▪ sixty two ▪

1.3K 118 127
                                    

~ Marinette's pov ~

Od ostatniej rozmowy z Czarnym Kotem nie widzieliśmy się ani razu. Minął już prawie tydzień, zaatakowały trzy akumy, ale nawet przy nich nie pomógł. Nie było łatwo, ale udało mi się z Viperionem ogarnąć sytuację.

Luka dosyć szybko się wdrożył i z każdym dniem dawał sobie radę coraz lepiej. I to wcale nie tak, że jest starszy o te dwa lata, a to ja go uczyłam.

- I jak ci się podoba? - usłyszałam głos chłopaka, przez co ocknęłam się.

- Co? - spytałam, bo nie miałam pojęcia, o co pytał.

Dopiero po chwili, gdy mu się przyjrzałam, zrozumiałam, co zrobiłam. A właściwie czego nie zrobiłam.

- Wybacz, zamyśliłam się. Zagrasz mi jeszcze raz? - uśmiechnęłam się niewinnie, podchodząc do niego.

- Ostatnio nadzwyczaj często się tak zawieszasz. O co chodzi? - przyłożył dłoń do mojego policzka, gdy usiadłam obok niego. - Martwię się, skarbie - ucałował mnie w czoło.

Westchnęłam, bo nie wiem, czy powinnam mu o tym mówić.

- Chodzi o Czarnego Kota? - zagadnął.

- Skąd ten pomysł?

- Bo jesteś jedną z nielicznych osób, które niezwykle się wszystkim i wszystkimi przejmują. Przejdzie mu kiedyś, zobaczysz - zapewnił mnie.

- Szczerze w to wątpię - przymknęłam oczy, rozkoszując się ciepłem, które biło od chłopaka. - Liczyłam, że się dogadacie i w trójkę stworzymy świetny team, ale jak widać, nie było nam to pisane.

- Chciałbym, ale nawet nie mam do tego okazji. Swoją drogą, dlaczego tak w ogóle dałaś mi to miraculum? - w końcu zadał to pytanie wprost, czego nie chciałam się doczekać.

Bo to był mój jedyny pomysł, aby przetrwać zbliżające się wydarzenia.

- Bo jesteś nam potrzebny - odpowiedziałam wymijająco. - Zagraj mi proszę. Teraz już będę słuchać, obiecuję - uniosłam dłoń w geście składania obietnicy.

- Okej, okej.

Po chwili zaczął grać /media/. Już wcześniej przyznał, że chciałby napisać do tej melodi jakiś tekst, ale nic mu nie przychodzi do głowy. Przymknęłam oczy i uważnie się wsłuchiwałam. W głowie migały mi kolejne obrazy z mojego życia.

Między innymi pierwszy dzień nowego roku szkolnego, kiedy to poznałam Alyę i Adriena. Potem kolejne, ciut mniej miłe. Na przykład jak kłóciłam się z Chloe, czy miałam styczność z Lilą. Nawet mignął mi przed oczami moment, w którym dostałam Tikki i stałam się superbohaterką, przy okazji zapoznając się z Czarnym Kotem. Następnie pierwszy koncert Kitty Section, przed którym poznałam Lukę. Lukę, przy którym mój kompans zaczął wariować, aż w końcu zrezygnował z Adriena, na rzecz błękitnookiego. Kolejne spotkania z nim, pierwsza randka, pocałunek, zostanie jego dziewczyną...

Wszystko wyglądało tak idealnie. Takie też było. Idealne. Wymarzone. Niesamowite.

I byłoby pewnie nadal i trwało latami, ale... Pieprzyć raka.

- I? Co myślisz? - szybko otarłam łezkę, która wypłynęła mi z oka.

- Świetna. Jesteś cholernie utalentowany - pocałowałam go czule w ustach.

- Hej, czy ty płakałaś? - przyjrzał mi się uważnie.

- Już wzruszyć się nie można? - zaśmiałam się, maskując smutek. - Jest cudna. Teraz tylko czekam na tekst - powiedziałam, przy okazji odkładając jego gitarę i kładąc się na jego klatce piersiowej, przez co on również musiał się położyć.

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz