▪ sixty ▪

1.2K 113 83
                                    

~ Chat's pov ~
/chwilę wcześniej/

Gdy tylko wróciłem z delegacji, której ojciec za nic nie chciał mi odpuścić, schowałem się, aby stać się Czarnym Kotem i skierowałem się do domu Mistrza.

Byłem w fatalnym humorze, bo spotkałem w Londynie Lilę. Lilę, której naprawdę nie brakowało w moim życiu. Lilę, która właśnie przyjechała do Paryża. Lilę, która całą drogę siedziała obok mnie i pieprzyła jakieś farmazony.

I byłbym w stanie wytrzymać ten wyjazd, ale cholera, nie z nią.

Zgrabnie przemieszczałem się do swojego celu z nadzieją, że spotkanie ze staruszkiem poprawi mi humor. Jednak gdy spostrzegłem w oddali jakiegoś typa w lateksowym przebraniu, zirytowałem się jeszcze bardziej.

- To niemożliwe - mruknąłem do siebie.

Wylądowałem przed drzwiami, zza których słyszałem, jak Mistrz coś mówi.

-...widzę, że chemia daje ci się we znaki i pomimo, że na razie jeszcze promieniejesz to...

No to są chyba jakieś jaja.

Bez pukania otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, gdzie spotkałem Biedronkę i staruszka. To znaczyło tylko jedno...

- To co? To, że się w kimś zakochała, pozwala jej na wtajemniczenie go w to wszystko? Do tego, aby dać mu miraculum? I ty się na to zgodziłeś, Mistrzu? - spojrzałem na nią. - Pieprzona chemia uderzyła ci do głowy i teraz tylko ochy, achy, jaka ty to zakochana, tak? - powiedziałem jej prosto w twarz, gotując się w środku ze złości.

I pomimo, że dostrzegłem łzy w jej oczach, mówiłem dalej.

- Wyjechałem na ledwo parę dni i poinformowałem o tym Mistrza, bo ciebie nie miałem okazji spotkać, a ty już znajdujesz sobie nowego partnera? - mówiłem dalej wściekły.

- Czarny Kocie... - zwrócił się do mnie Mistrz, jednak zignorowałem go.

- Żadne Czarny Kocie. To okropnie niesprawiedliwe - stwierdziłem. - Z jakiej racji ona może rozdawać je na prawo i lewo, a ja ani razu nie miałem takiej możliwości. Czy wy w ogóle traktujecie mnie na poważnie? Czy ja tutaj cokolwiek znaczę?

Cholernie mnie bolał ten fakt. Fakt, że jestem tylko pomagierem. I fakt, że ona płakała, a ja nie rozumiałem dlaczego, jednak tym razem postanowiłem pomyśleć o sobie. Ma już tego swojego kochasia, niech on się nią zajmie. Pfy, nawet dała mu miraculum...

Akurat otworzyły się drzwi i...

O, o wilku mowa.

- Ma.. - zaciął się, gdy mnie zauważył. - ..oja pani? - powiedział, przy czym dziwnie się jakby przejęzyczył. - Wszystko okej? - już ruszał zmartwiony w jej stronę, jednak ona go uprzedziła i pierwsza ruszyła z miejsca.

Wypchnęła go z mieszkania i po chwili już ich nie było.

- Co tu się do cholery dzieje, Mistrzu? - zmęczony emocjami usiadłem na dywanie.

- Postąpiłeś nie fair, Adrien.

Gdy wypowiedział moje imię na głos, zrozumiałem, że mogę bezpiecznie się przemienić.

- To ona postąpiła nie fair wobec mnie. A pan z resztą też. Czy ja mam tu w ogóle coś jeszcze do gadania? - zwróciłem się do niego z wyrzutem.

- Nie mogę ci nic powiedzieć, bo jej obiecałem - znowu pieprzone tajemnice. - Ale uwierz mi, tego wymagała sytuacja. Nowy się wdroży i będzie wam łatwiej.

- Ale dlaczego on? Dlaczego tak nagle? Dlaczego bez rozmowy ze mną?!

- Przyznam, mogłem o tym z tobą pomówić, jednak myślałem, że będzie jeszcze na to czas. Jednak wyjechałeś i nie wiedziałem, kiedy dokładnie wracasz, a przy ostatniej akumie Biedronka sobie nie radziła.

- Jak to nie radziła? Zawsze daje sobie radę. To ona jest tu tą najbardziej bohaterską i... - miałem mówić dalej, ale zostałem uciszony.

