~ Marinette's pov ~
- Jak się trzymasz? Nie wyglądasz najlepiej... - Damien widocznie się o mnie martwił, gdy zadawał mi to pytanie podczas wsiadania do jego auta.
- Jest okej - odparłam. - Nie chodzi o chemię.
- To o co? - przeniósł na mnie wzrok, gdy siedzieliśmy już w środku.
- Luka do mnie dzwonił i... Nie wiem, ale czeka nas chyba nieprzyjemna rozmowa. Tak przeczuwam - wymamrotałam.
Naprawdę nienawidzę kłamstw, a coraz bardziej w nie brnę. Nie dość, że jestem Biedronką i okłamuję najbliższych w tej sprawie, to do tego jestem chora, o czym nie wiedzą moi przyjaciele. I chłopak.
Przyjdzie czas, kiedy będę musiała za to zapłacić... Czuję to...
- Będzie dobrze, zobaczysz - odpalił silnik i wyjechał z podziemnego parkingu.
Będzie dobrze...
Najgorsze słowa pocieszenia jakie istnieją.
- Poza rozmową z Luką, czeka cię jeszcze konfrontacja z rodzicami, pamiętasz? - wspomniał, gdy skręcał w moją uliczkę.
- Ta, może...
- Hejże, żadne może. Nie będę cię odwozić po każdej chemii. A samej też cię nie puszczę - pogroził mi palcem.
- Lucasa puściłeś.
- Lucas to Lucas, a ty to ty. Dwa różne przypadki - postawił na swoim, akurat gdy parkowaliśmy pod moim domem.
- Mhm - odburknęłam. - Dzięki za podwózkę. Cześć - pożegnałam się i wyszłam z pojazdu.
Konfrontacja z rodzicami, ta? Raczej nie dzisiaj.
Zauważyłam, że krzątają się jeszcze w piekarni, więc niezauważalnie weszłam bocznym wejściem i od razu skierowałam się do mieszkania. Wzięłam jabłko, jako moją kolację, i powędrowałam do pokoju.
- Czy Damien nie kazał ci czasem po... - zaczęła Tikki, ale ja uciszyłam ją machnięciem ręki.
- Kazał, nie kazał. To moja sprawa - wzięłam kęs jabłka i zasiadłam do biurka.
Odrobiłam szybko lekcje i przepisałam notatki od Alyi. Jest kochana. Nawet nie musiałam jej o nie prosić.
Chciałam jeszcze poszkicować, jednak nie czułam się zbyt dobrze i czułam okropne zmęczenie. Ogarnęłam się powoli w łazience i położyłam się do łóżka.
Obracałam się na drugi bok już chyba setny raz, ale dalej nie znalazłam odpowiedniej pozycji. Co tylko przysnęłam, po chwili i tak się budziłam. I tak w kółko. W końcu spojrzałam na telefon, aby sprawdzić godzinę.
3.00
- Zaraz nie wytrzymam - wymamrotałam i pobiegłam do łazienki.
W ostatniej chwili uklękłam przy toalecie i zwymiotowałam. Trochę to trwało. W końcu po 10 minutach odkaszlnęłam i przetarłam usta papierem toaletowym.
Ostrożnie wstałam i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone i przekrwione oczy. Sińce. Blada cera. Nie no wyglądam bosko.
Cholera.
Nie zdążyłam się napatrzeć, a już z powrotem pochylałam się nad muszlą klozetową. Tyle że powoli nie miałam już co zwracać. Mało co dzisiaj zjadłam.
Około 4 leżałam ponownie w łóżku i przykryłam się szczelnie kołdrą. Starałam się to zrobić jak najciszej, aby nie obudzić kwami. To dziwne, bo myślałam, że obudziłam już ją wymiotami, a jednak nie.
CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanficTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...