66. Załamany Remus

2.4K 152 65
                                    

Syriusz cierpiał psychicznie i wyglądał jak wrak człowieka. Miał podbite oko i wielkiego siniaka na żuchwie, co dodatkowo podkreślały okrągłe, fioletowe sińce pod oczami. Nie spał całą noc nękany wyrzutami sumienia. Na zajęcia także nie poszedł. Miał tak podły humor, że zaszył się w dormitorium i nie chciał do niego wpuścić nawet Petera. Po kilku próbach dostania się do pomieszczenia i wyrzuceniu z niego przez Syriusza, z braku innego towarzystwa, zrezygnowany Pettigrew poszedł do Skrzydła Szpitalnego posiedzieć z Jamesem. Ich sielankę zaburzyła Lily. Przyszła zaraz po zakończonych lekcjach przemycając ciasteczka z obiadu i wyrzuciła podręczniki tuż obok słodyczy Petera. 

- Nie no, Lily, to już lekka przesada! - jęknął Glizdogon, gdy musiał się przesunąć aby ustąpić miejsca wszystkim jej rzeczom. James poczuł ciężar przedmiotów na swoich nogach i mruknął niezadowolony. 

- Co ja ci takiego zrobiłem, że mnie torturujesz? - spytał, gdy Lily z pełną pasją otworzyła podręcznik do Obrony Przed Czarną Magią i usadowiła się po turecku na posłaniu. James zmuszony był podkulić nogi.

- Nie marudź! Ciesz się, że to ja daję ci notatki - odparła i od razu spłonęła rumieńcem. 

- Remus byłby bardziej wyrozumiały - burknął James. 

- Jęczybuła - skwitowała zakładając kosmyk włosów za ucho. - Peter, tobie też się przyda, wyciągaj pergamin - wskazała chłopaka końcem pióra. 

- Eeee.... no wiesz, Lily, ja nie mogę - zaczął jąkając się. Próbował szybko wymyślić coś, co pozwoliłoby mu uniknąć nauki. Rudowłosa uniosła pytająco brew. 

- Bo? - spytała. Glizdogon odniósł wrażenie, że dziewczyna wzorowała się na McGonagall. 

- Eeee... - mruknął. - Umówiłem się! - rzucił. - Tak - potwierdził, jakby sam upewniając się, że było to dobre wytłumaczenie. - Tak! Umówiłem się! 

- Umówiłeś? - powtórzył ostentacyjnie podejrzliwym tonem James. Jego oczy błyszczały wesoło, a on sam czerpał niemałą radość z pogrążania przyjaciela. Glizdogon spojrzał na niego groźnie. 

- Coś w tym złego? - spytał zakładając ręce na piersiach. 

- Nie, nic - roześmiał się James. Lily westchnęła. 

- W takim układzie uciekaj, dopóki nie zmusiłam cię do pisania wypracowania. - Nim zdążyła skończyć zdanie, Glizdogona nie było już w pomieszczeniu. 

- Czy ja też mam szansę na ucieczkę? - James uśmiechnął się do niej figlarnie. 

- Trzeba było uciekać kilka lat temu - odparła podnosząc delikatnie kąciki ust. James zszokowany wypuścił z dłoni pióro, które chwilę wcześniej włożyła mu do ręki. 


- Alohomora - mruknął James otwierając drzwi do własnego dormitorium. - Musimy poważnie pogadać, Łapo.

Wszedł do pomieszczenia. Nic się w nim nie zmieniło. Cztery łóżka stały, jak zawsze, a kotary w jednym, tym Syriusza, były zasłonięte. Ubrania walały się po podłodze, tak samo jak pergaminy, fiolki po eliksirach, butelki i rzeczy ze sklepu Zonka. James przesunął stopą jedną z łajnobomb. Ta poturlała się pod komodę i uderzyła z brzdękiem w coś twardego. 

- Spieprzyłem, wiem! - odezwał się głos. Chwilę później kotary rozsunęły się. James stwierdził, że Syriusz wyglądał naprawdę marnie. 

- Spieprzyłeś - przytaknął Rogacz. - Nie mam ci za złe, Łapo.

- Chociaż ty jeden - mruknął opuszczając bose stopy na posadzkę. 

- Lily i Peter też nie. - James usiadł obok przyjaciela. Syriusz spojrzał na niego z mieszanką nadziei i bólu. - Snape'a litościwie przemilczę, ale Remus, jak się już o wszystkim dowie... 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz