Rozdział ten powstał na spółę z AdamFro2, moim pisarskim mentorem i "korektorem", jak go nazywam, a prywatnie przyjacielem. Adaś, dziękuję Ci serdecznie za opis meczu, z którym kompletnie bym sobie nie poradziła! <3 Jesteś najlepszy!
----------------------------------------------------
Nastał dzień otwierający sezon Quidittcha, do którego James Potter przygotowywał się już od wakacji. Pod koniec piątego roku wiadomo było, że po skończeniu szkoły przez Jacka Peecka to on obejmie stanowisko kapitana drużyny. Oficjalne zawiadomienie dotarło do niego jednak wraz z listą podręczników. Gdy tylko to nastało, spędzali z Syriuszem godziny aby ustalić taktykę na pierwszy mecz przeciwko Slytherinowi. Następnie James trenował swoją drużynę wyciskając z nich ostatnie poty. Sam również przyłożył się do pracy. Każdego poranka, poza weekendami, biegał rano po błoniach aby poprawić swoją kondycję i wzmacniał mięśnie podciągając się na gałęziach drzew, robiąc pompki, brzuszki i inne ćwiczenia. Miał nadzieję, że dobrze zbudowaną sylwetką pomoże sobie nie tylko na boisku, ale też spodoba się Lily. Miał nadzieję, że wygląd greckiego boga zwycięży w walce o jej serce z mizerną postawą przygarbionego Snape'a.
- Łapciu, myślisz że Lily przyjdzie na mecz? - jęknął polerując swoją odznakę kapitana.
- Jeśli nie pojawiła się dotąd na żadnym, to miałaby się pojawić teraz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie liczyłbym na to.
James westchnął. Jego starania były kompletnie bez sensu. Evans była upartą sztuką i, najprawdopodobniej, nie wybaczyła mu jeszcze znęcania się nad Wycierusem.
- Lily no proszę cię! Chodź ze mną! - Marlena starała się ubłagać rudowłosą do pójścia na mecz. - Ja tak bardzo chcę go zobaczyć, a dziewczyny się gdzieś porozbiegały!
- Idź z Huncwotami - odparła Lily zaplatając sobie warkocz.
- Kiedy ja chcę z tobą! Nie można całego swojego czasu spędzać z facetami. - Założyła ręce na ramiona. - Lilyyyyyy - przeciągnęła końcówkę jej imienia.
- O Merlinie, dobra. Niech ci będzie! - Evans przewróciła oczami. Marlena pisnęła z zadowoleniem ubierając się w wygodne ubrania i nakładając na szyję szalik w barwach Gryffindoru. Lily poszła za jej przykładem. Skoro już szła na mecz, to chociaż wypadało kibicować swojej drużynie.
Dziewczęta skierowały swoje kroki do wyjścia z zamku. W Wielkiej Sali zgromadziły się tłumy uczniów. Większość z nich była w barwach Gryffindoru. Najprawdopodobniej tylko Slytherin kibicował swojej drużynie. Cała reszta szkoły trzymała kciuki za wygraną Gryfonów, która mogła zepchnąć Slytherin z pierwszegomiejsca tabeli Pucharu Domów. Marlena w tłumie dojrzała trójkę Huncwotów, którzy z transparentami pod pachami przepychali się do wyjścia. Pociągnęła Lily w ich kierunku. Ktoś potrącił ją w ramię. Obróciła się szybko. Zobaczyła znajome czarne oczy.
- Lily - powiedział Severus szybko próbując złapać ją za nadgarstek. Chciał z nią porozmawiać. Dziewczyna spojrzała na niego z wrogością i odwróciła wzrok w stronę Huncwotów.
- Syriusz! Remus! Peter! - zawołała mając nadzieję, że Snape przygląda się jej. Huncwoci zatrzymali się.
- EVANS! - wrzasnął Black rozkładając ręce jakby chcąc ją przytulić. Lily wyprzedziła Marlenę, która była równie zszokowana zachowaniem tej dwójki, co obserwujący sytuację ślizgon. Mimo to, przepychała się dalej przez tłum. Lily wskoczyła na plecy Blackowi. Złapał ją szybko pod kolanami, żeby nie upadła.
- NA POHYBEL SKURWYSYNOM! - wrzasnął Black na cały korytarz.
- PROSZĘ UWAŻAĆ NA JĘZYK PANIE BLACK! – gdzieś z daleka dobiegł wrzask profesor McGonagall. Remus i Peter zarzekali się później, że słyszeli też figlarny chichot Dumbledore'a.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...