▪ one hundred ▪

1.1K 102 108
                                    

Środa i czwartek minęły dosyć szybko i w miarę przyjemnie. Wszystko było w porządku do czasu, gdy przyszłam do szpitala na kolejną dawkę chemii.

- Jak się masz? - zagadał mnie Damien.

- Jeszcze na razie dobrze, ale coś czuję, że za parę godzin się to zmieni.

- Dasz radę - gdy już wszystko podłączył, zwrócił uwagę na moje włosy. - Peruka?

- Em, tak.. W końcu się zdecydowałam. Lucas mi pomógł.

- I jak?

- Dziwnie, ale... Bałam się, że będzie gorzej. O dziwo nikt się nie zorientował.

- Nie jestem pewien, czy to aby na pewno dobrze.

- Daj spokój Damien, rozmawialiśmy już o tym.

- Okej, okej. Wracam za dwie godzinki. Miłego leżakowania - lekarz opuścił salę, więc zostałam w niej sama.

Jeżeli przyjmowanie chemii w ogóle może być przyjemne...

A jeżeli chodzi o perukę to nie ma tragedii. Byłam pewna, że ktokolwiek się zorientuje, a tu proszę. Wystarczyła bajeczka o fryzjerze, który 'naprawił' moje włosy po incydencie z Lilą i każdy w to uwierzył. Oczywiście, ta peruka to zupełnie co innego niż moje naturalne włosy, jednak nie jest źle.

Albo przynajmniej próbuję to sobie wmówić.

~~~

Mama odebrała mnie jakieś dwie godziny później ze szpitala i od tamtego czasu czułam się beznadziejnie już bez przerwy. Od razu po powrocie do domu rzuciłam się na łóżko i nie opuszczałam go przez kolejne godziny. W piątek napisałam Luce sms-a, że nie będzie mnie dzisiaj w szkole.

Czas mijał, a złe samopoczucie nie opuszczało mnie. Słyszałam, jak rodzice szykują się do wyjścia, więc po usilnych próbach w końcu wstałam i do nich zeszłam.

- Na pewno dasz sobie radę? Może jednak powinniśmy z tobą zostać? - martwiła się mama.

- Nie, naprawdę nie trzeba. Dam sobie radę. Czuję się w miarę okej - zapewniałam ją z delikatnym uśmiechem.

Kiedy ja tak sprawnie nauczyłam się okłamywać nawet mamę.

- No dobrze. Ale jakby coś się działo, to dzwoń - ucałowała mnie w policzek. - Trzymaj się, kochanie.

Rodzice pomachali mi na pożegnanie, a ja zakluczyłam drzwi i skierowałam się do pokoju.

- Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziła Tikki, gdy siadałam przy biurku.

- Nic dziwniego. Czuję się beznadziejnie - przyznałam się. - Nie chciałam, żeby rodzice znowu rezygnowali z przyjemności ze względu na mnie - zdjęłam perukę, która już mnie uwierała. - Taka wspólna wigilia z innymi piekarzami to naprawdę super sprawa. Przyda im się odskocznia od ciężkiej pracy i mojej choroby.

Trzymałam ją w dłoniach i przyglądałam się jej.

- Niby taka sama jak moje włosy, ale jednak nie... Tęsknię za nimi.

- Jak z nim wygrasz to ci odrosną, zobaczysz - podnosiła mnie na duchu.

- Yhym... Wpierw trzeba wygrać - odetchnęłam smutno i przewiązałam głowę chustą. Nie lubiłam nie mieć na niej dosłownie niczego.

Gdybym chociaż czuła się coraz lepiej. Ale nie. Jest coraz gorzej i czuję się, jakbym powoli umierała.

- Poszłabym spać, to może by przeszło, ale nie jestem zmęczona. Za Chiny nie zasnę - zmartwione kwami spojrzało na mnie. - Jakoś damy sobie radę - pocieszyłam ją. - Może masz ochotę na jakiś film?

Marinette? Are you okay?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz