Lily Evans leżała na kanapie w Pokoju Wspólnym. W końcu miała czas, żeby przeczytać książkę, którą dostała od Pottera na urodziny. Od tego czasu minęło prawie pół roku. Poza pogodą nic się nie zmieniło. Kończył się jej czwarty rok w Hogwarcie, miała znów wrócić na wakacje do domu. W szkole trwały właśnie egzaminy i finałowy mecz w Quidditcha - Ravenclaw przeciwko Gryffindorowi. Potter nie miał czasu, żeby uprzykrzać jej życie, bo cały swój cenny czas spędzał na boisku. I to, według Lily, było piękne. Black włóczył się po szkole z Lupinem i Pettigrew robiąc zdecydowanie mniej dowcipów. Słyszała tylko od czasu do czasu, jak jęczał, że się nudził. Wszędzie panował ogólny spokój, uczniowie siedzieli z nosami w książkach. Lily nie musiała. Wystarczało jej tylko przekartkować materiał. Wszystkie zagadnienia miała opanowane do perfekcji, więc mogła oddawać się błogiemu lenistwu, gdy wszyscy musieli ciężko pracować aby zaliczyć zajęcia. Lily nawet nie zauważyła, gdy książka opadła na jej dekolt, a ona sama pogrążyła się w słodkiej drzemce.
James Potter wszedł do Pokoju Wspólnego Gryffindoru naprawdę wycieńczony po treningu. Potargał włosy, jak to miał w zwyczaju i skierował swoje kroki w kierunku dormitorium. Kątem oka zauważył wystające poza kanapę kobiece stopy. Chciał zrobić śpiącej dowcip i połaskotać delikatnie. Już nawet wyczarował piórko i gdy zbliżył się do postaci, zdał sobie sprawę, że mebel okupowany był przez jego ukochaną. Schował różdżkę do kieszeni. Złapał piórko pomiędzy palce i usiadł na dywanie tak, by móc bezkarnie przyglądać się śpiącej dziewczynie. Nie chciał jej budzić. Ich stosunki nadal były napięte, Evans nie chciała go znać. On natomiast nie mógł patrzeć, jak ona spędza czas ze Snapem. Był zazdrosny i martwił się, że chłopak przeciągnie ją na złą stronę albo skrzywdzi. Poza tym, chyba tylko ona była tak ślepa żeby nie zauważyć, że Snape traktował ją jak własność. James czasem przysłuchiwał się ich rozmowom. O ile Evans była uznawana za "twardą sztukę", tak jej przyjaciel potrafił w okrutny sposób manipulować jej uczuciami. Ciągle powtarzał jej, że gdyby nie on, Lily nic by w świecie czarodziejów nie osiągnęła, byłaby nikim. Wszystko to sprowadzało się do tego, że dziewczyna była gnębiona psychicznie i nawet nie zwracała na to uwagi. Nawet nie zauważył, że zaciska pięści z wściekłością. Musiał jakoś rozbić tą przyjaźń, skłócić ich ze sobą. Dotychczasowe próby nie przyniosły jednak żadnego efektu. Lily uparcie broniła swojego oprawcy, a jego uważała za swojego wroga.
Uspokoił się jednak przypatrując spokojnej twarzy dziewczyny. Nie mógł się powstrzymać. Odgarnął kosmyk włosów, który opadał na jej policzek. Wyciągnął także książkę z jej dłoni i odłożył na stolik stojący obok kanapy. Pomimo ciepłego i słonecznego dnia, mury zamku zapewniały stały chłód. Ściągnął więc bluzę i okrył nią dziewczynę. Poruszyła się delikatnie wtulając w kawałek jego ubrania. Uśmiechała się przez sen, a James patrząc na nią, taką niewinną, czuł falę gorąca rozlewającą się po jego klatce piersiowej i, o zgrozo, stado motylków w brzuchu.
Mógłby tak siedzieć godzinami i wpatrywać się w tę rudowłosą piękność, jednak ktoś wbiegł do Pokoju Wspólnego i tak głośno trzasnął za sobą portretem, że obudził śpiącą Lily. Poderwała się zaplątując w bluzę
- Na brodę Merlina! - krzyknęła przestraszona.
- Spokojnie, Evans, bo zawału dostaniesz i będę Cię musiał reanimować metodą usta-usta - zaśmiał się James prostując się lekko i szczerząc do niej zęby.
