz unieruchomiona w łóżku - po policzku spłynęła mi łza, gdy uświadomiłam sobie następstwa choroby i jej ciężkiego leczenia. - Widzę, że chemia daje ci się we znaki i pomimo, że na razie jeszcze promieniejesz to...

- To co? To, że się w kimś zakochała, pozwala jej na wtajemniczenie go w to wszystko? Do tego, aby dać mu miraculum? I ty się na to zgodziłeś, Mistrzu? - teraz spojrzał na mnie. - Pieprzona chemia uderzyła ci do głowy i teraz tylko ochy, achy, jaka ty to zakochana, tak? - powiedział mi prosto w twarz Chat, który przed sekundą wparował niespodziewanie do mieszkania staruszka, przerywając mu jego mowę.

W odpowiednim momencie, bo parę słów więcej i zrozumiałby, że nie o taką chemię tu chodzi.

A jego reakcja świadczy o tym, że raczej nie słyszał wcześniejszych zdań. Czyli nie wie. Dobrze.

Mimo wszystko to, co usłyszałam przed chwilą, uderzyło we mnie z taką siłą, że nie potrafiłam pohamować łez spływających po moich policzkach.

- Wyjechałem na ledwo parę dni i poinformowałem o tym Mistrza, bo ciebie nie miałem okazji spotkać, a ty już znajdujesz sobie nowego partnera?  - mówił dalej nieprzyjemnym tonem.

- Czarny Kocie... - zwrócił się do niego Mistrz, jednak ten go zignorował.

- Żadne Czarny Kocie. To okropnie niesprawiedliwe - stwierdził. - Z jakiej racji ona może rozdawać je na prawo i lewo, a ja ani razu nie miałem takiej możliwości? Czy wy w ogóle traktujecie mnie na poważnie? Czy ja tutaj cokolwiek znaczę?

Wtedy drzwi otworzyły się po raz kolejny i już od progu można było usłyszeć głos właściciela miraculum węża.

- Ma.. - zaciął się, gdy zauważył Kota. - ..oja pani? - postarał się zgrabnie wybrnąć, by nie zdradzić mojej tożsamości. - Wszystko okej? - już ruszał zmartwiony w moją stronę, jednak ja go uprzedziłam i pierwsza ruszyłam się z miejsca.

Przy pomocy ręki wypchnęłam go z mieszkania i nawet się nie żegnając, odwróciłam się tylko, by kiwnąć do Mistrza i wyjść. Wyjść i jak najszybciej się stamtąd oddalić.

- Co się stało? - podążał za mną Luka, jednak nieco z tyłu.

Mimo wszystko, to jego pierwsze chwile jako bohater, więc nie był tak wprawiony jak ja. I powinnam mu teraz wszystko pokazać, pomóc, nauczyć, ale... Ale nie potrafiłam. Potrzebowałam samotności.

- Biedronko, nie pędź tak! - krzyknął. - Hej, zaczekaj na mnie! Zwolnij!

Ja jednak nie słuchałam go, tylko coraz bardziej płakałam i coraz szybciej i szybciej przemieszczałam się przed siebie.

- Daj mi spokój! - powiedziałam tylko i zniknęłam pomiędzy budynkami.

Długo jeszcze skakałam, aż znalazłam się na skraju miasta i usiadłam na jednym z domów.

Starałam się zrozumieć zachowanie Chata, jednak... Bolało. Cholernie bolało.

A moim łzom nie było końca...

Gdy chociaż sama na chwilę zapomnę o chorobie, każdy musi mi jakoś o niej przypominać. I zazwyczaj robią to w kurewsko bolesny sposób.

Wiem, że nie wiedzą.

Wiem, że powinni wiedzieć, ale...

Ale nie. Przynajmniej nie na razie...

>>>> ▪ <<<<

1135 słów

Nie umiałam opisać mocy miraculum węża, więc fragment rozdziału pochodzi z linku.

Sam rozdział powstał na totalnym spontanie, pisany od jakiejś godziny (prócz 200słow, które xzekały na dokończenie już pare dni), gdyż nie chcę przerwać wstawiania co drugi dzień. Tylko że jest ciężko. Nawet bardzo.

Dobrej nocki ❤


Źródła: https://miraculousladybug.fandom.com/pl/wiki/Miraculum_W%C4%99%C5%BCa

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz