71. Nowa przyjaciółka

2.4K 147 124
                                    

James obudził się w Skrzydle Szpitalnym z okropnym bólem głowy. Rozejrzał się dyskretnie czując, że ktoś trzyma go za rękę. Dostrzegł rude włosy rozrzucone na kawałku jego łóżka i w pierwszej chwili delikatnie się uśmiechnął. Siedziała tu, razem z nim, pomimo kłótni. 

Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że właścicielka rudych włosów zdecydowanie nie pachniała wanilią i rabarbarem, nie miała kościstych palców, a skóra na środkowym palcu jej prawej dłoni nie miała charakterystycznego zagłębienia od pióra. Nie była aż tak drobna. Twarzy nie widział, ale miał pewność. 

To nie była Lily Evans. 

- Rose? - zdziwił się. Jego głos był dość zachrypnięty. Poczuł nieodpartą potrzebę napicia się czegoś. Dziewczyna przebudziła się i praktycznie zerwała z miejsca. 

- Cześć - uśmiechnęła się niepewnie. James odwzajemnił uśmiech, chociaż jego oczy wskazywały na wielki zawód. 

- Co ty tu robisz? - spytał ją. Nie miał ochoty na jej towarzystwo, ale kultura nie pozwoliła mu wyrzucić jej ot tak z pomieszczenia. 

- Cóż. Chciałam powiedzieć ci, że wygraliśmy i...hmm... wyjaśnić tą całą szopkę z Evans - mówiąc to zarumieniła się lekko. Puściła także jego dłoń i teraz wyłamywała sobie palce. James zdecydowanie wolał odruchy nerwowe Lily. Ona drapała sobie dłonie tworząc na ich bladej powierzchni długie i czerwone sznyty, które w połączeniu z wystającymi żyłami dawały dziwnie podniecający widok, na który ślinił się niczym wampir. Wyłamywanie palców zdecydowanie nie miało w sobie nic podniecającego. Przypominało mu trzask kości Remusa pękających podczas przemiany i sprawiało jakiś wewnętrzny ból. 

- Możesz przestać? - wskazał na jej dłonie. Spojrzała na niego zdziwiona zatrzymując się w pół ruchu. - Strasznie to jest irytujące - wytłumaczył od razu. 

Rose spłonęła rumieńcem. 

- Przepraszam - mruknęła. 

- Słuchaj... - James zastanowił się przez chwilę, jak nie urazić dziewczyny. - Na tej imprezie chciałem zapomnieć o pewnej sprawie, ok? Jesteś całkiem ładna, miła i fajnie się bawiliśmy, ale kocham Evans, nie ważne, co się aktualnie między nami dzieje... 

Rose wyglądała jakby kamień spadł jej z serca. Spojrzała w okno dostrzegając za nim szklarnie, w których odbywały się zajęcia z Zielarstwa, oraz skrawek Zakazanego Lasu. 

- No i właśnie. Ja nie chcę stawać pomiędzy tobą a Lily. Bardzo ją lubię, ty też jesteś fajny, ale... widać, że się kochacie. Za to chciałabym się z tobą kolegować. Przypominasz mi mojego brata, który został zamordowany przez Śmierciożerców... - w jej oczach pojawiły się łzy. 

James usiadł na łóżku pokonując ból głowy i pogłaskał Rose po dłoni. 

- Przykro mi... - powiedział pocieszająco. - No i dlaczego nie? Przedstawię cię reszcie Huncwotów. - Uśmiechnął się do niej naprawdę serdecznie. Rose otarła łzy z policzków i odwzajemniła uśmiech. - I... jak to, "widać, że się kochacie"? - spytał próbując szybko zmienić temat i jednocześnie będąc całkowicie zaintrygowanym. Był pewien, że Lily go nienawidzi. 

- Wiesz, czasem chodzę z Lily na zakupy do Hogsmeade, spotykamy się w bibliotece. Nie przyjaźnimy się, ale temat zawsze schodzi na ciebie. Poza tym, ona się naprawdę przejmuje tym, co o niej myślisz i boi się, że nigdy nie będzie ciebie warta. Ona ma kompleksy, James. Też bym miała, gdyby mi ktoś przez kilka lat wmawiał, że bez niego zginę. Tak, mówię o tym Ślizgonie. Słyszałam kiedyś kilka razy, jak rozmawiali. Masakra.

- Jesteś cholernie inteligentna, Rose. - James wyszczerzył się do niej. Jej słowa potwierdzały wszystko to, co podejrzewał do tej pory i co w sumie usłyszał już i od samej Lily.

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz