94. Hogsmeade

2.8K 127 91
                                    

- Peter, dasz radę! - przekonywał przyjaciela Syriusz, gdy ten nieprzesadnie ubrany obgryzał paznokcie niedługo przed spotkaniem z Zoyą McLarens, z którą umówił się jakiś czas temu na wyjście do Hogsmeade. 

Jesienna, ale ładna pogoda pozwalała rozkoszować się ostatnimi, już nie tak ciepłymi promykami słońca podczas spaceru po wiosce. Niebo było raczej bezchmurne i nic nie zapowiadało jakiegokolwiek zepsucia aury. 

- Zobacz, słońce świeci, drzewa szumią! Zapowiada się dobrze! - Poklepał go po ramieniu James i wrócił do wybierania T-shirta. 

- A jeśli rozmowa nie będzie... - zaczął Peter lekko spocony ze stresu. 

- To zawsze możesz opowiedzieć jej o którymś z naszych dowcipów - westchnął Remus przerywając mu wypowiedź w ten sam sposób, co reszta Huncwotów, Lily i Marlena, gdy on zaczynał mówić, że jest potworem i nie zasługuje na miłość. 

- Dokładnie! - poparł go Syriusz. - Poza tym, pójdziecie do Trzech Mioteł i jak coś będzie nie tak, to dołączę do was z Lunatykiem. 

- Usiądziecie przy stoliku obok? - spytał z nadzieją Glizdogon. 

Remus i Syriusz pokiwali głowami. Spokojniejszy już Peter odetchnął głęboko dokładne tak, jak robił to przed wszystkimi egzaminami i wyszedł z Dormitorium. 

- To co, idziemy do Zonka? - spytał Syriusz, a Remus w odpowiedzi uderzył się otwartą dłonią w czoło. - No co? Nie chcę żeby ta cała Zoya się we mnie zakochała. 



Alastor Moody pochylał się nad grobem swojego kuzyna, a zarazem najlepszego przyjaciela, Waltera McKinnona. Matka Alastora, Beatrycze, była siostrą jego ojca, a więc pokrewieństwo między Alastorem i Wallim było dość bliskie. Dodatkowo obaj byli Krukonami i obaj skończyli kurs aurorski. W końcu zarówno rodzina Moodych i rodzina Mckinnon'ów słynęły z pracy w biurze aurorskim i dopiero matka Marleny jako jedyna nie ukończyła kursu do tego zawodu, ponieważ zaraz po szkole urodziła Marlenę, a następnie jej młodsze rodzeństwo i zajęła się domem oraz ich wychowaniem. 

- Al... - Marlena stanęła obok Alastora wyrywając go z zamyślenia. - Mogę postać z tobą? 

Moody łypnął swoim sztucznym okiem świdrując Marlenę od czubka głowy aż po same stopy. Jego wiecznie surowa twarz złagodniała. Objął dziewczynę ramieniem. Wyglądała na smutną i dość przybitą - dokładnie tak, jak on się czuł. 

- Zginął w walce, czyli tak, jak powinien każdy auror - powiedział poważnym tonem wpatrując się zdrowym okiem w nagrobek, a drugim świdrując cmentarz. Z oddali zbliżał się Dumbledore, aby zabrać Marlenę z powrotem do szkoły. 

Marlena nie odpowiedziała. Westchnęła tylko i potarła szczyt nagrobka. 

- Do zobaczenia po drugiej stronie, dziadku - powiedziała i posyłając ciepły uśmiech Alastorowi odsunęła się w stronę alejki, gdzie przystanął dyrektor.

Alastor odprowadził magicznym okiem Albusa i Marlenę aż pod bramę cmentarza, skąd teleportowali się do Hogsmeade. Moody jeszcze chwilę wpatrywał się w pomnik swojego przyjaciela i odszedł. Poza Wallim nikt więcej nie zasługiwał na to miano. Dumbledore był godny zaufania. Ale nikt więcej.



- Masz ochotę na spacer po wiosce? Pewnie twoi przyjaciele też tu są - zagaił Dumbledore, gdy on i Marlena pojawili się pod bramą szkoły. McKinnon miała urodziny w wakacje, w związku z tym kurs teleportacji czekał ją dopiero w czerwcu w siódmej klasie. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz