Dzis I w kolejnych dniach rozdziały 1 raz dziennie będą :)
Zapraszam do czytania mojej książki 'Echolokacja' o moich przygodach za czasów szkolnych :)- Zaufałaś mi chociaż trochę? - spytał James patrząc w zielone oczy Lily. Kiwnęła twierdząco głową. Nie bała się stać z nim przy barierce. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa. - Bo widzisz, mam pomysł. Myślę, że wypada już wracać. Tyle że...boso. - Zachichotał.
- Boso? Czemu? - Miała wrażenie, że trafiła na wariata.
- Żeby nikt nie usłyszał naszych kroków. A przy okazji, chodziłaś kiedyś na bosaka po Hogwarcie? - zaśmiał się ściągając swoje buty. Lily zaśmiała się i poszła przykładem chłopaka. Gdy złapała buty w dłonie James wystawił w jej stronę łokieć, jakby miał ją poprowadzić na parkiet.
- Proszę się złapać i zachowywać wyjątkowo cicho. Będę cię prowadził i musisz mi ufać i robić dokładnie to, co ci powiem.
- Tak jest, kapitanie! - zaśmiała się chwytając go pod ramię.
Lily i James wracali z Wieży Astronomicznej mając nadzieję nikogo nie spotkać. Nie mieli Peleryny Niewidki chłopaka, a jej odznaka prefekta o tej porze nie zapewniała tyle niewidzialności, ile potrzebowali. Na korytarzach było ciemno, nie chcieli jednak ryzykować oświetlając sobie drogę różdżką. Któryś z obrazów mógł zawiadomić nauczyciela lub woźnego, a tego nie chcieli. Lily trzymała Jamesa pod rękę i dała mu prowadzić się pod portret Grubej Damy. Chłopak szedł na pamięć ostrzegając ją nawet przed wystającymi w podłodze płytkami. Była mu za to wdzięczna.
Usłyszeli za sobą miauczenie.
- Pani Norris. - Lily zacisnęła powieki. Kotka Filcha była przerażająca i okropna.
- Wiejemy, Lily - mruknął James. Nie uciekli daleko. Na schodach wpadli prosto na woźnego w towarzystwie McGonagall.
- Pan Potter? Panna Evans? Czemu włóczycie się po zamku w środku nocy? Pana to nawet nie pytam, ale ty, Lily? - Nauczycielka oświetlała ich twarze różdżką. Lily przełknęła głośno ślinę mrużąc oczy. McGonagall opuściła światło.
- Byliśmy na randce - odpowiedział James szczerząc się do profesorki. Lily postanowiła nie wtrącać się w dyskusję. I tak czuła się wyjątkowo podle. Miała nadzieję, że ominie ją szlaban. Nigdy wcześniej żadnego nie dostała.
Minerwa McGonagall uśmiechnęła się pod nosem. Czyżby w końcu Potterowi udało się namówić Evans na spotkanie? To było co najmniej dziwne, ale prawdopodobne. Od zawsze wiedziała, że ta dwójka była sobie pisana. Założyła się nawet z Albusem Dumbledorem o to, kiedy w końcu się zejdą i wyglądało, że wygrała zakład. Z trudem powstrzymała tryumfalny uśmieszek, który chciał pojawić się na jej twarzy.
- Cóż. Skoro tak dobrze bawiliście się na randce, to będziecie się świetnie bawić na szlabanie. Proszę zgłoście się do mnie jutro o 18. A teraz zapraszam do wieży. Odprowadzę was.
- Tak, pani profesor - mruknęła Lily opuszczając głowę.
Dotarli pod portret, gdzie zostawiła ich McGonagall.
- Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła - powiedział James kierując się do dormitorium.
- Jestem tak samo winna, jak ty. Nie, nie jestem zła. - westchnęła. Uśmiechnął się do niej. - Dobranoc.
Podczas kolacji Lily podeszła do Jamesa. Nieśmiało położyła mu dłoń na ramieniu.
- Musimy iść - oznajmiła. - McGonagall czeka.
James uśmiechnął się do niej pocieszająco.
- Panowie, widzimy się wieczorem! - Wstał od stołu i głośniej, tak żeby usłyszał go siedzący przy stole Slytherinu Severus, powiedział: - Mam szlaban razem z najpiękniejszą rudowłosą panią prefekt! - odmeldował się reszcie Huncwotów i niby przypadkiem skłonił głęboko w stronę Severusa. Syriusz wybuchnął śmiechem. Ze strony stołu nauczycielskiego dobiegł uczniów jęk zawodu i zadowolony głos profesora Flitwicka:
- Ha! Wisisz mi galeona, Horacy!
