~ Marinette's pov ~
- Marinette? - rzekł zdziwiony, jednak po chwili przerodziło się to w obojętność. - Jak musisz...
Co go ugryzło?
- Coś się stało? - usiadłam na brzegu łóżka, na którym leżał.
- Nie - czyli tak.
- Powiedz mi - nalegałam, czując, jak cholernie mi przykro, gdy odzywa się do mnie z taką niechęcią.
- Nie wiem, o czym mówisz - ciągle patrzył w sufit, nie obdarzając mnie nawet krótkim spojrzeniem.
- Luka.
- Daj spokój, Marinette - burknął.
- Nie - spojrzał na mnie zaledwie przez sekundę, a potem z powrotem wlepił wzrok w sufit - Nie zamierzam dać ci spokoju, dopóki nie dowiem się, o co ci chodzi.
Usłyszałam ciche prychnięcie. Chyba nie wie z kim zadarł. Usiadłam na nim okrakiem, położyłam dłonie po jednej i drugiej stronie głowy, i wpatrywałam się w jego oczy.
- Masz ładne oczka - skomplementowałam go. - A teraz mów.
- Nie - pozostawał nieugięty, chociaż nie umknęło mi uwadze delikatne zarumienienie się jego policzków.
- No proszę cię, Luka.
Unikał mojego wzroku, patrząc wszędzie, byle nie w moje oczy.
A co mi tam. Raz się żyje.
Uniosłam jedną dłoń, złapałam go za policzki i zmusiłam do spojrzenia na mnie. Zatapiałam się w jego pięknych, błękitnych oczach, dopóki ich nie zamknął.
- Jesteś okropny! - zaśmiałam się i uderzyłam go w ramię.
- Nie wiem, o czym ty mówisz - nie wytrzymał i w końcu się uśmiechnął.
- Jest! Udało mi się! Doprowadziłam Luke Couffaine do uśmiechu! - wykrzyczałam rozradowana.
- Nie pierwszy raz - spoważniałam, jednak uśmiech nie opuścił moich ust.
- Tak?
- Yhym - chyba zawstydzony spuścił wzrok.
Ręce zaczęły mnie boleć od ciągłego podtrzymywania się, więc zamierzałam już wstać. Jednak moje zamiary zostały udaremnione i po chwili leżałam na jego klatce piersiowej. Otulona. Przez jego silne rączki. Zarumieniłam się, a moje serce już totalnie przestało współpracować.
Spokojnie Mari. To tylko Luka. Tylko Luka. Jakie tylko?! To aż LUKA!
- Przepraszam - odezwał się po dłuższej chwili, kiedy ja leżałam na nim niczym sparaliżowana, wsłuchując się w rytm bicia jego serca. Dosłownie czując jego zapach, ciepło, dotyk, czułam się jak w innym wymiarze.
- Za co?
Chciałam unieść głowę i na niego spojrzeć, jednak możliwość słuchania jego serca dalej wydawała mi się ciekawsza.
- Zepsułem wczorajszy plan Czarnego Kota. Gdyby nie on, mogło ci się coś stać - w jego głosie można było wyczuć poczucie winy. - Po prostu zamurowało mnie, gdy powiedziałaś, że... z resztą, sama wiesz.
Więc o to mu chodziło...
- To, co wtedy mówiłam, było... no po prostu domyśliłam się, że macie jakiś plan z Czarnym Kotem, więc starałam się udawać jak najlepiej, ale... - zdawało mi się, albo jego serce dosłownie na chwilę się zatrzymało. Tak jak moje, rzecz jasna.
Do czego ty zmierzasz, Marinette? Czy ty aby na pewno dobrze to przemyślałaś? Czy jesteś świadoma konsekwencji swojego zachowania i swoich słów? Czy ty w ogóle wiesz, co robisz?
- Ale? - spytał, gdy milczałam przez dłuższy czas.
- Nie do końca udawałam - wymamrotałam cicho.
Nie, nie wiem, co robię. To... dzieję się tak samo z siebie.
Jego uścisk stał się silniejszy.
- To znaczy? - słyszałam wyraźną ekscytację w jego głosie.
- To znaczy... Uh, nie ważne.
Robi to specjalnie! Ja naprawdę nie wiem, co to znaczy. W sensie, nie jestem pewna i w ogóle. A moje serce wali jak opętane, myśli wariują i to serio nie pomaga . Koniec tego.
Chciałam wstać i może wrócić do tej rozmowy kiedy indziej, jednak chłopak nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Przekręcił nas tak, że teraz to ja byłam na dole, a on sterczał nade mną z rękoma po obu stronach głowy.
- To znaczy? - ponowił pytanie.
Milczałam.
- Mariś - tak nie wolno! - Powiedz mi. Proooszę.
Intensywnie wpatrywał się w moje oczy. A ja w jego. I tak jak do tej pory te zielone oczy Chata wydawały mi się być niesamowite i niepowtarzalne, tak teraz... Dosłownie topiłam się w błękicie oczu Luki. Były przecudne i wyrażały sobą tyle emocji na raz, że nie byłabym w stanie po kolei ich nazwać.
Boże, ja się chyba naprawdę zakochałam.
- Mówisz serio? - patrzył na mnie z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Czy ja to powiedziałam - zarumieniłam się - n-na głos? - ostatnie słowa wydukałam.
- Dokładnie - potwierdził i delikatnie zbliżył swoją twarz do mojej, co tylko poskutkowało przyspieszeniem mojego oddechu.
- I co teraz? - starałam się opanować, jednak robiło mi się gorącej i nie wiem jakim cudem moje serce jeszcze nie wyskoczyło.
Cholera, co się ze mną dzieje?
- No nie wiem - dystans między naszymi ustami zmniejszał się coraz bardziej, a jego spojrzenie co chwilę padało na moje usta. - Ale chyba też się w tobie...
>>>> ▪ <<<<
789 słów
A ten rozdzialik już mi się podoba 😌
Have a nice day ❤
╰( ͡° ͜ʖ ͡° )つ──☆*:・゚
Do zobaczonka 🦊
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanfictionTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...