Zimowa pełnia nie była taka jak zawsze. Lunatyk czuł się koszmarnie, dużo bardziej obolały niż zwykle, i to nim jeszcze nastała przemiana. Chodził w paskudnym humorze, unikał Huncwotów, Marleny, Lily i Anny, aż finalnie cały dzień spędził w łóżku. Nawet czekolada nie pomagała mu się zrelaksować i zrezygnował z jedzenia jej już po pierwszym odłamanym pasku, a to do niego nie było ani trochę podobne.
Nastał w końcu czas udać się do Bijącej Wierzby, Huncwoci mieli do niego dołączyć jak zawsze, niedługo po przemianie. Tym razem jednak Lupin nie bardzo chciał, żeby w ogóle się pojawiali. Miał bardzo złe przeczucie, uścisk w żołądku, który nie dawał mu spokoju, a nie był jednocześnie objawem jakiegokolwiek zatrucia pokarmowego, czy podniecenia, które czuł zawsze podczas dowcipów, które w poprzednich latach tak namiętnie robili. Nie. To było zupełnie inne uczucie i wcale nie miało nic wspólnego z jego normalną postacią. Lunatyk czuł w kościach, że chodzi o jego wilczą formę.
Wrzeszcząca Chata przywitała go jak zwykle ponuro. Odkąd opanował odpowiednio zaklęcia i stał się odpowiedzialny sam za siebie nauczyciele nie kwapili się odwiedzać to miejsce i pomagając mu przed i po przemianach. Nie było to konieczne. Remus stał się silniejszy, czasem tylko, jeśli długo nie wracał, pielęgniarka szkolna udawała się tam żeby sprawdzić, czy wszystko z nim było w porządku. Zwykle jednak to Huncwoci wspierali go jak mogli, pomagali przedostać się do szkoły, czy przynosili mu jedzenie, gdy nie miał siły się ruszyć przez kilka kolejnych godzin.
- Przygotowani? Jak Remus? - spytała Lily siadając obok Jamesa na kanapie w Pokoju Wspólnym.
- Remus ma...gorszy dzień... - odpowiedział jej Peter.
- Gorszy dzień? Stanowczo nie zgodził się żebyśmy z nim byli! Stracił rozum, czy jak?! - Kompletnie zbulwersowany Syriusz podniósł głos.
- Może chciał przemyśleć sprawy z Anną? - Bardziej zastanowiła się niż spytała Lily.
- Och, tak... wybrać jej kwiaty, zorganizować romantyczną kolację przy świecach, a potem położyć na kocu i przeżyć ten pierwszy raz pod rozgwieżdżonym niebem - ironizował Łapa.
- Kochanie, czy ty wiesz jak działa wilkołak podczas pełni? Uwierz mi, ostatnią rzeczą, o której myśli jest jego życie w postaci człowieka. Rzekł bym, że nawet nie wie, że nim jest - westchnął James.
- Och... to nie wiem, może faktycznie ma gorszy dzień... - Lily wzruszyła ramionami jednocześnie jednak martwiąc się o przyjaciela. -... i sama nie rozumiem dlaczego to mówię, ale... może dobrze by było żebyście pilnowali wyjścia w Hogsmeade i z wierzby? Co jeśli jakoś z nich wyjdzie?
- O zakazany las nie musimy się bać. Bez różdżki nie przedostanie się na tę stronę. Ale może faktycznie to będzie dobry pomysł żebyśmy zwrócili uwagę na Wrzeszczącą Chatę... - zastanowił się James. Zrobiła mu się pionowa zmarszczka na czole. - Z drugiej strony - dodał. - Wrzeszcząca Chata jest zabezpieczona zaklęciami ochronnymi rzuconymi przez Dumbledore'a. Myślę, że nie powinniśmy się tak bardzo martwić. Chyba że Łapa wypaplał jakiemuś kolejnemu ślizgonowi o tajemniczym sęku - James rzucił przyjacielowi pogardliwe spojrzenie.
- Byłem, zrobiłem, więcej nie powtórzyłem. - Black machnął ręką jakby chciał odgonić od siebie natrętną muchę.
- Trudno. Nie chciał, to nie. Nie powinniśmy zakładać najgorszego! Poza tym, trochę szacunku do Remusa. Chyba wie co robi, pełnie w wakacje i w domu jakoś spędza sam i ma się dobrze. Poza tym zbliża się koniec roku i koniec naszej przygody w Hogwarcie... - James zasępił się. - Merlinie, zrobiłem się sentymentalny! Wszystko twoja wina, Evans!
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...