Zima już na dobre pochłonęła hogwardzkie błonia. Lily pakowała swój kufer na święta. Umówili się z Jamesem, że przyjedzie do niej do domu w drugi dzień świąt. W tym czasie miał także pojawić się Vernon Dursley, narzeczony jej siostry.
- Marlena, chroń mnie... - jęczała Lily.
- Daj spokój. James wie, jak się zachować przy stole – odpowiedziała Marlena stojąc przed szafą i wybierając odpowiednie ubrania.
- Ale coś palnie, zobaczysz. Jestem tego pewna.
- Jak będziesz tak gadać, to na pewno tak będzie – westchnęła Marlena. – Zaufaj mu w końcu, nie będzie źle!
Zamiast odpowiedzi usłyszała jedynie głośne uderzenie i jęk Lily. Marlena odwróciła się natychmiast i roześmiała w głos widząc swoją przyjaciółkę przygniecioną wiekiem kufra. Jednym ruchem różdżki pomogła jej się wydostać.
- Nawet kufer mówi ci, że masz się ogarnąć – zachichotała McKinnon i przelewitowała swoje rzeczy złożone w równą kostkę prosto do swojej walizki.
Lily bała się wrócić do domu. Jej rodzice dokładnie wiedzieli, jak bardzo wcześniej nienawidziła Jamesa. Byli także na bieżąco, gdy okazało się, że od miłości dzielił ich jedynie krok. Zaś w najnowszych listach Lily nie mogła przestać się zachwycać jego osobą. Czasem zastanawiała się, czy nie podawał jej przypadkiem amortencji do napoju.
- Widzimy się niebawem, kochanie – James szepnął wprost do jej ucha. Pocałowała go szybko, w głębi serca mając nadzieję, że czas do jego przyjazdu zleci jej naprawdę szybko, a następnie poszła pomagać uczniom i sprawdzać przedziały.
Pożegnali się jeszcze krótko całą paczką i rozeszli w stronę własnych rodzin lub by się po prostu niezauważenie teleportować.
- Mamo, proszę cię, uspokój się. James nie zje tego wszystkiego. – Lily weszła do kuchni i widząc swoją mamę gotującą dodatkowe potrawy do tych świątecznych, które zostały jeszcze z kolacji, załamała ręce.
- Ale będzie jeszcze Petunia i Verni, ja i ojciec, no i ty – wyliczała mama.
- Uwierz mi, wszyscy są już obżarci. – Lily pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie marudź dziecko, James pewnie ma wszystko, a my nie możemy wypaść źle. Poza tym Verni lubi zjeść. Wyciągnij ciasto z piekarnika.
- Jesteś niemożliwa.
Niedługo później, gdy już wszystko było gotowe, a Lily wraz z rodzicami rozmawiali o Hogwarcie, rozległ się dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Petunia zjawiła się w przedpokoju razem z Vernonem, rozebrała się i w eleganckiej sukience weszła do dużego pokoju. Lily obejrzała ją od góry do dołu krytycznym wzrokiem, którego nie powstydziłaby się nawet McGonagall. Sama miała na sobie zwykłe jeansy i sweterek. Petunia zaś mieszkała u Vernona na czas świąt chcąc uniknąć spotkań z Lily. I teraz najwyraźniej chciała pokazać swoją wyższość nawet względem wyglądu i jej przyszłego statusu majątkowego. Podobno Vernon pochodził z całkiem zamożnej rodziny.
- I co? Musimy jeszcze czekać na tego twojego przydupasa? – warknęła ironicznie Petunia już od samego wejścia.
Lily spojrzała na zegarek. Umówiła się z Jamesem na piętnastą, a było za kwadrans. Dobrze znała swojego chłopaka i wiedziała, że zjawi się o czasie, więc nim zdążyła ugryźć się w język, odparła:
- Przykro mi, że jaśnie królowa sama wymyśliła godzinę spotkania i przyszła za wcześnie. Gdyby jaśnie królowa powiedziała, że mój przydupas ma być piętnaście minut wcześniej, to tak zapewne by się zjawił.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanficHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...