▪ one hundred fifty ▪

778 46 115
                                    

~ Chris' pov ~

- To pojebane - stwierdziła Amie, w przerwie pomiędzy kolejnymi kęsami jej kanapki. - Czy oni nie mogą po ludzku pogadać?

- Jak widać, to chyba nierealne.

Był już poniedziałek i trwała właśnie długa przerwa. W zwyczaju było, że spędzaliśmy ją na miłych pogawędkach z innymi, jednak nie dzisiaj. Wokół co prawda panował typowy dla przerwy rozgardiasz, nawet jeszcze głośniejszy niż zwykle, gdyż każdy przeżywał piątkowy bal. No, prawie każdy.

- Myślisz, że każdy tak ekscytuje się własnymi doświadczeniami z balu, czy raczej...

- Raczej to drugie. A nawet na pewno - westchnąłem i chwyciłem za dłoń Rossi, którą ułożyła na moim ramieniu. - Jakim cudem w ogóle do tego doszło?

- Właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze. Chyba nikt tego nie wie - odezwała się smutno. - Nie mogę patrzeć, jak Luka jest w takim dole.

- Wiesz, że to w sumie wszystko za jego sprawą tak się potoczyło?

- Jeżeli się nie mylę to jesteście kumplami, nie? Chyba powinieneś być po jego stronie.

- Z każdym z nich mam jakiegoś rodzaju relację, więc nie chcę wyciągać pochopnych wniosków, żeby kogoś przypadkiem nie zranić.

- Chris-dobra-dusza - szturchnęła mnie łokciem. - Musimy coś z tym zrobić. Nie może tak to wyglądać.

W tym miała rację. Nino siedział przy stoliku i zawzięcie mieszał widelcem makaron. Na uszach miał słuchawki i musiał mieć włączoną głośną muzykę, gdyż nawet nie zwracał uwagi na przechodzących obok niego ludzi, którzy pytali go o samopoczucie. Tak, niemal każdy wiedział o całej akcji. Alya najwidoczniej nie była w stanie porozmawiać z nikim o całym zajściu, gdyż całą przerwę spędziła w telefonie, siedząc na jednej z bocznych ławeczek, tylko co chwilę posyłając tęskne spojrzenie w kierunku Nino i Marinette. 

Jak trzymała się Mari? Siedziała całkowicie sama przy stoliku, starając się jeść swoje drugie śniadanie. Nawet zaczepki Lily jej nie przeszkadzały. Tak jakby totalnie się wyłączyła i uciekła duchem z tego świata. Już chciałem wstać i do niej podejść, jednak właśnie wtedy do stołówki wszedł Luka. Rozejrzał się pospiesznie, a gdy dostrzegł swoją chyba jeszcze dziewczynę, od razu skierował się ku niej.

- Czy ty też wyczuwasz tą szykującą się dramę? 

- Amie, czy ty faktycznie przejmujesz się tą całą sytuacją między nimi, czy jednak cię ona bawi?

- Szkoda, że dotyka to akurat tych osób, ale sam przyznasz, że to doskonały scenariusz na jakiś komedio-dramat. 

- Budzą się w tobie geny matki. Grzecznie proszę, stłum je.

- Sorka - zamilkła i razem ze mną zaczęła wpatrywać się w parę znajdującą się niemal na środku stołówki.

- Możemy w końcu porozmawiać? - Couffaine odezwał się stanowczym, a zarazem pełnym wyrzutów sumienia głosem i usiadł naprzeciwko dziewczyny.

- Nie mam ochoty z tobą gadać - odpowiedziała mu beznamiętnie, nawet nie obdarzając go wzrokiem.

- O co chodzi? - aż podskoczyłem na głos Adriena, który znikąd pojawił się obok nas razem z Kagami.

- To wy niczego nie wiecie? - zagadnęła ich Amie i poklepała miejsce obok siebie. - Siadajcie.

- Wiem tyle, że ignorowali nas przez cały weekend.

- I siebie nawzajem też - dopowiedziała Rossi. - Dobra, cicho, jestem ciekawa, jak się to potoczy.

- Nie powinniśmy czasem jakoś się wtrącić i spróbować im pomóc?

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz