▪ one hundred one ▪

1K 89 25
                                    

Odkąd powiedziała te dwa słowa na głos, zamienili ledwo parę zdań i, nie chcąc dołować się jeszcze bardziej, Luka nie dopytywał jej o szczegóły.

Po wyznaniu prawdy przez dziewczynę, chłopak starał sie zachowywać naturalnie. Marinette czuła się już lepiej, więc oboje ułożyli się na kanapie, aby w spokoju dokończyć film i obejrzeć jeszcze kolejny.

Milczeli.

Nie komentowali widzianych scen tak, jak zawsze to robili. Może nawet nie skupiali się na zabawnych perypetiach Bridget Jones tylko zatracali się w swoich myślach.

Ona nad tym, ile czasu jej jeszcze zostało i czy chłopak, pomimo świadomości jej choroby, zostanie z nią w związku.

On natomiast nad tym, jakim prawem niczego się nie domyślił. Widział, że czasami dzwinie się zachowuje, że się zmienia. Chat mówił mu, że jest inna niż zawsze. Nawet Lila, która co prawda próbowała ją pogrążyć, szybciej coś zauważyła niż on. On, który jest jej chłopakiem i który kocha ją nad życie. On, który prawdopodobnie ją zawiódł. Musiała zmagać się z tym wszystkim sama bez jakiegokolwiek wsparcia z jego strony.

Druga część filmu w końcu się zakończyła.

- Marinette? - wyszeptał chłopak, upewniając się, czy dziewczyna rzeczywiście zasnęła.

Ona, zamiast mu odpowiedzieć, odwróciła się w jego stronę. Nie zauważając żadnej innej reakcji, która świadczyłaby o tym, że jednak nie śpi, ostrożnie wstał z kanapy. Podszedł do poduszki Tikki, która spała na niej z Sassem i obudził swojego towarzysza.

- Sass, dasz radę mnie przemienić?

- Jasssne - ziewnął i przetarł oczy. - Coś sssię dzieje?

- Muszę odreagować i to koniecznie teraz.

Nie zadając więcej pytań, kwami skierowało się na balkonik, a chłopak podążył za nim.

- Ssas, ssycz - jego ciało pokrył zielony kostium, a następnie dzięki swoim umiejętnościom wyskoczył w powietrze.

Ruszył w kierunku wieży Eiffla, aby wylądować na budynku przed nią. Często przesiadywał na nim ze swoją dziewczyną. Wówczas często dopisywał im dobry humor. Często się przytulali. Często całowali.

Jakim prawem niczego nie zauważył?

Przez ten cały czas, odkąd się dowiedział i był z nią, starał się trzymać pozory, że jest silny, że nie jest mięczakiem. Jednak nawet dla tak opanowanej i wytrwałej duszy, te dwa słowa były ciosem prosto w serce.

- Nieeee! - wykrzyczał najgłośniej i najdobitniej jak tylko potrafił. Jedyne czego pragnął to ulżyć swojemu cierpieniu. - Nie.. To nie może być prawda... Nie może...

Płakał, nie zważając na nic wokół. Co z tego, że w pobliżu budynku spacerowali przechodnie. Co z tego, że gdzieś za murem mógł się kryć jakiś zagorzały dziennikarz szukający jakichś newsów do kolejnego wydania gazety. Co z tego, że każdy widział załamanego psychcznie bohatera. Co z tego, że Władca Ciem mógł właśnie zaatakować, a co gorsza - mógłby zakumanizować Viperiona.

Nic z tego nie miało jakiegokolwiek znaczenia.

Jedna tylko myśl krążyła po głowie Luki i nie było sposobu, aby mógł się jej pozbyć, a tym bardziej ją przyswoić.

Jego ukochana jest śmiertelnie chora...

~ Adrien's pov ~

Nie mogąc zasnąć, przeglądałem strony internetowe w celu znalezienia prezentu dla wylosowanej przeze mnie Marinette. Kompletnie nie miałem pomysłu, co mogę jej podarować. Nagle usłyszałem czyjś krzyk. Pewien, że wynikał on z ataku akumy, czym prędzej się przemieniłem i wyskoczyłem przez okno. Skakałem w kierunku czyjegoś szlochu przeplatanego jakimiś pytaniami i krzykami. Im bliżej źródła głosu się znajdowałem, tym coraz bardziej miałem wrażenie, że go znam.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz