- Peter, proszę cię, to nie jest nic strasznego. Po prostu do niej podejdź i spytaj, czy pójdzie z tobą na bal - przekonywała go Lily. Marlena miała namówić Remusa na znalezienie partnerki. Bal Duchów był ich ostatnim w Hogwarcie, nie licząc oczywiście pomniejszych imprez Klubu Ślimaka.
- Ale to dziewczyna... - wydukał rozglądając się nerwowo.
- Ja też nią jestem, a jakoś ze mną rozmawiasz. Peter, bo zrobię to za ciebie... - zagroziła mu.
- No dobra!
- Jesteś Huncwot czy nie jesteś? - spytał Syriusz, który zmaterializował się nie wiadomo skąd.
- No jestem!
- No to nie niszcz nam reputacji i weźże ją spytaj. Wystarczy, że powiesz: "Ej, Zoya, pójdziesz ze mną na bal"?
Niestety, Syriusz powiedział to odrobinę zbyt głośno. Zoya McLarens obróciła się przerażona, że ktoś wypowiedział jej imię i rozejrzała się po korytarzu szukając osoby, która zadała te pytanie. W całym jej nastoletnim życiu żaden chłopak nie zainteresował się nią, nie zaprosił na randkę, a już tym bardziej nie spytał ją o pójście na bal. Zapewne ktoś sobie robił z niej żarty. Gdy na korytarzu dostrzegła tylko arystokratycznej urody Syriusza Blacka, do którego wzdychała połowa dziewcząt w szkole, ale nie ona, westchnęła ze zrezygnowaniem przekonując się do swojej teorii. Lily widząc grymas na twarzy dziewczyny wpatrującej się w nich, przewróciła oczami i wskazała palcem na Petera, który schował się za Syriuszem. Z jego pomocą wypchnęła Glizdogona w stronę Zoyi, a ten potykając się o własne nogi stanął tuż przed nią.
- Bo... bo ty mi się... - Przełknął głośno ślinę. - ... Podobasz mi się... bardzo... nawet...
Zoya wpatrywała się w niego będąc w kompletnym szoku. Peter Pettigrew, Huncwot, nie za brzydki, ale też nie za przystojny, ot, normalny, pulchny chłopak, należący do najpopularniejszej bandy rozrabiaków w szkole. Ten szarooki szatyn zainteresował się nią, nie za ładną, szarą myszką.
- Eee... - nie wiedziała, co powiedzieć i niemal natychmiast spłonęła rumieńcem.
- I ja... no... chciałbym... eee... - jąkał się Peter, ale słysząc chrząknięcie Syriusza, wyprostował się powtarzając w myślach "jesteś najlepszy", wypuścił powietrze i powiedział już pewniej: - Czy pójdziesz ze mną na bal?
- Ja... - zaczęła Zoya naprawdę zbita z pantałyku. - A moglibyśmy najpierw pójść do Hogsmeade? - spytała czerwieniejąc jeszcze bardziej.
Glizdogon uśmiechnął się od ucha do ucha, a całe napięcie, które odczuwał, zamieniło się w ogromne pokłady euforii i energii.
- Oczywiście, że tak! - Niemal wykrzyknął. - W następną sobotę jest wyjście, prawda? O dziesiątej?
- Przy wyjściu z Wielkiej Sali - odpowiedziała odwzajemniając szczery uśmiech.
- No... to... do soboty! - Nie mogąc się powstrzymać ucałował ją w płonący szkarłatem policzek i podbiegł do Lily i Syriusza, którzy właśnie przybijali sobie piątkę.
- Widzisz, to nie było takie trudne! - Łapa poklepał przyjaciela po plecach. - Idźcie na transmutację, ja muszę jeszcze coś załatwić - powiedział raptem, poważniejąc.
Lily spojrzała w ten sam punkt, co on, ale nie zdążyła nic zauważyć, bo Glizdogon pociągnął ją za skrawek szaty zmuszając do spojrzenia na niego i omawiania reakcji Zoyi. Gdy Lily szybko podniosła wzrok, Blacka już nie było.
Syriuszowi zdawało się... nie. On dokładnie widział Marlenę kręcącą się obok lochów. Nie mieli eliksirów, a ona szła w stronę sali Slughorna. Zszedł pośpiesznie po schodach, z czystej ciekawości, w końcu wiedział, że Marlena miała znajomych w całej szkole, a i zadaniem, jakie otrzymała od Dumbledore'a był wywiad środowiskowy, nie mógł jej przecież w związku z tym nie ufać. Ale mimo wszystko dziwne uczucie w żołądku kazało mu pójść za nią. Wychylił głowę akurat w momencie, w którym jego brat, Regulus, trzymał jego dziewczynę, Marlenę, w mocnym uścisku, a ona miała jedną dłoń na jego ramieniu, drugą natomiast trzymała na jego mostku i wpatrywała się w twarz młodszego Blacka.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanficHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...