82. Testral

2.7K 144 157
                                    

James Potter zdecydowanie był najszczęśliwszym facetem na ziemi. Jego usta zdobił szeroki uśmiech, sylwetkę miał wyprostowaną i dumną, a krok tak lekki, że zwykły obserwator powiedziałby, że niemal unosił się w powietrzu. Już od pierwszego tygodnia zajęć w Hogwarcie rozpoczął treningi Quidditcha. Na miotle latał jak strzała, każdy jego rzut kaflem na bramkę był tak precyzyjny, jakby do śniadania pił Felix Felicis. Nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi. Cała depresja i zły humor prysnęły niczym bańka mydlana. I wszystko za sprawą Lily Evans.

- Jesteś jakiś podejrzanie szczęśliwy - powiedział Remus, gdy tego wieczoru patrolowali wspólnie korytarze. 

- Bo wszystko jest na swoim miejscu, Luniaczku - odparł, machinalnie wkładając dłoń w swoje włosy i robiąc w nich jeszcze większy bałagan. 

- Lily? - Blondyn potwierdził swoje przypuszczenia. James kiwnął tylko głową uśmiechając się od ucha do ucha. - Jesteście razem? W końcu? 

Ale James nie odpowiedział. Jego uwagę przykuło coś innego. Po podłodze płynęła ciemna maź, która wypływała z jednej z komórek na miotły. 

- Remus... to krew? - spytał rozglądając się dookoła. - Lumos. 

To jednak nie była krew. Czarna maź wyciekała spod drzwi jednej z sal. James przyłożył palec do ust nakazując przyjacielowi być cicho. Podszedł do drzwi, jednak nic nie usłyszał. Były zabezpieczone zaklęciem wygłuszającym lub faktycznie nikogo w środku nie było.

- Idź po McGonagall - szepnął. Lupin skinął głową i po chwili już go nie było. James powstrzymywał się przed włożeniem dłoni w maź i sprawdzeniem czym jest. Mogła być trująca, a dość miał leżenia w szpitalach. 

Miał wrażenie, że czas zwolnił. Nerwowo patrzył na wskazówki na swoim zegarku, rozglądał się po korytarzu i nasłuchiwał kroków. Oparł się o framugę przy drzwiach sali. Naprawdę nie chciał się pakować w kłopoty, Lily by go zabiła, gdyby wszedł tam sam. A nie miał ochoty psuć ich relacji. Usłyszał głos McGonagall i nerwowo spojrzał w kierunku, z którego dochodził. 

- Panie Potter! Co tu się dzieje? - spytała niemal podbiegając do niego. 

- Nie mam pojęcia, pani profesor. Wolałem poczekać na panią. Nie chcę zostać oskarżony o coś, czego nie zrobiłem - powiedział z pełną powagą w głosie. McGonagall spojrzała na niego z niedowierzaniem. 

- Chyba śnię... - mruknęła do siebie i od razu przystąpiła do otwierania drzwi. O dziwo, nie były zamknięte. James i Remus unieśli różdżki ochraniając opiekunkę ich domu. 

W sali było ciemno. Kobieta jednym ruchem różdżki rozpaliła światło. Rozejrzała się. Ścieżka czarnej mazi prowadziła wprost w głąb pomieszczenia, gdzie na podłodze wypalony był pentagram. W jego środku widniała kałuża czarnej mazi wypływająca z lewitującego pod sufitem testrala. Bez trudu stwierdzili, że był martwy – jego brzuch był rozcięty, a wszystkie wnętrzności ułożono w wielkiej kamiennej misie, nad którą zdążyły się już zlecieć muchy. James z trudem powstrzymał wymioty. 

- Merlinie... Panie Lupin, proszę lecieć po dyrektora! - McGonagall podeszła do pentagramu. Za nią podążył James. 

- Pani profesor, tu jest jakaś księga... - zauważył James stając obok nauczycielki. Faktycznie, w jednym z ramion pentagramu leżała bardzo stara księga zamoczona rogiem w krwi zwierzęcia. James niefortunnie wdepnął w czarną maź. Litery z księgi zaczęły wypływać z niej niczym macki i w szybkim tempie pełznąć do niego. McGonagall rzuciła kilka zaklęć, ale nic się nie zadziało. 

- Wyjmij z tego nogę! - wrzasnęła do niego, ale było za późno. Macki oplotły go wdzierając się wszystkimi otworami i popłynęły wprost do umysłu. Oczy Jamesa wydawały się płonąć ogniem, zrobiły się całkiem czarne i nagle wróciły do normy. - Potter?! - Nauczycielka doskoczyła do niego łapiąc za ramiona. James spojrzał na nią pustym wzrokiem i jedną ręką z całej siły pchnął na ścianę. McGonagall uderzyła o nią tyłem głowy i straciła przytomność. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz