Zoya McLarrens w przeciwieństwie do swojego brata, który powszechnie znany był jako jeden z najlepszych zawodników Quidditcha, była osobą skrytą. Wizualnie nawet nie można było powiedzieć, że w ogóle byli spokrewnieni. Ani jedno ani drugie nie wdało się w matkę. Charaktery też mieli inne. O ile jej brat był duszą towarzystwa, tak ona trzymała się ze swoimi współlokatorkami, ale więcej słuchała niż cokolwiek mówiła. Co więcej, miała wrażenie, że te nawet za nią nie przepadały i kolegowały, bo tak wypadało i bo jej brat był kimś. Warto więc było mieć ją w znajomych. I właśnie przez tę swoją przeciętność trafiła do Hufflepuffu.I może właśnie dlatego tak dobrze czuła się w towarzystwie Petera Pettigrew. Słuchała opowieści o przygodach Huncwotów, w których oczywiście brał udział, śmiała się z jego dowcipów i pomagała mu w nauce. Spędzali czas razem, lekko na uboczu - tak jak nauczyli się to robić w swoich grupach przyjaciół. I właśnie ta odmienność dawała im poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia.
A Peter? Peter miał wszystko - Huncwotów, których podziwiał i Zoyę, która podziwiała jego. Nie przeszkadzały jej słabe wyniki w nauce, szlabany i zamiłowanie do jedzenia. No i całowała się z nim, w czym by zaskakująco dobry. I pomagała w nauce, dzięki czemu Remus nie musiał z nim tyle siedzieć nad materiałem - i co dawało okazję do dalszego całowania się. Ogólnie Peter, tak samo jak i reszta Huncwotów, porzucił nieco działania w grupie na rzecz swojej dziewczyny.
- Z tego nie będzie nic dobrego, mówię ci - Marlena obserwowała Petera i Zoyę, którzy skryci w kącie korytarza szeptali między sobą trzymając się za ręce.
Lily podniosła brew niczym McGonnagal.
- Czemu tak uważasz? To jego pierwsza dziewczyna, wiem że mógłby się załamać, gdyby się rozstali, ale ma Huncwotów, którzy, jestem pewna, mogą go z tego wyciągnąć.
- Nie o tym mówię. Coś mi się nie podoba w tej dziewczynie. Ma w sobie coś bardzo ślizgońskiego - odparła Marlena nawet nie reagując, kiedy ramię Syriusza wylądowało na jej barkach.
Lily nigdy nie wiedziała, w jaki sposób Black potrafił być członkiem jakiejś konwersacji i jeszcze w jej trakcie nie być zorientowanym o czym w ogóle była mowa, a każdą prywatną rozmowę słyszał z dokładnością co do kropki.
- Może wydaje ci się tak dlatego, że Zoya jest Puchonką. Oni mają coś z każdego domu i po prostu nie mogą się zdecydować, co wybrać.
- Jesteś okropny, Łapo. - Lily przewróciła oczami.
- Może... - Marlena przestała wpatrywać się w parę i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Cała poważna atmosfera niczym z historii kryminalnych zniknęła jakby ktoś rzucił Finite Incantatem. - Co dziś zbroiliście? - spytała.
- Królowo! Jestem grzeczny jak aniołek! - zaperzył się Syriusz.
- A ja jestem Królową Anglii. Nie rozśmieszaj mnie - prychnęła Lily ponownie przewracając oczami.
- Z końca korytarza słyszę ruch twoich gałek ocznych! - krzyknął James i jak sarenka doskoczył do ich grupki całując Lily w policzek. Chwilę po nim dotarł też Remus, zziajany, bo musiał truchtać za znacznie bardziej wysportowanym przyjacielem, i jakiś taki nieobecny wzrokiem.
- Jesteście niemożliwi - westchnęła Lily wrednie się uśmiechając. - A teraz zapraszam wszystkich na wasze ukochane zajęcia! Owutemy dla przyszłych aurorów zbliżają się wielkimi krokami, kochani! Zostały nam tylko trzy miesiące do egzaminów!
- A kto to przyszedł? Pani Maruda! Niszczycielka dobrej zabawy, pogromczyni uśmiechów dzieci! - jęknął Syriusz, za co dostał kuksańca w ramię. - NO EJ! TYLKO NIE W SZCZEPIONKĘ! - oburzył się łapiąc za ramię i rozcierając energicznie.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...