- Uwierz mi na słowo, że było to konieczne. Jak ona zdecyduje się ci powiedzieć, to poznasz szczegóły. Tylko proszę, nie ubliżaj nowemu i nie dogaduj Biedronce. Ma... - zawahał się. - Ma trudny okres.

Nie byłem zadowolony z jego odpowiedzi, jednak postanowiłem odpuścić. To on tu jest tym najstarszym i najmądrzejszym.

- Przepraszam - spuściłem głowę w dół.

- Wydarzyło się coś, że aż tak brutalnie na to zareagowałeś? - spytał, nalewając mi jakiejś herbaty. - Na uspokojenie - dodał, gdy mi ją podawał.

- Kojarzy Mistrz Lilę, prawda? - przytaknął z widocznym grymasem. - Właśnie przyjechała za mną z Londynu. Tam też cały czas miałem ją na głowie. Przez jej kłamstwa i cholerne monologi, które nigdy się nie kończyły, miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Liczyłem, że tu chwilę odsapnę, ale jak zobaczyłem go i usłyszałem waszą rozmowę to...

- Co usłyszałeś? - staruszek zląkł się.

- Że chemia daje jej się we znaki. Pieprzona miłość. Dała mu miraculum, znają swoje tożsamości i jeszcze pewnie ze sobą chodzą. A jeszcze jakiś czas temu mi odmawiała, właśnie z tych powodów. Że nie możemy wiedzieć, kim cholera jesteśmy... - mężczyzna odetchnął z ulgą, czego nie zrozumiałem. - Co?

- Nie, nic, nic. Słuchaj, mam nadzieję, że wszystko się jeszcze tam u ciebie ułoży, a Lila prędzej czy później wyjedzie. Zawsze stwarzała wiele kłopotów...

Przytaknąłem, a następnie dopiłem herbaty. Przemieniłem się i pożegnałem Mistrza, kierując się do wyjścia.

- Czarny Kocie, proszę cię...

- Tak, wiem, wiem. Postaram się być miły - zamknąłem drzwi i wzbiłem się w górę. - Ale nic nie obiecuję...


~ Marinette's pov ~

Każdy może sobie pozwolić na chwilę słabości, prawda? Kilka łez jeszcze nikomu nie zaszkodziło. I nie miałam Kotu za złe, że tak się zachował. Z resztą nie dziwię mu się, sama nie umiałabym tego zrozumieć.

Ale mimo wszystko jego słowa zabolały. Bardzo zabolały.

W końcu unormowałam oddech, a płacz przestał mną wstrząsać.

- Zawsze mogłaś mu powiedzieć, może byłoby łatwiej... - mówiłam sama do siebie.

Ale co poradzę na to, że nie potrafię? Te słowa nie chcą przejść mi przez gardło. Jak dowie się on, dowie się zapewne każdy. Biedronka śmiertelnie chora, już widzę te nagłówki w gazetach i wiadomościach.

W ten sposób dowiedziałby się Luka, gdyż zna moją tożsamość. Co za tym idzie, pewnie powiedziałby Alyi, Alya Nino, Nino Adrienowi i tak dalej. To ta lepsza wersja.

Jeszcze jest taka, w której nie umie tego przyjąć i mnie zostawia. Zostawia samą ze świadomością bliskiej śmierci, bo wtedy brakło by mi motywacji do walki.

Dlatego zamierzam milczeć. Przynajmniej dopóki będę mogła.

I będę walczyć. Brać tą chemię i zwalczać pieprzonego raka psychicznie. Może mi się uda? Mam Tikki, rodziców, Mistrza, Damiena, Lucasa i Margot. Oni wiedzą. Ale mam też innych przyjaciół i chłopaka, przy których nie muszę się ograniczać, bo czemu by?

Nie wiedzą, że ich dziewczyna, partnerka czy też przyjaciółka jest chora.

Chora na pieprzoną białaczkę.

>>>> ▪ <<<<

1058 słów

Znowu bez rewelacji, ja wiem.

I wiem, że po części to poprzedni rozdział, ale liczę, że w ten sposób nie zostawiłam żadnych wątpliwości i jeżeli tamten rozdział był pokręcony, to teraz wszystko jest wyjaśnione.

Lecę pisać kolejne, bo no... W końcu jest troche czasu hah

A i mogę dodać, że teraz będziemy już skakać trochę w czasie, tzn. nie będzie opisywania dnia po dniu bo to raczej zbędne.

21.00 i beng jest haha

Siema 🦊

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz