Obrona Przed Czarną Magią zawsze była najciekawszym przedmiotem w Hogwarcie, przynajmniej według Lily i Marleny. Nie były pewne stosunku Huncwotów co do niego, ale mogły przysiąc, że jeśli nie był na pierwszym miejscu ich listy, to znajdował się on tuż za transmutacją. Profesor Burn w zwyczaju miał przeprowadzać z uczniami praktykę, więc dziewczęta nie były ani trochę zdziwione, gdy weszły do klasy, w której ławki lewitowały w rządku pod sufitem tworząc niżej przestrzeń do czarowania.
- Ciekawe, co dziś będzie...? - zastanowił się Syriusz materializując się nie wiadomo skąd i całkowicie bezszelestnie pomiędzy dziewczynami a jego dłoń zmaterializowała się na pośladkach ukochanej. Marlena przewróciła oczami będąc w dość bojowym nastroju, a Lily podskoczyła wyrwana z zamyślenia uderzając Jamesa głową prosto w szczękę, bo nie zdawała sobie sprawy, że za nią stał.
- Ała - jęknął odsuwając się od niej. Lily odwróciła się tak prędko, że jej warkocz boleśnie smagnął jego szyję. - No opanuj się kobieto! Chcesz mnie zabić?
- Zawsze - zaśmiała się Lily, gdy już zorientowała się, że nie ona została zaatakowana przez Voldemorta, a jej własny chłopak stał się ofiarą jej niezdarności. - Strzeż się, Potter, dziś mamy próbę walca.
- Zamierzasz mnie zdeptać? - Puścił do niej oko i stanął obok spoglądając na nią ukosem.
- Zniszczyć, Potter... zawsze o tym marzyłam. - Uśmiechnęła się wrednie i skupiła uwagę na profesorze, który właśnie wszedł do klasy.
- On przez ciebie wyląduje w Mungu na oddziale dla psychicznych, zobaczysz... - zaśmiała się Marlena.
- Widziały gały, co brały - odparła niewzruszona Lily.
- I nadal nie żałuję - wtrącił cicho James i szczerząc się od ucha do ucha szturchnął Syriusza wskazując palcem dobry widok na dekolt rudowłosej, który lekko rozpięła, próbując złapać ostatnie ciepłe promienie słońca i zapomniała zapiąć.
- Dziś będziemy ćwiczyć zaklęcie patronusa. - Głos profesora Burna rozległ się po klasie jednocześnie ucinając wszystkie rozmowy. - To najtrudniejsze zaklęcie obronne dające ochronę przed dementorami i śmierciotulami.
Oczy Huncwotów zaświeciły się. Wiadomo było, że gotowi byli stawić czoła zadaniu i spróbują wszystkiego, aby wyczarować patronusa za pierwszym podejściem. Tylko Peter niemal od razu przygasł i westchnął zakładając, że nie uda mu się osiągnąć celu.
- Jest to forma pozytywnej energii, a więc do wyczarowania go potrzebne jest najszczęśliwsze wspomnienie, jakie tylko macie. Przybiera formę zwierzęcia-strażnika odzwierciedlającego cechy waszego charakteru. Oczywiście, może pojawić się także jako srebrna mgła. Takie też pojawiają się u mniej doświadczonych czarodziejów, a ci dobrzy, którzy nie chcą zdradzić postaci swojego patronusa, potrafią zamaskować ją nie nadając mu kształtu. Musicie jednak pamiętać, że tylko prawdziwa, zwierzęca postać w pełni będzie potrafiła was ochronić. Patronus w postaci mgły zawsze będzie słabszy. Oczywiście, w związku z tym, że jest to potężne zaklęcie, to nie liczę na to, że komukolwiek z was uda się go wyczarować. Niektórym udaje się to po jakimś bardzo traumatycznym przeżyciu. Takie przeżycia sprawiają też, że można tę umiejętność stracić. Patronus może także w trakcie życia zmienić swoją formę i dzieje się tak na przykład pod wpływem miłości. Co więcej, często nasz patronus jest także tym samym zwierzęciem, w które zmieniamy się po osiągnięciu umiejętności animagii. I jeszcze jedna ciekawostka... - zawiesił głos. - ...źli czarodzieje nie są w stanie wyczarować patronusa. Ich zaklęcie odwraca się przeciwko nim i pożera żywcem... - powiedział z pełną powagą rozglądając się uważnie po swoich uczniach.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...