- Nawet konając odgryzłabym ci język - odszczeknęła. - Co ty tu w ogóle robisz i co to jest? - rzuciła w niego bluzą nie do końca jeszcze łapiąc kontakt ze światem. Nie opanowała ziewnięcia, więc zasłoniła dłonią usta jednocześnie opuszczając bose stopy na dywan. James nie mógł się powstrzymać. Miała takie małe stópki, może rozmiar 3,5. Chwycił jedną z nich i kciukami zaczął rozmasowywać śródstopie. Lily zamarła. Rozejrzała się nerwowo dookoła, ale nie zabrała nogi.
- Co ty robisz? - syknęła
- Masuję ci stopy. Ładnie by wyglądały z taką bransoletką na kostkę - przyjrzał się uważnie nie zwracając uwagi na co raz bardziej zmarszczone brwi dziewczyny. Do Pokoju Wspólnego weszli pozostali Huncwoci w towarzystwie Marleny McKinnon. Black i dziewczyna zaśmiewali się z czegoś. Zatrzymali się jednak wszyscy jak spetryfikowani, gdy dostrzegli, w jakiej sytuacji znajduje się para.
- To nie skończy się dobrze - mruknęła Marlena chowając się lekko za Blackiem, ale tak, żeby nie stracić obserwowanej dwójki z oczu. Lily udało się wyrwać stopę z uścisku. Zaparła się ciałem o oparcie kanapy i tą samą nogą kopnęła Jamesa w tors przewracając go na ziemię. Chłopak grzmotnął głową o podłogę. Jęknął.
- Ała, za co to?! - złapał się jedną ręką za potylicę, drugą wsparł o podłogę i podniósł z powrotem do pozycji siedzącej.
- Powiedziałam ci już nie raz, że masz łapy trzymać przy sobie, Potter! - wybuchła. - Kiedy do twojego napuszonego łba dotrze, że nie mam ochoty na żaden fizyczny ani psychiczny kontakt z tobą? Daj mi spokój! Marzę o tym, żeby koszmar obcowania z tobą w jednym pomieszczeniu już się skończył!
- Nic złego ci przecież nie robię! - był zły. Bo przecież prawił jej komplementy, okrył bluzą, pilnował, żeby nic jej się nie stało. W zamian za to dostawał tylko cięgi. Żadnego dziękuję, żadnej wdzięczności. Nic. Tylko zimno i krzyk.
- Dotykasz mnie, a zły dotyk pozostawia ślad na całe życie! - warknęła. - Poza tym nie tylko nade mną się znęcasz! Severus mówił mi, co mu wczoraj zrobiliście! Znowu wisiał głową w dół, bo miałeś ochotę sobie pożartować! Trzy dni temu chodził z różowymi włosami, a w poniedziałek podpaliłeś mu szatę! I za co? Za to, że jest ślizgonem? Jesteś gorszy niż wszyscy ślizgoni razem wzięci, Potter! - wrzeszczała wstając z kanapy. Była ponad nim. Black słusznie zauważył, kierując słowa w stronę Lupina, że jeszcze chwila, a Evans będzie toczyła pianę z ust. - Brzydzę się tobą!
Lily wybiegła do dormitorium. Huncwoci i Marlena, gdy tylko zagrożenie opuściło pomieszczenie, rozsiedli się na kanapie.
- Chłopie, po co ty w ogóle się starasz? Ona jest okropna. - Syriusz spojrzał z politowaniem na przyjaciela.
- Ty mógłbyś napisać książkę o waszych kłótniach. - Powiedział Remus kręcąc głową na prawo i lewo.
- I zatytułował byś ją „Syndrom Sztokholmski w pigułce" – odparła Marlena z miną znawcy.
- Syndrom Sztokholmski? Co to znaczy? - powtórzył Peter. Huncwoci spojrzeli uważnie na dziewczynę.
- Tak. Ofiara, którą jesteś ty, uzależnia się od swojego oprawcy, czyli Lily - odparła szczerząc zęby w kierunku Jamesa.
- Coś w tym jest - skwitował James ucinając temat Lily i rozpoczynając opowieść o taktyce na zbliżający się mecz.
![](https://img.wattpad.com/cover/158088471-288-k804608.jpg)
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...