▪ one hundred thirty six ▪

1K 56 240
                                    

~ Marinette's pov ~

Opuściliśmy szkołę i od razu ruszyliśmy w stronę Czekoladowego Nieba. Na zewnątrz było co prawda chłodno, ale mimo wszystko było przyjemnie. Luka złapał mnie za rękę, a Amie szła po jego drugiej stronie.

- Ale dziś ładna pogoda, no nie? Ale i tak nie mogę doczekać się już lata. O niczym innym tak nie marzę, jak pojechać z tobą na kilka koncertów, Luka - zaczęła swoją paplaninę Rossi. - I z tobą oczywiście też, Marietta - dodała po chwili. - Ooo albo pojechać pod namioty. Pamiętasz, jak byliśmy trzy lata pod namiotami całą naszą paczką, Luka? To było wręcz zajebiste. To chyba właśnie wtedy napisałeś dla mnie tamtą piosenkę, czyż nie? - mówiła z dumą w głosie, na co aż poczułam swój lunch w przełyku. I wkurwa, że nie potrafi zapamiętać mojego imienia.

No jasne, chłopak artysta zawsze obdarowuje swoją dziewczynę tym, co umie najlepiej.

- Wtedy dopiero zaczynałem pisać piosenki. Chyba nawet tamtej nie pamiętam - skomentował to chłopak, w czym wyczułam chęć pocieszenia mnie, bo co innego mógł odpowiedzieć tamtej.

- Mam chyba gdzieś nagranie, jak ją śpiewałeś przy ognisku. Mam je na laptopie. Może wpadniesz kiedyś do mnie to powspominamy stare, dobre czasy, co? Co o tym myślisz? - zapytała go niezwykle podekscytowana. - Jeśli chcesz, Margarita, to oczywiście też możesz przyjść. Nie chcę, żebyś czasem pomyślała, że ci go zabieram - znowu się roześmiała, a ja tylko zazgrzytałam zębami, gdy tylko usłyszałam, jak ewidentnie specjalnie myli moje imię.

- Marinette, Amie.

- Słucham? - wyrwał ją z monologu.

- Marinette, nie Marietta, ani Margarita. Czy ty to robisz specjalnie? - zapytał, otwierając przy okazji drzwi do kawiarni.

- Co? Em, nie, po prostu jestem słaba w zapamiętywaniu imion - przewróciłam tyko oczami na jej słowa i zaczęłam zdejmować płaszcz, gdy Luka od razu zaproponował mi swoją pomoc.

- Dziękuję - posłałam mu uśmiech i ruszyłam ku wolnemu stolikowi.

- Auć, Lukuś, możesz mi pomóc? Włosy wplątały mi się w szalik - chłopak westchnął, ale również i jej pomógł.

Następnie podszedł do mnie, a gdy spytałam, czy stolik im odpowiada, odsunął mi krzesło, jak to na gentlemana przystało. Nie umknęło również mojej uwadze, że Rossi czekała na taki sam gest w jej stronę, jednak zamiast tego Couffaine usiadł na krzesełku obok mnie.

- Dzień dobry. Nazywam się Elizabeth i będę was dzisiaj obsługiwała. Proszę, oto karty - podała nam menu i odeszła.

- Co zamawiasz, Lukuś? Bo ja myślę, żeby zamówić to samo, co ostatnio. Było pyszne, prawda?

- Tak, jednak tym razem chciałem posmakować czegoś nowego - odpowiedział jej, nawet nie obdarzając dziewczyny wzrokiem, czym coraz bardziej poprawiał mi humor. - Co powiesz na tarte tatin, słonko? - spojrzał na mnie z tym swoim pięknym uśmiechem.

- A bardzo chętnie. Tyle, że...

- Brownie na deser? - zaśmiałam się na jego propozycję, ale też od razu przytaknęłam.

- Za dobrze mnie znasz - cmoknęłam go w polik, dostrzegając lekko zawiedzioną minę Amie.

- To ja też wezmę tą tarte tatin... - burknęła. - Elizabeth, możemy cię prosić - przywołała kelnerkę i razem z Luką zamówiła dla nas łakocie i coś do picia.

- Muszę odebrać - odezwał się chłopak, spoglądając na wyświetlacz telefonu, na którym pojawiła się jego mama i odszedł, zostawiając nas same przy stoliku.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz