Środa i czwartek minęły dosyć szybko i w miarę przyjemnie. Wszystko było w porządku do czasu, gdy przyszłam do szpitala na kolejną dawkę chemii.
- Jak się masz? - zagadał mnie Damien.
- Jeszcze na razie dobrze, ale coś czuję, że za parę godzin się to zmieni.
- Dasz radę - gdy już wszystko podłączył, zwrócił uwagę na moje włosy. - Peruka?
- Em, tak.. W końcu się zdecydowałam. Lucas mi pomógł.
- I jak?
- Dziwnie, ale... Bałam się, że będzie gorzej. O dziwo nikt się nie zorientował.
- Nie jestem pewien, czy to aby na pewno dobrze.
- Daj spokój Damien, rozmawialiśmy już o tym.
- Okej, okej. Wracam za dwie godzinki. Miłego leżakowania - lekarz opuścił salę, więc zostałam w niej sama.
Jeżeli przyjmowanie chemii w ogóle może być przyjemne...
A jeżeli chodzi o perukę to nie ma tragedii. Byłam pewna, że ktokolwiek się zorientuje, a tu proszę. Wystarczyła bajeczka o fryzjerze, który 'naprawił' moje włosy po incydencie z Lilą i każdy w to uwierzył. Oczywiście, ta peruka to zupełnie co innego niż moje naturalne włosy, jednak nie jest źle.
Albo przynajmniej próbuję to sobie wmówić.
~~~
Mama odebrała mnie jakieś dwie godziny później ze szpitala i od tamtego czasu czułam się beznadziejnie już bez przerwy. Od razu po powrocie do domu rzuciłam się na łóżko i nie opuszczałam go przez kolejne godziny. W piątek napisałam Luce sms-a, że nie będzie mnie dzisiaj w szkole.
Czas mijał, a złe samopoczucie nie opuszczało mnie. Słyszałam, jak rodzice szykują się do wyjścia, więc po usilnych próbach w końcu wstałam i do nich zeszłam.
- Na pewno dasz sobie radę? Może jednak powinniśmy z tobą zostać? - martwiła się mama.
- Nie, naprawdę nie trzeba. Dam sobie radę. Czuję się w miarę okej - zapewniałam ją z delikatnym uśmiechem.
Kiedy ja tak sprawnie nauczyłam się okłamywać nawet mamę.
- No dobrze. Ale jakby coś się działo, to dzwoń - ucałowała mnie w policzek. - Trzymaj się, kochanie.
Rodzice pomachali mi na pożegnanie, a ja zakluczyłam drzwi i skierowałam się do pokoju.
- Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziła Tikki, gdy siadałam przy biurku.
- Nic dziwniego. Czuję się beznadziejnie - przyznałam się. - Nie chciałam, żeby rodzice znowu rezygnowali z przyjemności ze względu na mnie - zdjęłam perukę, która już mnie uwierała. - Taka wspólna wigilia z innymi piekarzami to naprawdę super sprawa. Przyda im się odskocznia od ciężkiej pracy i mojej choroby.
Trzymałam ją w dłoniach i przyglądałam się jej.
- Niby taka sama jak moje włosy, ale jednak nie... Tęsknię za nimi.
- Jak z nim wygrasz to ci odrosną, zobaczysz - podnosiła mnie na duchu.
- Yhym... Wpierw trzeba wygrać - odetchnęłam smutno i przewiązałam głowę chustą. Nie lubiłam nie mieć na niej dosłownie niczego.
Gdybym chociaż czuła się coraz lepiej. Ale nie. Jest coraz gorzej i czuję się, jakbym powoli umierała.
- Poszłabym spać, to może by przeszło, ale nie jestem zmęczona. Za Chiny nie zasnę - zmartwione kwami spojrzało na mnie. - Jakoś damy sobie radę - pocieszyłam ją. - Może masz ochotę na jakiś film?
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanfictionTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...