Lily spojrzała na w stronę nauczycieli. Wyglądała dokładnie tak, jak Minerwa McGonagall, gdy karciła Huncwotów.
- Ruda i szlaban? Pani prefekt? Fiu fiu! - zawołał Syriusz klaszcząc i kłaniając się przed nią w pas.
- Och, zamknij się Black. - Lily przewróciła oczami. Zapowiadał się ciężki wieczór.
Lily wyszła z Wielkiej Sali ramię w ramię z Jamesem. Odprowadziło ich lodowate spojrzenie Severusa, który ze złością tak uderzył pięścią w stół, że rozlał sok dyniowy.
- Ponieważ jesteście dobrymi uczniami, sprawdzicie wypracowania z transmutacji pierwszorocznych - oznajmiła McGonagall podając im stertę wypracowań. - Proszę zapisać poprawki i błędy oraz wystawić oceny. Mam nadzieję, że podejdziecie do sprawy rzetelnie. Przeczytam wasze uwagi i jeśli coś będzie nie tak, wyciągnę wnioski. Jeżeli będzie bardzo źle, przez najbliższy miesiąc będziecie siedzieć na transmutacji z pierwszorocznymi. Ale wierzę w was.
Przytaknęli. Wypracowań nie było wiele. Podzielili się po połowie. Lily od razu zabrała się do pracy. James przyglądał się jej przez chwilę i chwycił pierwszy pergamin od góry. Postanowił się nie odzywać. Lily chciała, żeby spoważniał, to postanowił udowodnić jej, że tak właśnie będzie. Zabrał się do pracy. Jego plan niestety nie wypalił już na samym starcie. James wybuchnął śmiechem. Rudowłosa spojrzała na niego pytająco.
- Kupka. Dzieciak ma na nazwisko Kupka - rechotał James. Lily próbowała powstrzymać emocje. Niestety. Trzęsące ramiona zdradziły ją i wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
- Ja mam jakąś zwykłą Abbot. - Spojrzała, nieco rozczarowana, na nazwisko w rogu pergaminu.
Rudowłosa nie mogła się skupić na czytanym tekście. Prace były napisane tragicznie, jakby pierwszoklasiści nie potrafili sklecić zdania po angielsku. Pomijając błędy gramatyczne, sama treść również nie powalała. Nie rozumiała, jak to jest możliwe. Przecież ona w ich wieku nie miała takich problemów. Żeby to jedna praca... Ale każda była taka sama! Miała ochotę wrócić do dormitorium, zebrać cały pierwszy rok i przez całą noc łopatą kłaść im do głowy, jak używać przecinków, czemu w każdym zdaniu powinno być orzeczenie, a przede wszystkim, jak właściwie działa magia.
- Nie mogłabym być nauczycielką - mruknęła sprawdzając kolejną już pracę i przerywając ciszę. - To stek bzdur. Callow, znasz go? Napisał ten sam akapit cztery razy, żeby praca osiągnęła wymaganą długość. To żałosne.
- Mam nie lepiej. Wiesz, może po prostu nie ma już tak wybitnych uczniów, jak my - wyszczerzył się do niej. Lily roześmiała się.
- Ty masz szczęście i talent, nie musisz się uczyć - odparła. - Chociaż czasem by ci się przydało dostać jakąś nauczkę.
- Ale komu się chce, skoro można ten czas wykorzystywać w zupełnie inny sposób? - Zignorował przytyk, filuternie puścił do niej oko i z powrotem nachylił się nad wypracowaniem. Lily pokręciła głową z niedowierzaniem. Odłożyła pióro. Z torby wyciągnęła dwa ciasteczka, które spakowała podczas kolacji. Podeszła do Jamesa i położyła jedno przed nim siadając na blacie, przy którym siedział.
- Przerwa? - Uśmiechnęła się.
- To najlepszy szlaban w moim życiu! - Przeciągnął się. Chrupnęło mu kilka kości, a sam ziewnął potężnie. Chwycił ciastko i ugryzł je z wyrazem błogości na twarzy. Lily obserwowała go uważnie. Może Potter nie był wcale taki zły?
-
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...