Lily i James mieli przy śniadaniu swoją rutynę. Lily jako sumienna uczennica przychodziła wcześniej, zajmowała swoje ulubione miejsce przy stole - te, z którego widać było największą część sali i czekała na resztę. Nierzadko pojawiała się w towarzystwie Marleny, o ile ta nie figlowała z Blackiem i była w stanie wstać dość wcześnie rano. Gdy dziewczyny kończyły jeść, pojawiali się Huncwoci i dosiadali się do nich. James zawsze zajmował miejsce koło Lily i całował ją przy wszystkich, a ona za każdym razem rumieniła się i, z sobie znanego tylko powodu, rugała go za obnoszenie się z ich związkiem.
Od tygodnia jednak James przychodził zamyślony i nieobecny, cmokał swoją ukochaną w policzek i nic nie mówiąc zabierał się za śniadanie. Lily nie komentowała jego zachowania, ale po szkole zaczęły krążyć plotki, jakoby Lily zdradziła Jamesa z prefektem Krukonów, którego imienia nikt nie potrafił zapamiętać, a James po prostu się na nią złościł.
Plotki jak plotki, żadna z nich nie była prawdziwa, a tym razem nie było w nich nawet ziarna prawdy, ponieważ Lily i James nawet na patrole chodzili razem.
Tego dnia, gdy James znów był nieobecny, a Huncwoci wciąż nie puścili pary z ust odnośnie jego zachowania, Lily po prostu wyszła z sali. Była wściekła, a w oczach zebrały jej się łzy. Nawet nie przypuszczała, że James po prostu myślał o organizacji jej urodzin i tak bardzo załamany był brakiem pomysłu, że chodził wściekły i obrażony, bez ochoty do czegokolwiek, a już tym bardziej do przebywania z Lily, która od razu wzbudzała w nim uczucie zawodu.
James Potter był zawiedziony samym sobą i brakiem pomysłów. Dotychczas przecież miał ich tak wiele...
- To już jutro... - mruknął.
- Urodziny Lilki? - dopytała Marlena.
- Dzień mojego upokorzenia. - James wzruszył ramionami.
- Och, przestań tak mówić. Jestem pewna, że czego byś nie zrobił, to dla Lily będzie fantastyczne.
- Zgadzam się z Marleną - przytaknął Remus. - Po prostu kup jej coś ładnego i po sprawie. Lily jest na tyle skromna, że będzie to dla niej idealne.
James ponownie wzruszył ramionami. Pomysł nie wydawał mu się dobry, ba! Zaliczyłby go do jednego z najnudniejszych pomysłów, na jakie można było wpaść.
James nie pojawił się na żadnych zajęciach, co wprawiło Lily w jeszcze gorszy nastrój, a gdy nie przyszedł na późnowieczorny patrol, po prostu rozpłakała się na środku korytarza. Nie miała pojęcia, co takiego zrobiła, ale kłótnia w przeddzień jej urodzin, o ile można było nazwać to kłótnią, nie była niczym przyjemnym.
Lily szła po korytarzu ocierając łzy z twarzy, gdy chmurka małych iskierek rozbłysła w ciemności korytarza. Podniosła różdżkę wyżej, aby znaleźć psotnika, który był za to odpowiedzialny - bezskutecznie. Chmurka przemieściła się tuż nad schody i jakby czekając na dziewczynę, wolno przesuwała w górę.
Niewiele myśląc poszła jej śladem. Była tak zaintrygowana, że zapomniała o swoich smutkach. Nawet poczuła się jak mała dziewczynka przeskakując dziurawe stopnie, w ostatniej chwili wskakując na ruszające się kolejne schody i chodząc krok w krok za iskierkami.
Wybiła północ, gdy mała chmurka zniknęła, a Lily stała na środku lekko oświetlonego korytarza runicznego próbując dostrzec jakąkolwiek postać - na próżno.
A po chwili usłyszała cichy szelest. Odwróciła się gwałtownie celując różdżką wprost w czyjąś pierś.
- James? - spytała cicho, nie rozumiejąc, co tam robił.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...