Snape wpadł do holu i niemal zderzył się z Lily.
- CHCIAŁ MNIE ZABIĆ! - wrzasnął kierując różdżkę w stronę Syriusza, który siedział na ostatnim stopniu głównych schodów i czekał na rozwój sytuacji. Pilnował, żeby Lily nie wybiegła w mrok. Był przeraźliwie blady. Dotarło do niego, jak wielkie niebezpieczeństwo ściągnął na wszystkich i czuł się jak śmieć. Na dźwięk głosu Snape'a poderwał się z miejsca. Lily stanęła pomiędzy nimi twarzą do Severusa.
- Sam się chciałeś zabić - syknęła, patrząc na niego twardo.
- Wiedziałaś? - Snape zwrócił się do niej. - Wiedziałaś, że Lupin jest...
- Tak, wiedziałam - odparła.
- Przez cały czas... wiedziałaś i oszukiwałaś mnie? - Snape zbladł. Wyglądał jakby ktoś go znokautował. Lily nie odzywała się. Zacisnęła tylko dłoń mocniej na różdżce. - Wiedziałaś i zgadzałaś się na to, żeby trzymać tego potwora w szkole?
- REMUS NIE JEST POTWOREM! - wrzasnął Syriusz robiąc kilka kroków w przód.
Snape uniósł różdżkę nad Lily chcąc uderzyć w Syriusza zaklęciem. Nie zdążył. Przeleciał kilka metrów i zatrzymał się na ścianie. Podniósł się. Rudowłosa stała z wyciągniętą w jego kierunku różdżką.
- WSZYSCY ZOSTANIECIE WYRZUCENI! - wrzasnął w ich kierunku.
- Nikt nie zostanie wyrzucony. - Drzwi otworzyły się. Stanął w nich Albus Dumbledore.
- Co z Jamesem?! - Lily rzuciła się wręcz w jego kierunku.
- Tu jestem. - Chłopak wyłonił się zza pleców dyrektora. Był blady, jego koszula w połowie czerwona była od krwi, a on sam oddychał ciężko. Lily podbiegła do niego, ale nie rzuciła się na szyję. Drżącymi dłońmi rozchyliła podartą koszulę i odkryła ogromną ranę na ramieniu.
- Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur... - mruczała. Krew przestała lecieć, a rana zaczęła znikać. James syknął. - Vulnera Sanentur. - Rana zasklepiła się.
- Ty szlamo! - warknął Snape podnosząc się z podłogi. - Jak śmiesz używać na nim mojego zaklęcia?!
Lily spojrzała na niego groźnie nie komentując sytuacji.
Zaniepokojona krzykami Minerwa McGonagall pojawiła się na korytarzu.
- Albusie? Co tu się dzieje? - zawołała ze schodów.
- Minerwo! Leć po panią Pomfrey, przyda nam się tu! A potem przyjdź do gabinetu i koniecznie przyprowadź ze sobą Horacego - odparł Dumbledore. McGonagall zawróciła się i pognała w stronę Skrzydła Szpitalnego.
- Merlinie, James! - jęknęła Lily, gdy James zatoczył się do tyłu, przeraźliwie kaszlnął i jęknął z bólu robiąc się blady. Podtrzymała go przed upadkiem. Dostrzegła, że z prawego boku chłopaka wystawał kawałek drewna.
- Panno Evans, proszę tu poczekać z panem Potterem na panią Pomfrey. Panie Black, panie Snape, zapraszam do gabinetu - odparł Dumbledore patrząc po zgromadzonych. Ze schodów zbiegała już pielęgniarka w towarzystwie opiekunki domu Gryffindoru.
Nikt nie zauważył, kiedy do kieszeni Syriusza wskoczył szczur. Peter był z nimi cały i zdrowy oraz ciekawy dalszego toku wydarzeń. Łapa odetchnął z ulgą. Rzucił szybkie i zaniepokojone spojrzenie w kierunku Jamesa i Lily, ale czując na sobie spojrzenie dyrektora poszedł do jego gabinetu.
Niedługo za nimi do pomieszczenia weszła McGonagall z Horacym Slughornem. Na korytarzu zrobiło się cicho.
Lily trzymała Jamesa za dłoń, gdy pani Pomfrey zajmowała się jego raną. Chłopak leżał na posadzce i ciężko oddychał. Widać było, że walczył ze sobą, żeby nie stracić przytomności.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...