Nastała pierwsza noc pełni. Remus jak zawsze udał się z dyrektorem do Wierzby Bijącej, aby przejść przemianę. Pozostali Huncwoci siedzieli w Pokoju Wspólnym rozmawiając i czekając na chwilę, w której będą mogli do niego dołączyć. Lily kończyła pisać wypracowanie na zaklęcia, skulona przy małym stoliku w rogu. Poza nimi w pomieszczeniu nie było już nikogo.
- Ciekawe, czy Wycierus polezie pod Wierzbę. - Syriusz wyszczerzył się w szyderczym uśmiechu. Lily przestała pisać. Jej zmysły wyostrzyły się.
- Jak to, polezie pod Wierzbę? - spytał Peter przestając obserwować zabawę Jamesa ze zniczem.
- Złapałem go kilka dni temu na korytarzu i powiedziałem, że jeśli chce poznać tajemnice Huncwotów, to ma się udać pod Wierzbę Bijącą, stuknąć różdżką w sęk i pójść na koniec korytarza... - zaczął tłumaczyć Syriusz.
James w jednej chwili poderwał się z miejsca i złapał Blacka za koszulę zmuszając go do wstania.
- Coś zrobił? - spytał wściekle. Jego mięśnie spięły się tak bardzo, że Lily miała wrażenie, że koszula niemal się na nich rozerwie.
- Daj spokój, nie jest aż takim idiotą, żeby tam pójść - słowa Łapy brzmiały niczym szczekanie. Chichotał.
Słysząc uderzenie, Lily zerwała się z miejsca, przypadkiem rozlewając atrament na całą swoją pracę. Syriusz ukrył twarz w dłoniach. Spomiędzy jego palców wypłynęła krew z rozciętego łuku brwiowego. Zatoczyłby się, gdyby James go nadal nie trzymał. Peter patrzył na przyjaciół przerażony.
- Merlinie! Nie znasz Severusa! - jęknęła Lily. - Przecież Remus go zabije! - Zasłoniła usta dłońmi przerażona. Rzuciła się w kierunku torby w poszukiwaniu różdżki.
- Pojebało cię?! - James podniósł głos. Uderzył Syriusza pięścią w brzuch i popchnął w stronę fotela. Łapa zatoczył się, ale utrzymał pion. - Peter! Leć do drzewa! Unieruchom je! Biegnę za tobą! A potem się gdzieś schowaj, żeby cię nikt nie zobaczył!
Peter kiwnął głową, przemienił się i pobiegł w stronę portretu. James pobiegł zaraz za nim.
Lily znalazła swoją różdżkę i rzuciła się w pościg za przyjaciółmi. Niestety, Syriusz złapał ją w pasie powstrzymując od jakiegokolwiek ruchu. Szamotała się z nim chwilę, na oślep próbowała go kopnąć, ale bezskutecznie. Machnęła głową w tył, aż coś chrupnęło. Silne ręce Syriusza puściły ją i złapały za nos. Spodziewała się zobaczyć w jego oczach pustą złość a zobaczyła mieszaninę troski i zdecydowania.
- Nie, Evans. James wie, co robi. Nic mu nie będzie - warknął.
- IDIOTO! ONI WSZYSCY ZGINĄ - wydarła się.
- NIE ZGINĄ! - uciął twardo. - Chcesz pomóc? To jedyną opcją jest powiadomić dyrektora. Chyba że Snape faktycznie tam jest, bo wtedy James się nie przemieni i obaj faktycznie zginą.
Syriusz wyglądał na człowieka, który zrozumiał powagę sytuacji. Mimo to, nie widziała w jego oczach jakiejkolwiek skruchy.
- Idiota! Widzisz coś narobił?!
Syriusz spojrzał na nią upewniając się, że nie zrobi czegoś głupiego. W oddali zawył wilkołak. Skrzyżowali spojrzenia i sekundę później biegli już w stronę gabinetu dyrektora. Drogę przyspieszył fakt, że Syriusz przeprowadził ją wszystkimi tajemnymi przejściami, które znał. Droga zajęła im kilka a nie kilkanaście minut.
Lily znała hasło do gabinetu Dumbledore'a. Podała je naprędce. Goblin odsunął się ukazując schody. Wbiegła po nich i uporczywie zaczęła walić pięściami w drzwi. Uchyliły się po chwili.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...